A: S: 5| W: 3| Z: 2| M: 1| P: 1| A: 1
U: B,Pł,L,W,M,MP,MO,MA,Skr,Śl,Kż: 1| O: 2| A: 3
Atuty: Wytrwały, Szczęściarz, Twardy jak diament; Pojemne Płuca;
Gdy poczuł pieczenie, zawalczył z odruchem przetarcia ślepi, zamiast tego zaczął mrugać szaleńczo, zgarbiony i spięty. Mimo faktu, że po chwili przestało piec, Zgliszcza zacisnął powieki i przez chwilę zastygł jak rubinowy posąg, niegotowy, by znów spojrzeć na świat. Niegotowy też na zawód, gdyby bogowie czy duszki zdecydowały się na okrutny żart jego kosztem i nie przywróciły mu wizji.
Zamiast przejrzeć na oczy, Wojownik najpierw podniósł łapę i pomacał nią pysk, z zadowoleniem stwierdzając, że zgrubienia i deformacje wciąż były na jego obliczu obecne. Czy to patologiczne, że odczuł w tym momencie ulgę? Zapewne, ale miał swoje powody ku trwaniu wyglądając, jakby bizon przebiegł mu po mordzie.
Potrząsnął łeb i parsknął, uwalniając chmurę czarnego dymu, tak często go otaczającą. Czas zmierzyć się z rzeczywistością. Powoli, czując jak jego serce wali jak szalone, otworzył ślepia, jedno po drugim, przysłaniając je z początku łapą. Nie od razu rozwiała się mgła, rozmazującą obraz, oczy też zaszły mu łzami, nieprzyzwyczajone do, no, działania. Niezaprzeczalnie jednak widział wyraźny kolor krwi, którym błyszczały łuski na jego łapach. Widział też czarne szpony, a na nich brud. Westchnął i odjął łapę z pyska, podnosząc głowę, by ujrzeć Ołtarz Erycala.
Ślepia, wciąż jedno mniejsze, drugie większe, ale złote, jak dawniej, omiotły otoczenie, skupiając się na przypadkowych szczegółach. Chłonął w sumie nie tak ciekawe otoczenie, jakby było ucztą, a on głodował od księżycy.
Szeroko uśmiechnął się do osobnika stojącego niedaleko, pachnącego niezaprzeczalnie Ziemią, ukazując mu cały garnitur białych kłów.
– Miłego dnia! – rzekł zachrypniętym, ale szaleńczo wesołym tonem i odwrócił się, by wyjść. Przemierzył grotę, machając ogonem, krok miał energiczny jak kiedyś, gdy był jeszcze dumnym młodzikiem. Zakazana morda zdecydowanie nie pasowała do aktualnego nastroju Wojownika, rozglądającego się ciekawie po nudnych, monotonnych ścianach. Nawet jakby urósł, choć może to kwestia tego, że przestał się garbić i niósł rogaty łeb wysoko, błyskając ślepiami. U wejścia, z którego zamierzał dosłownie wybiec i z rozbiegu wzbić się w powietrze (tęsknił za lotem, dopiero teraz sobie to uświadomił), stała jeszcze jedna postać, której skinął łbem, również obdarzając serdecznym uśmiechem.
– Mam nadzieję, że wszystko u Ciebie dobrze! – rzucił wesoło w ramach powitania i pożegnania i minął smoczycę tylko po to, by zaraz zwolnić i zmarszczyć czoło, odwracając się i spoglądając na nią jeszcze raz. Odruchowo wciągnął powietrze nosem, starając się rozpoznać zapach, który wydawał mu się znajomy, a jednak obcy. Podobnie jak smoczyca, którą kiedy już otaksował wzrokiem, wydawała się kimś, kogo kiedyś znał.
– Czy my... się znamy? – wypalił, bo w sumie czemu nie. A nuż to jakaś stara towarzyszka zabaw, o której zapomniał, albo może nawet rodzina? Iluzja przygarniał tyle piskląt, ciężko więc było przewidzieć, z kim Zgliszcza był związany krwią lub przez adopcję.
Licznik słów: 445
A T U T Y
I. Wytrwały
II. Szczęściarz
III. Twardy jak diament
IV. Pojemne płuca
__________________
#bd2121 | #7d5c5c
art by tohrovin