A: S: 5| W: 3| Z: 1| M: 1| P: 3| A: 4
U: B,Pł,L,A,Skr,Śl,Kż,MP,MO,MA: 1| W,O: 2| Prs: 3
Atuty: Boski ulubieniec, Szczęściarz, Altruista
– może inny czas, może Adelka nie zauważyła –
Jezioro zaszumiło złowrogo. Było ciemno – istnie aż za ciemno na dzień, choć zbyt za jasno na noc. Pewnie od poranka w obozie Ognia minęło zbyt dużo czasu, ażeby zliczyć w móżdżku młodzika. Miało się wrażenie, że wspólne tereny utknęły między czasem a miejscem, między wyobrażeniem a rzeczywistością, szczycąc Aedala swoim niepobłażliwym zimnem... jakoby groźba przez nieznanym. I jedyne, co dawało namiastkę spokoju, to niemrawa smuga światła wśród wzburzonych wód. Przemieszczała się po zmarszczonej gniewnie tafli, z jakiej wystawał młodziany pyszczek.
Sitowie pękło. Samczyk wygramolił się z jeziora, niszcząc przebłyski na tafli i samemu skapując niczym popękane wnyki grot. Ogromne łapy plądrowały grunt. Wyciągał je raz po raz, ledwo co unosząc ślepia znad źdźbeł trawy. Nawet ich kolor zbledł w poświacie nocy, co dopiero oddech wymęczonego samczyka. Każdy ruch był katorgą. Mięśnie spinały się tylko po to, ażeby pieczeniem objąć kończyny. Poddawał się. Z każdym charczącym wdechem. Świszczącym powietrzem pod firanami wąsików. Nie było nic, co ciągnęło go dalej. Przed nim klęcząca postać. Za nim otchłań stad. Trawa należała do tych bardziej miękkich, jakoby łożem matki było, wysłanym tylko i wyłącznie dla niego, potomka wężowych. Zdążył ino obejrzeć się za mięsiste ramię, choć i ono rozpływało się w oceanie zieleni... by buchnięciem polika pożegnać szemrzące wody.
Zmrużył powieki, lecz tylko na chwilę. Jednak coś wewnątrz, pomimo zmęczenia i bólu, kazało iść dalej. Chociaż dowlec się, przemknąć do bezpiecznego miejsca na drzemkę; dojść do cienia pomnika. Rzeczy obumarłej. Udręczonej, pękniętej. Po to tu był... po to przepłynął połowę terenów Ognia. Aczkolwiek najpierw potrzebował drzemki i gdy tylko udało mu się wygnieść cielskiem ścieżkę pod kamienny podest, oddał się w odłamy snu.
A sen minął mu jak zwykłe mrugnięcie; wystarczyło, że ptaki poranną śpiewkę przygrały, to zbudził się w trymiga. Klejące oczy rozwarły się jak skrzynie, zaś ziewnięcie ukazało niebieskie podniebienie. Tyle wystarczyło by w świetle dnia wyciągnął się spod piedestału jak brudny włóczęga i ujrzał potęgę omszałego, starego Giganta. Na miarę ubitego strażnika mieścił się w środku koncertu, nieomal będąc ozdobą – a zszokowany pysk Aedala powiódł na głazy, pod którymi spadł, i zszokował się bardziej. Bo wejściem to było do wnętrza skalnego stwora, z którego światło łypało strugami palącego słońca i oświetlało każde źdźbło na swej drodze. Aedal nie oczekiwał cudu. Przeciągnął się, strzyknął kośćmi i wdrapał się do wnętrza biblioteki, o jakiej słyszał raz czy dwa. Jaka była jego celem przez poprzedni dzień i dzień obecny, w którym położył łapę na strukturę Skalnego.
Dydelfy pisnęły, uciekając sprzed jego oczu. A więc tyle z posagu zostało, że został opiekunem zwierząt. Wężowy mruknął prawdziwie oschle i wrednie, rozejrzawszy się po wnętrzu.
