OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Marchew wysłuchał jej, początkowo ze spokojem. Musiał by przyznać jej rację – nie miałby problemów, gdyby ćwiczył częściej. Ciężko jednak było to uzyskać, gdy tak długi czas pozostawało się pod łapą magicznego snu, czy najzwyczajniej w świecie – niemożliwa była dla niego walka przez potrzebę dojścia do siebie po poprzednich ranach. Napływ kolejnych pytań sprawił za to, że aż odsunął łeb o dwa szpony, wypinając bardziej szyję do przodu, jednocześnie nieco bardziej strosząc swoje zielone rogi i uszy. Przełknął ślinę, nim z powagą przeszedł do odpowiadania na jej pytania.– Niestety moja droga, nie każdy ma szczęście w swoich walkach. Jako młody smok bardzo wiele z nich przegrywałem, – nie, żeby coś się zmieniło... – w związku z czym uzdrowiciele musieli leczyć moje rany, a to... również nie zawsze się udawało. Nie chodzi jednak o to, by kogokolwiek obwiniać – wiem, że sam jestem odpowiedzialny za siebie. Co do Twych pytań... walcząc z szybkimi przeciwnikami, ci często unikają moich ciosów. Widzisz, większość czasu staram się wykorzystywać swoje szpony i kły, rzadziej rogi czy ogon wraz z jego błoną. Gdy przeciwnik jest poza zasięgiem, staram się splunąć na niego kwasem. Jednak... tak, myślę że mogę działać zbyt wolno. Nie boję się krwi, a upadki raczej są rzadkością, poza momentem w którym rany są nie do zniesienia. Atakuję przede wszystkim kończyny przeciwnika, licząc że po trafieniu ich, nie będzie tak chętnie z nich korzystać. Ranna łapa nie uderzy tak mocno, jak ta zdrowa, a także utrudni potencjalne uniki. – przedstawiał swój punkt widzenia. To wszystko? Zamyślił się na moment, trwający minimum kilkanaście uderzeń serca.
– Wiem, że wiele smoków korzysta z pomocy kwarców w młodym wieku, mnie jednak nigdy tam nie było. Od kiedy zdecydowałem się zostać wojownikiem, chciałem samemu zyskać swoje umiejętności, rozwijać się, pokazać że się uda... ale, jak możesz sobie wyobrazić, nie jest to proste. – dokończył, skupiając wzrok na samicy.































