OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Dwukolorowe ślepia przypatrywały się Elianie badawczo, acz nienachalnie. Można by ze spokojem stwierdzić, że to zwyczajna rozmowa. Wyglądała zwyczajnie w każdym aspekcie... Jeżeli tylko nie liczyć jej ogólnego kontekstu. Postawy trójki smoków mówiły jedno. Słowa zaś opowiadały zupełnie inną historię.– Jak najbardziej szczerze. – Powtórzyła, wręcz smakując owy zlepek słów. – Miałabym do zemsty prawo, bowiem Siódma nie uczyniła wam nic, co działałoby na waszą szkodę. Czy dobrze rozumiem, że skazaliście ją za niepodzielanie waszej wiary? Za niechęć? Mogło to was zbulwersować, ale czy zadawało wam fizyczne cierpienie? Czy może było to zabezpieczenie na przyszłość – nie wierzyliście w wartość jej słów, w jej obietnice, więc podjęliście ryzyko i podjęliście próbę wyeliminowania jej już na tak wczesnym etapie. – Westchnęła cicho, po czym... Po prostu wzruszyła barkami.
– To dla mnie bez znaczenia. Przeszłość. Krew krwi... Dusze Rhannaq wciąż silnie otaczają Zdradliwe Urwisko. Ale to też nie ma dla mnie żadnej wartości. Zemsta jest wybitnie prymitywną formą działań jak na moje gusta. Więc nie. Nie zamierzam przelewać krwi ani twojej, ani niczyjej innej należącej do Cienia. Poza tym... To niezgodne z kodeksem. – Na pysku zatańczył cień uśmiechu – niezwykle łagodnego, niemalże uprzejmego. Nie było w nim drwiny.
– Nie zarzucaj mi oszustwa, nie znając prawdy. – Mruknęła z nutą niechęci. Nie zamierzała się kajać, potulnie potakiwać głową i przepraszać. Lojalność wymaga mówienie okrutnej prawdy. Chciała być jego częścią. Chciała wyrżnąć z was słabość i uczynić stado silnym. Zapewnić wam przy okazji ochronę, bo wiedziała, co nadciąga. Dała wam więcej, niż ktokolwiek inny. A to, że nie chcieliście słuchać, ani zrozumieć... Cóż, wasz błąd. Nic mi do tego. Nie ma sensu się mścić. Siódma wróciła do domu, do którego tęskniła. Jaki byłby cel w przelewaniu krwi za jej szczęście? –Zwróciła się ku Khuranowi, patrząc na niego bez emocji. Nie sposób było wychwycić chociażby nuty wściekłości w głosie szamanki. Była obrzydliwie wręcz spokojna. Niczym marmurowy posąg. – Niewiele mogę zaoferować w swojej obecnej sytuacji. Jestem w stanie złożyć przysięgę krwi, ale mam przeczucie, że moja krew – której i tak nie mogłam wybrać – ma dla was zerową wartość.
Bo czy tak nie było? Cień traktował Przeklęte jako swoich wrogów. Tylko dlatego, że byli zbyt ślepi, by widzieć. A gdy ktoś chciał otworzyć im oczy, wbijali mu ostrze w grzbiet. Dziwna wizja lojalności. Zaiste wypaczona. Ironią było to, że nie podejmowali reakcji gdy Ankaa niszczyła ich reputację i jawnie na wszystko pluła, a zdradzili tą, która otworzyła im już kilka drzwi i była gotowa do otwarcia złotej bramy na samym końcu drogi.















