OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Samica skinęła głową, a Athair napuszył się. Pióra podniosły się na jego głowie, szyi i karku, a spiczaste piórkowe uszy skierowały do tyłu. Filigranowa, platynowa samica, obejrzawszy dokładnie samca, zrozumiała jego budowę. Nie miał solidnie wyrzeźbionych mięśni. Nie był więc zbyt silny. Przodował zapewne w szybkości, tej jednak nie rozwinął jeszcze zbyt specjalnie. Jego ciału brakowało charakterystycznej dla łowców rzeźby. Mogłaby mieć szanse. Nawet chora. Może. Jednak... nosiła jaja. I niechęć do walki, jaką nosiła, była spotęgowana.– Zatem jestem w obowiązku powiedzieć ci jakie zasady rządzą się tymi terenami. – Powiedziała spokojnym, melodyjnym tonem. Mówiła raczej powoli, pozwalając słuchaczowi wsłuchać się w każdy odrębny ton jaki wytwarzała przy pojedynczych nawet głoskach. Jej wzrok był nieprzenikniony przez chłodny błękit. Powieki zdradzały długotrwałe zmęczenie, ale sylwetka, krucha i wyprostowana, zdradzała spore jeszcze pokłady siły. A przynajmniej pewności siebie. – Nigdy wcześniej nie czułam twojego zapachu na tych ziemiach, toteż wnioskuję, że pojawiłeś się tutaj na dniach. Jestem przedstawicielką Stada Ognia. Nazywam się Cioteczną Kołysanką i jestem Piastunką. Mediatorką, mentorką i opiekunką piskląt sojuszu Ogień-Woda. – Była młoda jak na taką ilość tytułów. Jedak w tych kilku melodyjnych słowach przekazała sens Piastuństwa.
– Grozi ci tutaj niebezpieczeństwo. Nie podlegasz boskim prawom będącym naszą tradycją. Żaden z tutejszych smoków nie może ci zaufać ani zagwarantować wsparcia. Stada są liczne. A okoliczne tereny należą do nas wszystkich. Tutaj bawią się nasze pisklęta i adepci. I wiele smoków może nie aprobować twojego bytu w tym miejscu. Nie chronią cię boskie prawa. Miej się na baczności. Bezpieczeństwa nabierzesz dopiero z nabyciem zapachu jednego ze stad. Nie zwlekaj. Proś o spotkania z Przywódcami. Większość z nas wyda ci ostrzeżenie miast próbować przepędzać, toteż będziesz mieć okazje. Teraz masz jedną z nich. – Nie mówiła tonem przepełnionym groźbą. Był zbyt spokojny. Kojący. Na tyle, że mógłby brzmieć na... opiekuńczy, matczyny czy po prostu zmartwiony. Jednak nastroszony hipogryf i jasne, błękitne spojrzenie nieco odsuwały myśli od tej możliwości.

















