A: S: 1| W: 1| Z: 2| I: 3| P: 1| A: 1
U: B,P,A,O,Skr,W,Śl,MA,MO,MP: 1| MA,MO: 2|
Atuty: Szczęściarz, Niestabilny
Wgapiał się jak idiota w oczęta nieznanej mu samicy. Były głębokie, wypełnione dobrodusznością oraz wcześniej wspomnianą szlachetnością. Mimo tych wszystkich pozytywnych rzeczy zamieszczonych w jej ślepiach on dostrzegł coś... niezwykłego. Nad dolnym punktem łzowym, który odznaczał się swoją nadprzyrodzoną smolistą powłoką, oczy nie były już barierą dla instynktów. Opiekuńcza, tak, owszem, lecz nie z cnoty, lecz lojalności. W środku, pod tęczówką, pod wszystkimi wiązaniami, kryła się dzika, typowa dla samotnych smoków, obrzydliwość. To, bzdura stworzona przez przepojony liryzmem umysł, rozpaliło młodzieńca do czerwoności, natychmiastowo wyszarpując jego obojętność z cielska.
Chciał się rzucić w przód, wyjść całkowicie na brzeg, wyjąć ogon z objęć wody, krzyknąć „ukaż się!“, aczkolwiek jego stan... stał się wystarczającym ograniczeniem. Wywinął się w bok; zaburczało mu w brzuchu niczym grom z jasnego nieba. Stęknął rachitycznie.
Nagle, z cielska górskiej samicy, wylęgła się chmara dymu. Powędrowała tuż do niego, a ten, zaszokowany, wydał z siebie głuche syknięcie boleści. Owinęła się wokół jego szyi, to pod łapskami, a niektóre drobinki wtargnęły do środka organizmu. Zacisnął zęby, gotów do ostatecznego ciosu, do pojednania się z halucynacjami, jednak! na wszystkie miłosierdzia, ta smoczyca była boginią!
Ogromna wielokolorowa mgła wsiąkła pomiędzy błękitnie świecące łuski, a ciało, jakby nigdy nic, absorbowało wszelakie dobra. Gwałtowna zmiana temperatury obszyła go drgawkami. Uran z nieopisanie głupim wyrazem, zastygłym na twarzy, mruknął to i owo, po czym przymknął oczęta. Zapachy wbijały się w jego nozdrza, a uczucie, tak błogie, ścisnęło smoczym żołądkiem.
Głos dobiegł. Wzrok powędrował ukradkiem na kwadratową twarz urozmaiconą kolcami na kościach jarzmowych. Żuchwa delikatnie kłapała powietrze, a struny głosowe brzęczały melodyjnie. Wyleżawszy, wysłuchiwał z uwagą.
– Piętno – mruknął wijąc swój wąsik. – Klątwy – powtórzył sam do siebie. Tłumaczyło to wiele rzeczy, specjalnie do myśli na początku. Kiedy lampił się na jej ślepia, zauważył to, i teraz odczuł tę samą chęć krzyknięcia bezsensownych słów. Toć był dzieckiem, a bycie dzieckiem to... emocjonalność oraz swoboda. Potok myśli został przerwany przez kontynuację, więc ostateczną decyzją Uranu było pozostanie na brzuchu.
Kręcił łbem, kodował wszystko w swój mały móżdżek. Przytaknął kufą w sarkastycznych wyrazach wdzięczności za te komplementy o "ekspresywnym przebiegnięciu terenów". Jego ślepia się zaszkliły, a sam uśmiechnął się mimowolnie. To wszystko jest... cudem. Nagle... nowy zapach, żołądek znowu odezwał się z poirytowaniem.