Było tam od groma kurzu. Pierwsze co widział to ogromna, kamienna tabliczka na półce, jaka zbierała spuściznę staroci na swojej powierzchni. Usta wygięły mu się w łuk, a serce skroiło na dwa – młodziak podbiegł pędem, zbojkotował na tylnych łapach aby sięgnąć po spisane dzieje. Delikatnie objął w palce tabliczkę, jakoby miał styczność z cudem, i zdjął ją z półki, by móc przeczytać. Dmuchnięciem zmiótł połać starości, chyląc się nad kawałkiem skały. Usiadł wygodnie i począł czytać, słowo za słowem, zatrzymując się między zdaniami. Jego oczy błyskały jak ognie, a cały Skalny Gigant począł go otaczać w anormalnej fascynacji. Sam stawał się kawałkiem statuy, czytając pismo od góry do dołu i z dołu do góry. Namacalna historia, opowieść w słowach niewypowiedzianych – nowa wiedza, która utwierdziła go w miejscu, a jednocześnie wyrwała ducha z piersi. Ile smoków widziało to na oczy? Ile miało ten płat w łapie? Ile nadal żyje, świadoma tej historii? Dlaczego jest tylko jedna wypowiedź świadka? Dlaczego jako smok Ognia, on, Aedal, nie kontaktował się z Piastunem? Czy Piastuni zajmują się historią, a nie tylko wychowywaniem bachorów? Czy to jest to, co lubił? I najważniejsze: czy to jego przeznaczenie, jeżeli takowe istnieje? To zabawne – znaleźć przeznaczenie w jednym ze snów, a później ugruntować je rzeczywistością.
~ Dlaczego nie mówiłaś mi, że Ogień ma smoka odpowiedzialnego za bibliotekę? ~ oburzony głos wybuchnął w głowie Sztormu Stulecia, gdy Aedal sięgał po kolejne pismo, teraz na skórze. I radość spełzła nagle niczym błyskawica w środku lata. Oczy wyłupiły się, bowiem napotkały imię autora... imię babci. Matki jego własnej matki. ~ Byłaś przy Skalnym Gigancie? ~ rzucił znikąd, bardzo cienko i na wdechu, jak gdyby odtrąciwszy od siebie zbędne myśli. I naprawdę próbował uwolnić siebie od natręctwa umysłu, lecz dziecięce łzy napływały do mrugających panicznie oczu – a więc próby były równie zbędne, co kotłujące się w głowie myśli. Ale nie mógł nic na to poradzić.
Odłożył leciutko skórę na kamienną tabliczkę i prawdziwie znikąd, zapłakany ale nie łkający, zaczął sprzątać. Frędzelkiem na końcu ogona zamiatał ziemię, a ogromnymi podmuchami wytrącał z równowagi kurz, wyrzucając go w chmury. Przeczyścił łapkami każdy skrawek, ogonem wszedł w te szpary, w której ogromnego palca nie zdołał wcisnąć, stając się tym samym pedantyczną Panią Groty. Robił to szybko i zgrabnie, nie ociągając się w żadnym z ruchów, całkowicie oddając się tej żmudnej, acz niedługiej pracy, bo w praktyce nie było wiele do sprzątania. Aczkolwiek zrobi wszystko by odciągnąć się od wyłamanego serca. Och, jak mu żal było, że więcej tekstu nie znalazł! Jak był zły i jak fukał pod nosem, że żaden ze smoków nie zdecydował się kontynuować tradycji pisanej! Jego pysk giął się od rozżalenia do gniewu, lecz nic z tym fantem nie zrobił – bo to debilizm rozrywać coś, co bliskie sercu przez ulotną chwilę! I jakie piękne było wnętrze giganta, gdzie drobiny światła tańczyły po podłodze!... ale jak puste zarazem. Aedal nadgarstkiem łzę z polika musiał zebrać. Nie jest samiczką by płakać! Ale też samczykiem się nie czuł, bo co miałoby go upewnić w tym? Nie, nie może się użalać; takie coś tylko przy pisaniu! On nie żył dla świata, świat żył dla niego i musiał się ograniczać! Nie musiał, chciał. Żył też trochę dla tego miejsca, od tego momentu, więc usiadł wreszcie do czytania lektury od babki, upewniwszy się, że wszystko porządnie wysprzątał. Westchnął głęboko zanim się do tego zabrał. Musiał. Był dużym chłopcem. Lub dziewczynką. Pisklęciem. Był dużym pisklęciem i nie pozwoli sobie na chwilę roztargnienia, nawet jeżeli był sam na sam.
