OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Płomienie buchnęły podobnie jak krew z rany mistrza. Kozioł uderzył racicami o kamienie na których stał posyłając iskry na wszystko co znajdowało się wokół niego. Nie obchodziło go nic ani nikt zwłaszcza Remedium którego przecież lubił. Języki ognia tańczyły na ciele żywiołaka który stał teraz w swej naturalnej formie przed obydwoma smokami. Zniekształcony ryk jaki wydobył się z piersi stworzenia nie przypominał beczenia muflona.. z resztą jeśli poświęcić by tylko chwilę na analizę zaistniałej sytuacji, żywiołak był oddzielnym gatunkiem, tylko pożyczał sobie wygląd innych stworzeń. Fajkowe zioła, susz herbaciany i powierzchnia toreb z roślinność zajęły się ogniem. Jeśli tak dalej pójdzie to i sierść smoków stanie w płomieniach.Prysznic jaki sprawił kompanowi Remedium nie do końca był w stanie zgasić płomienie, ale sprawił iż poziome, czarne kreski gdzie w głowie żywiołaka zwróciły się w kierunku uzdrowiciela. Usłyszał go i warknął wypuszczając z nozdrzy kolejne jęzory płomienia. Pokręcił się w kółko, ale w końcu stanął na krawędzi grani i patrzył w milczeniu gdzieś w dal. Teraz wyglądał jakby ktoś rozpalił ognisko w granicy skały, niepokojące, drżące i patrzące na świat czarnymi węglami.
Dar posłusznie padł na ziemię wyciągając łapę ku górze. Jakiś piękny widok, błękitne niebo i te sprawy... ale chwila, przecież miał być nauczycielem w całej tej sytuacji, nie workiem mięsa, kości i krwi. Tlen uciekający wraz z juchą wcale nie pomagał zebrać myśli. Spojrzał z wysiłkiem na ucznia.
-Wiesz, że zawsze postrzegałem cię synem?
odezwał się jakby gadali sobie przy herbacie nad pieczenią z sarny. Skup się stary capie, przecież nie to chciałeś powiedzieć. Co z faktem iż uczeń zdecydowanie zbyt wolno rzucił miskę z wodą na ogień? Do tego trzeba było maddary. W kogo łapy on się oddał?! Irytacją starał się pobudzić łeb do analizy.
-Jedyny smok który potrafi widzieć ponad...
warknął nie wiadomo czy bardziej do siebie czy też do ucznia. Chmiel. Zna ten zapach więc organizm zdziałał automatycznie. Zdrową łapą machnął tak silnie, że miseczka z nasennym środkiem rozbiła się o ziemię.
-Jeśli jeszcze raz... podczas mi coś na sen... postaram się byś nigdy... nigdy więcej nie mógł trzymać w łapach... utensyliów uzdrowicielskich...
warknął łapiąc z trudem oddech, lecz wzrok Daru był śmiertelnie poważny. Ciekawa groźba jak na kogoś kto za chwilę miał się przekonać czy bogowie istnieli czy też nie. Musiał być przytomny i będzie o to walczył. Musiał widzieć co podaje i jak działa Remedium. Jakim byłby nauczycielem gdyby tego nie kontrolował?! Co jakiś czas tracąc przytomność oceniał co robił uczeń.
-Mniej zioła...
-Mocniej zaciśnij.
-Mhhrr...
i tym podobne niezwykle ciekawe komentarze, chociaż tak po prawdzie były przecież zbyteczne. Dar starał się jednak zachować świadomość która czasem mu uciekała. Na sam koniec faktycznie pierwszym co ujrzał były złote ślepia przyjaciela. Zerkał na niego jakby nigdy nic.
-Nieźle mi idzie nieprawdaż.
odpowiedział podczas gramolenia się z pomocą na równe łapy. Lothric niemal od razu wystartował do smoków i uderzył rogatym łbem w pierś Daru przy okazji zasypując go milionem myśli na raz. Nadal był zły, ale jego wygląd temu przeczył. Płomyki pełgały tylko po jego grzbiecie jak zazwyczaj. Uzdrowiciel natomiast zwalił się jak kłoda na ziemię po trafieniu i ledwo co łapał dech. Żywiołak usiadł sobie dumnie obok Remedium i zamachał kitą na boki. Teraz byli już kwita.
Ty mały...
Samiec znów starał się powstać czując potężnego krwiaka rozlewającego mu się po piersi. Gdzieś tam głęboko... rozumiał, ale przecież nie zamierzał tego przyznać otwarcie.