OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nie była pewna skąd i dlaczego smoki wydzielają najwięcej woni, choć Słowo miał rację, że kilka grudek błota nie zdoła tego zamaskować. Nie mogła jeszcze posłużyć się maddarą, tak jak zasugerował, ale nie była pewna czy właśnie tego od niej oczekuje, czy tylko wskazuje lepszą metodę przenoszenia wody. Uśmiechnąwszy się szerzej kiwnęła łbem. Nie chciała zdradzać niepotrzebnie jak niewiele potrafi, bo mógłby nie uwierzyć że długi sen stanowił dostateczne wyjaśnienie do życiowej nieporadności.Następną część ćwiczenia obserwowała bez komentarza, do momentu zasugerowania alternatyw do nacierania się trawą.
– Krew drzew jest bardzo gęsta, zmywanie jej później byłoby uciążliwe. Nie chciałbym też uszkadzać tak dużej, świadomej rośliny, jeśli nie jest mi to potrzebne – wyjaśniła uprzejmie, przeświadczona że pogląd na temat drzew, który przedstawiał ojciec, był wśród smoków uniwersalnie akceptowany, a dla wyjątków którzy go negowali, dobrze kojarzony konceptualnie.
– Zwierzęce odchody to chyba przesada... Ale słyszałam, że igły też dobrze negują zapach. Czy to prawda? Nie ma żadnych w pobliżu – właściwie upewniła się kręcąc łbem na lewo i prawo.
– Ale mogę ich użyć w przyszłości – to powiedziawszy przystąpiła do realizacji bezpośrednio zaprezentowanej jej metody. Trawa nie była przez Strażnika opisana jako świadoma, toteż bez wyrzutów sumienia oderwała łapą skrzydła większą garść i rozgniotła na powierzchni łapy. W miarę rozprowadzania zielonej masy po ramieniu, przez myśl przemknął jej nowy pomysł.
– Hej, a czy istnieje coś co można łatwo zmyć i dobrze przewodzi zapach? Ojciec wspomniał, że uzdrowiciele nakładają maści na rany, ale nie wiem jak to wygląda. Myślisz że dałoby się zrobić maść z trawy? – Jako że nie miala teraz żadnych specjalnych składników, kontynuowała zrywanie źdźbeł, które następnie wyciskała, a potem mieszała z błotem dla zwiększenia ich przyczepności. W ten sposób zasłoniła jaśniejszą przestrzeń bliżej ud, uzbrojone ramiona i boki. Błonę skrzydeł maźnęła powierzchownie, bardziej myśląc o zróżnicowaniu ich jednolitej faktury, niż zamaskowaniu woni. Do całego zestawu dorzuciła także kilka drobnych, przyniesionych przez rzekę gałązek, czy roślin rosnących bezpośrednio przy brzegu. Umieściła je przede wszystkim na głowie, wciskając je między segmenty rogów, gdzie mogły dobrze się utrzymać. Na zakończenie odrobinę błota i trawy ułożyła także na swoim karku. Nie mogła tam sięgnąć łapą, a nie chciała tarzać się w ziemi (od czego najpewniej powinna zacząć), więc rozsmarowała formułę na końcówce długiego, giętkiego ogona. Jego używała też, kiedy chciała się podrapać, więc dobrze wiedziała o jego użyteczności. Bez problemu sięgnęła nim niedostępnego naturalnie fragmentu ciała.
Zakończywszy błotną ubierankę okręciła się wokół osi, żeby zaprezentować finalny efekt i wbiła podekscytowane, pytające spojrzenie w swojego nauczyciela.
Jedno Słowo
















