A: S: 3| W: 4| Z: 2| M: 5| P: 2| A: 1
U: B,L,W,O,MP,MA,Kż,Skr,Śl,Prs: 1| A,MO: 3
Atuty: Regeneracja, Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
Słowa wycofujących się Plagijczyków na chwilę zdominowały Skały, ściągając na siebie uwagę proroka. Nie była to pełna, zaangażowana analiza ich słów, lecz tępo wysłuchał głosu Mahvran, która zaczęła przemawiać w imieniu reszty stada. Być może przejęła władzę bardzo niedawno, skoro jeszcze pamiętał dokładną treść dyskusji odbytej z Veir. Nie był w stanie śledzić relacji, ani toczących się za nimi zmian. Był duszą wtłoczoną w ślepe, upośledzone ciało, które jedynie udawało, że ma siłę stać przed nimi, jak gdyby nie ponosiło żadnych obrażeń.
Tęsknił za byciem kimś takim jak Plagijczyk, który wyrwał się do wymierzenia kary na Sekcji. Pewnym własnych lub stadnych zasad. Podległym sile która była jasna i istotnym, jako zdefiniowane narzędzie. Mimo ograniczonego czasu pasował gdzieś, a jego gniew dotykał rzeczy bliskich i namacalnych. Wiedział że nie nieistotnych, sam wszak był kiedyś na jego miejscu i wiedział jak wiele energii zabierała zwyczajna codzienność. Błędy, potknięcia, małe kłamstewka, łamanie przysięgi.
Chciałby znów wrócić do stanu w którym przejmując się tym ściskał go gniew, pogarda i nic więcej. Bo chciał nimi gardzić, żeby tak pomarli na miejscu, choćby ich przewinieniem było zabranie tylko jednego głupiego słowa. Żeby natura zapomniała o nich i tym, że kiedykolwiek brudzili te ziemię. Żeby razem z nimi, pochłonęła także jego, nawet jeśli miałby się jej opierać.
Rzeczywistość w której zapragnął być lepszy, była znacznie okrutniejsza i bardziej bolesna, niż cokolwiek, czego doświadczył wcześniej, ponieważ zamiast oślepnąć na brud, w którym siedział, zaczął go dostrzegać. Drogi ucieczki jednak nie było.
Być może obroża rzeczywiście w jakiś sposób wpływała na jego zmysły, zwłaszcza gdy zamiast gorąca, poczuł na łuskach znajomy chłód.
Zaskoczony Strażnik przyjrzał się ciemnołuskiemu bytowi, jak gdyby jego obecność tutaj była zupełnie irracjonalna. Wyrwany z koszmaru Ateral zabrał głos, zapierając dech w piersi proroka i jeszcze mocniej ściskając jego wnętrze. Słuchał cierpliwie, jak pozbawiona życia treść zagnieżdżała się w smoczych uszach. Bóg zaczął od upomnienia go, jakby sądził że się myli. A potem rzekł to samo, łagodniej i wyraźniej podkreślając cel.
Biada wam wolne stada! Biada wam!
Jak śmiał twierdzić, że nie grozi im i nie manipuluje, jeśli pomoc bogom miała być wydźwiękiem wiary? Jak śmiał sądzić, że wiara nie była KONIECZNA, jeśli zagrożenie z którym mieli styczność było ponad ich siły, a mimo to angażowali w nie śmiertelników, ponieważ nie mieli ochoty sami się z nim zmagać? Jak śmie twierdzić, że daje łaskę, jeśli w zamian, wymaga za nią poświęceń? Prawdziwi obrońcy nie czekali na nagrody, ani pochwały, nie groziły, ani nie przestrzegały, że odejdą. Stali na straży, pozwalając życiu toczyć się dalej.
Dlatego właśnie powinni milczeć. Zabić swoje śmiertelne ciała i zamknąć je w przestrzeni z której przybyli.
To, lub przeciwnie – winni udowodnić smokom iż są tym czego powinny się wystrzegać, konsekwentni, surowi i nie wybaczający. Powinni być ich rządcami, którzy nagradzają cześć i karzą za bluźnierstwo.
Wszystko co pomiędzy jawiło mu się jako kłamstwo. Ukrywanie swojej prawdziwej natury i mamienie smoków.
Mamienie jego.
Być może jednak się mylił.
Chaotyczne przemówienie Rejwachu wytrąciło go z równowagi. Znów spadł niżej, do śmiertelnych, żeby przyjrzeć się z bliska ich lepkim, zajadłym pyskom. Jak rwali się, żeby ukarać jednego ze swoich. Chorzy, zdradzieccy, kłamliwi, puści, zdegenerowani. Każdy sądził, że lepszy był od drugiego, że podejmował lepsze decyzje. Z nim samym włącznie!
Przekaźnik prawdy, która wartość miała tylko dla niego. Nawet teraz, krążyła wyłącznie w jego własnych myślach, dla niego samego.
Żadnych praw, żadnego spotkania, które miałoby znaczenie, nie zorganizował. Wprowadził jedynie chaos, a pychę i nienawiść, którą wyrwał smokom z gardeł, skierował w stronę pojedynczej smoczycy.
