OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Rogata siedziała sobie między drzewami, słuchając szumu wiatru i rozkoszując cię przyjemnie chłodnym powietrzem. Nie śledziła specjalnie upływającego czasu, ale dałaby głowę, że Strzelcowi trochę zeszło na kompletowaniu kamuflażu. To mogło oznaczać dwie rzeczy: albo naprawdę się przyłożył i nie zastanie na polance nikogo po za wężowatym pisklęciem, albo przekombinował i szybciutko go znajdzie. Gdy wróciła na miejsce ich spotkania jej oczom ukazało się prawdziwe pobojowisko: rozdrapana ziemia, powyrywane kępy trawy, rozchlapane błoto. Na Immanora, on tu się kamuflował czy z kimś walczył?! Smoczyca westchnęła lekko, pochylając głowę, by lepiej zbadać ślady. Węszyła i wyczuła smoczą woń, zmieszaną z zapachem błota i trawy. Zapach utrzymywał się jednak tylko w miejscu, w którym cały ten bajzel się znajdował. Gdy zaczynała schodzić ze wzgórza woń się urywała, zastępowana zwyczajnymi zapachami lasu.Chwilę to trwało nim jej uwagę zwróciła podejrzanie duża kępa trawy, o podejrzanie wężowatym kształcie. Pomrukując jak rozbawiony kot, podeszła do niej i chwyciła za jedną z kępek, która okazałą się być... grzywą nieszczęsnego samotnika. Zaranna poczochrała go lekko po grzywie i zaśmiała się głośno, perliście. Biedaczysko wyglądał jakby właśnie wylazł z bagna tworzyć legendy o potworach dla piskląt. Po jego eleganckim zachowaniu domyślała się, że dosyć ciężko było mu poświęcić swoją godność i czystość łusek.
– Haha,aha,aha... – wylgądało na to, że smoczyca jeszcze pogra mu trochę na nerwach. – Dobra, wstawaj Strzelcu. Fachowa robota. Prawie. – dodała po chwili, przypominając sobie o bazjlu pozostawionym na szczycie wzgórza. – Gdybym była zagubioną w lesie sarenką raczej bym cię nie zauważyła, ani nie wyczuła. Ale z pewnością wyczułabym to co zostawiłeś na górze, a to już kazałoby mi uciekać byle dalej. Lub co gorsza, gdybym była drapieżnikiem... – powiedziała zbliżając się do niego i unosząc łagodnie łapę by obtrzepać mu trochę mieszanki ziemi i trawy z pyska. – ... mogłabym zacząć na ciebie polować. – zielona łapa, która przed chwilą delikatnie przesuwała się wzdłuż pyska, teraz pacnęła go w czubek nosa, odpychając lekko. – O ile miałabym ochotę na pieczonego węża. – dodała, odsuwając się i wchodząc powoli na szczyt wzgórza, oglądając się czy samiec za nią idzie. – Jeśli zostawiasz tak wyraźne ślady, to staraj się je jakoś zamaskować. Jak już jesteś pokryty błotem, to uklep trochę ziemię, zgarnij na nią trochę roślinności, liści, niech nie rzuca się tak w oczy, że chwilę temu coś tu coś kombinował. – powiedziała. – Powtórka. Teraz dam ci znacznie mniej czasu i sama wlezę na polanę. Zmodyfikuj też kamuflaż, bo będę zwracać uwagę na podejrzanie długie kępy trawy. – powiedziała, puszczając do niego oczko, a potem odwróciła się i pomaszerowała w las. Zanim zniknęła za linią drzew, odwróciła głowę, by zerknąć na Rhae. – I nie marnuj czasu na głupoty. – sarknęła. Jedno było pewne, granatowy samiec nie miał zbyt wiele czasu.



















