OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
No cóż, to tyle by było z jej snu i wypoczynku przed ciężką podróżą. Strażnik za bardzo wciągnął ją w wir rozmowy, stety-niestety. Wziął ją pod włos, bo nieświadomie – albo może świadomie? – wymusił na niej konieczność korekty jego błędnych wniosków.Lubiła poprawiać innych, więc wiadomo było, że się nie oprze.
Westchnęła ciężko, poruszając lekko barkami. Przewieszona przez jej grzbiet hiena kłapnęła lekko szczękami, niezadowolona ruchliwością swojego obecnego legowiska.
– Bo tak było. – Odpowiedziała zwyczajnie, z błyskiem w ślepiach. Ah, ta zimna satysfakcja gdy wiedziała coś o innym proroku, czego nie wiedział on. Od razu jej się poprawił humor. – Oprawca, tak samo jak Uśmiech Szydercy – ta jego pierwsza forma – otrzymali dosyć zabawny tytuł "Przyjaciół Aterala", za swój wkład w jego narodziny. Mieli więc prawo do wyboru jednej przysługi, na podobnej zasadzie jak obecnie bogowie dają je w podzięce za przywrócenie ich iskier.
Prychnęła cicho, mimowolnie wracając myślami do Sekcji Zwłok, ale nie drążąc tematu dalej. Była zbyt podniecona tym, że teraz to ona mogła podzielić się historyczną wiedzą. I to z kimś starszym od niej. Z prorokiem. Czuła się tak, jakby nie tyle dawała pstryczka w nos Strażnikowi, co bogom, którym służył – jakby to z ich winy był niedoinformowany. Chwilo, trwaj!
– Oprawca chciał by Ateral przetrzymał dla niego jedne jajo na bliżej nieokreślony czas. Spuścizna była wynikiem tej przysługi. – Uniosła lekko ukoronowaną rogami głowę, potrząsając nią. Nie przejęła się słowami samca na temat wątpliwej cierpliwości do pewnych smoków. Za bardzo wczuła się w możliwość upokorzenia go posiadaniem informacji, do których sam nie miał dostępu.
No tak. Jak kocha, to upokorzy...
Co?
Dobry humor uciekł z niej jednak dosyć szybko, gdy Strażnik wspomniał o okolicznościach śmierci Spuścizny. To znów wrzuciło Mahvran w wir wspomnień... Bardzo złego sortu.
Roztrzaskana klatka piersiowa. Czerwono-białe łuski pozbawione zupełnie bieli. Kość mostka zamieniona w drobne odłamki. Serce, płuca, wszystko wylane na wierzch. Złote oczy pozbawione blasku. Przez umysł wywerny przebiegały szybko nazwy przerwanych tętnic, aort, cała medyczna analiza dostrzegalnych uszkodzeń.
Zniżyła łeb, naiwnie trącając nim żuchwę wojowniczki w desperackim, dziecięcym geście. No wstań już, no. Wstań wstań...
Zacisnęła złote szpony w ziemi. Nagły skok nerwów szarpnął nieprzyjemnie więzią, przez co hiena wybudziła się nagle z nerwowym chichotem i zeszła jej z grzbietu, potulnie kładąc się dalej, przy ogonie.
– Śmierć Spuścizny nie miała nic wspólnego z Viliarem. – Mruknęła gorzko, patrząc na swoje palce. – Ale o tym nie chcę rozmawiać.
Dlaczego? Czy wypluwanie z siebie takich emocji nie było oczyszczające?
Nie. Nie, kiedy po upływie stu księżyców Mahvran nadal obwiniała siebie, za swoją uzdrowicielską porażkę, która odebrała Rakcie możliwość powrotu do życia wtedy, gdy faktycznie zawisło ono na włosku... I z niego spadło.


























