OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Zmarszczył lekko nos, biorąc płytki, mało satysfakcjonujący wdech. Czymże była obserwacja, jeśli nie dodatkowym schodkiem teorii? Wszak każdy wojownik, niezależnie od tego, ile walk widział, nie radziłby sobie bez solidnej praktyki, wykonanej osobiście. Czy z uzdrowicielami nie było tak samo? Na ich barkach, rzecz jasna, ciężko osadzona była zupełnie inna odpowiedzialność.– A co jeśli uzdrowicielowi się nie uda? Pomyli zioła. Pogorszy sprawę, albo w ogóle nie uratuje smoka, który z powodu błędu umrze. – Przecież każdy mógł się pomylić. Każdy mógł zrobić coś, co w założeniu powinno przynieść pożądane skutki, podczas gdy rzeczywistość okazywała się gruntownie brutalniejsza.
– Odbiera mu się rangę, czy... coś więcej? – Kara śmierci z pewnością nie byłaby brana pod uwagę, przynajmniej nie w Stadzie Ziemi, a gdzieś, gdzie reguły są nieco bardziej rygorystyczne, choć... kto wie?
Może w pewien sposób zaskoczyłyby go decyzje Poranka - choć może nie tak jak wieść o tym, że ojciec był w zaświatach.
– Oh – wydukał. Powinien powiedzieć, że mu przykro? Czy przeprosić za pytanie? Jak w ogóle zachować się w sytuacji, kiedy ktoś umarł, ale został wskrzeszony? – Nie wiedziałem, że bogowie aż tak bardzo się nami przejmują. Raczej sądziłem, że jesteśmy dla nich jak takie... sarny. Tysiące na całym świecie, żadna warta więcej od poprzedniej. – Wzruszył barkami, ściągając lekko wargi.
Najwyraźniej będzie miał więcej tematów do omówienia w przyszłości, niż z początku sądził. Przede wszystkim poruszy z ojcem jego porażkę oraz to, co było potem - czy widział coś po śmierci? Czy wskrzeszenie jakoś... czuł? Jak w ogóle czuje się smok, który umiera i który później powraca?
Może tak samo jak zając, który zmierzał ku jakiemuś celowi - tylko po to, aby w połowie się rozmyślić i zawrócić na stare tory.
– Tch. – Zacisnął zęby, niezadowolony z całej tej chaotycznej mieszaniny śladów. W normalnych warunkach najpewniej nie fatygowałby się aż tak dla pojedynczego królika... ale co zrobić, kiedy oczy matki patrzyły i oceniały? [mention]Różane Wino[/mention] najpewniej nie byłaby szczególnie zadowolona, gdyby jej syn nagle zadeptał wszystkie pozostawione wskazówki, odwrócił się na pięcie i poszedł szukać czegoś innego.
Ruszył za śladem prowadzącym na wschód. Wydawał mu się sensowniejszy, choć może były to tylko pozory w związku z tym, iż ukryte wśród roślinności nie zatraciły intensywnej woni, jaka na południowym szlaku została rozwiana. Być może ostrość oraz wyrazistość zapachu spowodowane były również faktem, że tę samą trasę zwierzę przebyło dwukrotnie, o czym już wkrótce się przekonał, bowiem trop, za którym podążał, urwał się. Już go nie było, tak po prostu, nie prowadził nigdzie - zapachu nie mniej brakowało.
Zwierzę tak po prostu nie mogło wyparować, co? Pochylił głowę, coby spojrzeć pod siebie - i za siebie. Cała grzywa opadła na glebę, a ogon kołysał się niecierpliwie na boki. Wśród tych nic nieznaczących detali były te przeklęte ślady. Spojrzał na nie raz jeszcze. Z bliska. Badawczo. Dopiero wtedy dostrzegł, że palce skierowane są zarówno na wschód, jak i zachód, lecz te prowadzące w kierunku wstającego słońca były lekko zduszone większą poduszeczką. Ha. W konia go zrobił, co? Poleganie na jednym zmyśle nie było wcale takie dobre.
Zawrócił się.
Ruszył na południe, gdzie, choć zapach był mniej wyraźny, tropy prowadziły dalej i dalej przez roślinność. Wiatr nagle uderzył go z innej strony, a kasztanowa grzywa zasłoniła widok na świat na kilka długich uderzeń serca. Westchnął. Poprawił włos. Ruszył dalej. Zapachu brakowało, lecz nie przejmował się tym - już na poprzednim błędzie uświadomił sobie, iż nie sama woń świadczy o obecności zwierzęcia.
Nadstawił w związku z tym uszu, a także skupił bardziej na wzroku. Podążając za tropem nagle znalazł się nieopodal chruśniaków, które wciąż obrośnięte były liśćmi. Jakże... niecodzienny widok. Ciekawe kiedy wyłysieją do reszty? Ciekawe co wtedy będą jadły zające. Ten miał szczęście, jak widać, z którego postanowił skorzystać. Nierówno ponadgryzane co zieleńsze listki potwierdzały tezę mówiącą o tym, że ssak tu był - a i był. Sterczące i bacznie nasłuchujące uszy w końcu zostały pobłogosławione. Nieprawidłowość, nawet dobrze odznaczająca się na tle szeleszczącej roślinności. Bardziej wyraźna, niż przebiegająca wśród listowia mysz.
Dźwięk był daleki, lecz podążył za nim. Nie wychylił się jeszcze spomiędzy roślinności, a już dostrzegł przebijające się pomiędzy gałęziami śnieżnobiałe futerko, które aktywnie pracowało przy jednym z drzew. Przycupnął nisko. W miejscu, w którym stał, za krzewem, po czym przekręcił szyję, co by wzrokiem przeczesać okolicę za sobą - w poszukiwaniu matki oraz potencjalnych wskazówek. Miał coś... zrobić teraz? A może nic? Może na tym kończyli lekcję i zawijali się do domu?


