Przeczytał wszystko pędem, w przeciwieństwie do poprzedniego pisma. Będąc szczerym i wulgarnym, żal mu dupę ściskał, że Pacyfikacja Pamięci nie spisała więcej. Wydawała się być równie prostą babką, co ciotka, i dziwił się, że był spokrewniony z kimś o tak prostej logice. A jednak należała do charyzmatycznych, jak to zazwyczaj charyzmatyczni byli złodzieje, bo przyjemnie się czytało, choć słyszał tylko i wyłącznie swój niski, acz cierpki głos. Chyba pójdzie w jej ślady i przestanie sobie robić pod górkę... ale na pewno nie zacznie męczyć smoków. Zbyteczne to, na chwilę obecną. A co do wiedzy zawartej na skórze – dlaczego nikt mu nie powiedział, że bariery nie ma? Co jest normą wiedzy na Wolnych Stadach? Na Kammanora, musiał o to zadbać.
Raptem wyrwał pukiel z grzywy. Zwinął chyżo skórę w rulon i obwiązał włosiem, po czym zwój przystawił do ściany na półce. Owinął się wokół siebie, wielką tabliczkę także położył tam, gdzie była i omiótłszy wzrokiem wnętrze Skalnego Giganta – teraz z respektem – skrzywił się obrzydliwie. Czuł okropną potrzebę lepszego opracowania historii z nieznajomym szarym i czuł jeszcze okropniejszą potrzebę wysyłania wiadomości mentalnej za mentalną, żeby tylko wyciągnąć od tych gadów kropelkę wiedzy. Wszelkim kosztem. Dlatego też szeptem obiecał nieżywemu Skalnemu, że tu wróci. I jak wróci to silniejszy oraz starszy, z prezentem dla półki oraz z gościem, który mu pomoże zrobić drugie schody do wnętrza od tyłu statuy.
– Niech bogowie mają mnie w opiece – przeklął cicho, po raz pierwszy w życiu. Chyba to jedyny raz, kiedy czuł surową złość. Nic innego, nic poza tym. Aedal wyszedł z wnętrza, gotów przemierzyć połowę Wolnych Stad do Obozu Ognia jakby był to spacerek. Aż szkoda, że ciągle szpony piłował, ale zanim odejdzie wiadomość rozeszła się po wszystkich Stadach: ~ Szukam łowcy z futrami na zbyciu. Ktokolwiek jest na tyle dobry by użyczyć mi, Aedalowi z Ognia, zdobyczy, czekam na środku Wyspy na Jeziorze.
Licznik słów: 1335
Ω boski ulubieniec – spotkanie duszka raz na polowanie lub misję, owocujące o połowę większą nagrodą niż jest to dopuszczalne w przypadku "czegoś niespodziewanego"
Ω szczęściarz (xx.xx) – odwrócenie porażki akcji lub rzutu na wytrzymałość; do użycia raz na dwa tygodnie
Ω altruista – stałe -2 ST do wszystkich akcji towarzysza na misji lub polowaniu; modlitewny dar Dadu dla innego smoka raz na miesiąc
KK — MISIO (samica hydry)
S: 1| W: 1| Z: 3| M: 1| P: 1| A: 1
B, Skr: 1| A, O, Pł: 2
▐ Kalectwa: +2ST do akcji fiz. i mag. ; +2ST do Perc. (wzrok)