Mahvran miała rację. Całe to miejsce było teraz jedynie pośmiewiskiem.
Nie zjednoczyli się, nie porozumieli. Jedynie zabrali im czas, żeby pod groźbą zagrożenia zmusić do mobilizacji. Było to logiczne, lecz żałosne i niekonsekwentne. Ale ułuda nie drażniła smoków, a prawa nie miały dla nich znaczenia. Liczył się tylko odpowiedni ton i granie pod ich komfort. W tym niewiele różnili się od bogów, nawet jeśli założenia jednej i drugiej formy bytu wciąż dzieliła niepomierna wyrwa.
Nie mogli zadowolić się nawzajem. Nie mogli, ale musieli współpracować, a on musiał patrzeć i akceptować jak bardzo ze sobą kolidują.
Boleśnie rwało go pragnienie i nadzieja, iż da się ten stan rzeczy zmienić, że należy to zrobić.
Lecz Sekcja miała rację. Jego łapy były spętane. Gniew i duma śmiertelności zmieszana była z pewnością i uporem długowieczności. Nie był jednak bogiem, żeby jego cierpliwość nie znała końca, ani zwyczajnym smokiem, który potrafiłby zachować emocje, które nie miały w jego życiu żadnego użytku.
Spojrzał na nią znów, sam nie wiedząc, kiedy zaczęła mówić. Wściekłość wyżerała go od środka, podczas gdy gęsta chmura kwasu wysączyła się z jego pyska, mieszając z chłodnym powietrzem.
– To nie ona, ani inni bogowie wydadzą na tobie osąd – wychrypiał, znacznie słabiej, niż oczekiwał. Miał wrażenie, jakby na tym etapie jedynie barwą głosu różnił się od Aterala. Nie rozumiał kim stała się Sekcja, którą znał. Jaki potwór strawił ją od środka albo jakim kłamstwem nakarmiła samą siebie.
Dlaczego, tak jak Fille, odrzucała wszystko, nie mogąc dać na to żadnego wartościowego uzasadnienia? Dlaczego smoki to robiły?
Dlaczego byli tak źli, skoro mieli szansę nie być? Po co?
Zawsze ranili samych siebie, próbując pogodzić dwie sprzeczności. Jakież to było bezużyteczne.
– Wiecie już co należy uczynić – orzekł głośno, zarówno do Ziemistych, jak i pozostałych smoków.
– Zamiast decydować o metodzie ukarania swojej przewodniczki, powinniście przynajmniej poznać jej wersję zdarzeń. – Zwrócił ku niej wzrok raz jeszcze, na krótko.
– Jeśli nie posiadacie więcej pytań, kontynuowanie tego spotkania nie jest już potrzebne. Zastanówcie się nad tym jakie świadectwo ukażą wasze czyny i jakiej relacji pragniecie z bogami. Zostanę tu w razie pytań, a gdy wszyscy rozejdziecie się w swoją stronę, wyruszę do Świątyni, gdzie przyłącze się do pomocy. Lahae nie może do was przemówić, lecz tam możliwe że znajdziecie jej wskazówki. Komunikujcie odkrycia i obserwacje, szukajcie w wielu miejscach, być może nawet duchy zdołają udzielić wam odpowiedzi.
Prawa natomiast... – westchnął zmęczony. Apatia nie powstrzymała smutku, lecz wiele księżyców traningu pozwoliło mu zachować srogą, niewzruszoną pozę aż do końca.
– Innego dnia –
Dlaczego plamy dało się zaobserwować tylko zwyczajnymi oczyma? Jak obcy zdołał to zrobić? Czy bieganie w poszukiwaniu niewiadomej było pokazem wierności? Nie poglądy, nie słowa, nawet nie czyny, tylko wysiłek fizyczny?
Milcz, słuchaj, idź, czyń. Milcz, słuchaj, otwórz pysk, kłam.
Szczegóły nie mają znaczenia. Pytanie o szczegóły i sens, jedynie zabija ducha. Właśnie tak jest Strażniku, dlatego jesteś martwy.
~Czy z rzeczy, które są naprawdę ważne, istnieje choć jedna, w której się nie mylę?~ posłał ku boskiej formie, o ile nadal była wśród nich. Nie oczekiwał głębokiej odpowiedzi. Być może żadnej, albo zupełnie banalną. Słów miał bowiem wiele, ale żadnych nie mógł teraz ustawić w takiej formie, by czyniły jakikolwiek sens.
X X X X X X
Licznik słów: 1116
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
♣ szczęściarz ♣
odwrócenie porażki akcji na 1 sukces
raz na walkę/polowanie/raz na 2 tygodnie w misji
♣ twardy jak diament ♣
stałe -1 ST do testów na Wytrzymałość
♣ przezorny ♣
+2ST do kontrataków przeciwników
[color=#585858] ♦ [color=#755252] ♦ [color=#B69278] ♦ [color=#C63C3C] ♦ [color=#B88576]