Wstał na równe łapska, rozejrzał się w około, zerknął na smoczycę w podzięce oraz oszołomieniu, lecz ignorując te wszystkie emocje – pchnął się ku jedzeniu. Polizał mięsiwo, niuchnął poszczególne miejsca. Zwłoki były pozbawione krwi, nie miały skóry, tylko kości i mięśnie. Ślina wyciekała z pomiędzy zębisk, które natychmiastowo wbiły się w cielsko. Mocny zacisk, pociągnięcie, a dźwięk rozrywającego się ścięgna jak i mięśni, uradował samca. Nie skupił się nawet na przeżuwaniu, surowe kawałki lgnęły przez przełyk z niesamowitą prędkością. Grdyka latała jak szalona. Cienkie pazury wbijały się w doczesną powłokę jakiegoś wszystkożercy, wszak ten gest nie był ordynarny. Był niezwykle... czarowny.
Kolejne pytanie dotarło do jego bębenków. Przełknął srogi kawał mięsa, oczyska mu się zaszkliły. Ślepia znowu wbiły się w jej – zdaniem Uranu – enigmatyczne gałki oczne. Zaufał górskiej, zaś te emocje nie próbowały się nawet kryć. Łapsko położone zostało na grudce mięsiwa i kości. Zabulgotał, po czym rozpoczął niechętnie swój monolog, prawdopodobnie jedyny, jaki uda mu się wykonać w przeciągu kilku księżyców:
– Atak. Sheamer – jego łeb wlókł się za... dwunożną postacią! Zauważył mnie, to i też zaatakował, a ja, jak to ja, uciekłem posiadając takową okazję. Tam był klif, taki stromy, lecz niski, ale jednak bardzo stromy. To ten, zamachnął się, a to ja splunąłem kwasem jak mnie Sheamer uczył. Krew bryzgała, coś tam krzyknął, a ja uniknąłem ataku i się wywaliłem. No, spadłem z klifu. Nie miałem nic pod łapskami, a wiatr mnie targał w dół, zamiast uratować i plusk! Wpadłem do wody, i no, obudziłem się tutaj. I wtedy przyszłaś ty, uratowałaś, powiedziałaś coś o wodzie. Na to ja wtedy myślę – przeznaczenie! Wpadłem do wody, wyciągnąłem się z wody i poznałem kogoś z... ino, wody.
Odchrząknął, głos się załamał, schował pysk pod ogonem. Tym gestem pochwalił się mimowolnie swoją umiejętnością poruszania tą kończyną, a tym rozgadaniem – słabym zasobem słów. Jego ojciec nie należał do najinteligentniejszych, lecz w głębi serca, młodziak czuł, że w ogóle – oprócz chwilowego stylu mówienia – nie był powiązany z tym, zdechłym, smokiem.
– W ogóle – dodał, jeżeli już zaczął. – co to za cudy?
Paliczki poklepały resztki żarcia, po czym ogonem poklepał się po ciele. Jeżeli miał okazję to chciał się dowiedzieć czy przypadkiem nie umarł i nie pozostał halucynacją. A nawet jeżeli jest poza światami, to mu to odpowiadało. Nie na długo, wiedział o tym, ale teraz było w porządku. Nawet lepiej, niż w porządku. Wciągnął woń wiosny do płuc, westchnął mimowolnie. Obdarowawszy ją ciepłym spojrzeniem wyczekiwał bardziej odpowiedzi, niż rozwoju sytuacji.
Licznik słów: 785
CO MOŻNA SPOTKAĆ NA NIESPODZIEWAJKACH:*
• Urgumm Piaskowyjec
• Kovarothenon
• Chrystyna
• Krwiopijec
• Aster gawędka
• Pan lub Pani Papier
• Zyzuś Tłuścioch
• Igrasso
* wszystkie akcje z tymi stworzeniami mają konsekwencje i zachowują się jak zwykłe postaci – mają rozum. można je zabić, zmienić cały życiorys lub utrzymywać dobre relacje z nimi, a czasem i wręcz przeciwnie.
LISTA ŻETONÓW:
• 0x platyna
• 0x złoto
• 0x srebro
• 2x brąz