A: S: 2| W: 2| Z: 1| I: 1| P: 1| A: 2
U: Kż,Skr: 1| A,O,M,B,L,Pł,S,Śl,MP: 2| W: 3
Atuty: Szczęściarz, Oporny Magik
Posępny, odległy, głęboko zamyślony nie dostrzegł jak biało-zielona smuga frunie ku niemu pośród błękitu nieboskłonu. Jego utopiony w czarnej mazi pesymistycznych myśli umysł zdawał się odtrącać rzeczywistość, pochłaniając ją do lepkiej matni i gubiąc gdzieś w głębinach prażącą ostro Jasną Twarz, duchotę i krajobrazy, czyste niebo, miękką trawę pod łapami i rzadkie powiewy suchego wiatru, zwiastującego suszę, która wisiała niczym fatum nad terenami Wolnych. Nie zauważał tego. Z własnej woli przykuł się do ziemi kajdanami nawarstwionych problemów, gubiąc się na drodze po odpowiedzi, zapomniawszy, że czasami wystarczyłoby ledwie podnieść wzrok i rozejrzeć się, by odnaleźć rozwiązania. Poderwać w przestworza i zrelaksować, powolnym, spokojnym rytmem szybując pośród przestworzy.
Jasna Twarz oślepiła go, gdy szósty zmysł poderwał zamglony wzrok ku górze ku kołującemu cieniowi. Zmrużył boleśnie ślepia i cofnął się odruchowo, robiąc miejsce drobnej sylwetce, która opadła tuż przed nim, pierzastymi skrzydłami uginając przyschniętą trawę na wszystkie strony. Słodki, pyszny zapach wypełnił jego nozdrza.
Odchrząknął na boku. Dawno się do nikogo nie odzywał.
– Dziękuję.
Oczywiście, że nie wyszło tak jak chciał. Miło, z szacunkiem i powagą... A zabrzmiał jak hałda przesypywanego żwiru.
Mięso.
Czerwonołuski samiec przez następną chwilę był niczym więcej, ekstatycznym spazmem swoich kubków smakowych, zbryzganych mieszaniną soczystego mięsiwa, tłuszczu i ścięgien. Nawet obelżywie cieknąca po podbródku krew nie była niczym wartym uwagi.
Oblizał się i odetchnął z ulgą, leniwie sięgając do zakorzenionej głęboko w nim maddary, by poderwać obgryzione kości i zrzucić ze wzgórza. Swąd magii podrażnił jego nozdrza, lecz ku jego niezadowoleniu nic się nie stało – poderwał się więc gwałtownie z miejsca i jednym zamaszystym ciosem prasnął stertę w bok, odprowadzając wzrokiem dzwoniące kości po zboczach wzgórza. Przyglądał im się długo i milcząco, przysiadłszy, kiedy przywódczyni otwierała przed nim bramy ku wiedzy kim jest oraz jakie ma miano.
– A więc przywódczyni.
Szorstki, chrapliwy od nieużywania głos okazał się być równie nietaktowny, co sam samiec w tej niezręcznej chwili. Stwierdził fakt, zrobił z jawnej oczywistości furorę. Ale wszystko kiedyś niknie, zniknąć musiało i to chwilowe skostnienie, gdy sytość, rozleniwienie i zaskoczenie zwyczajnie uderzyły samotnikowi do łba.
– Heh, dorobiłaś się, Veles. Nigdy bym nie pomyślał, że ta niepozorna smoczyca, z której wtedy jawnie się naigrywałem, będzie w przyszłości dyktować tu i teraz żywym i martwym! – rzucił z nagłą wesołością, odwracając łeb ku zielonej, by przeszyć ją czarnymi jak wnętrze otchłani ślepiami, podkreślonymi niejasnym, choć z grubsza wesołkowatym półuśmieszkiem. Nabrał w płuca długi haust suchego powietrza, zapamiętując woń samicy, bądź zwyczajnie ciesząc nozdrza gorącem i duchotą, tak uwielbionymi przez jego pustynną pół-naturę. I głos mu się powoli zmienił. Z tego chrapliwego drutu kolczastego jadącego po skale... Coś dużo bardziej znośnego.
– Nie chcę Cię zatrzymywać, możesz mieć obowiązki, nie znam się – przyznał, wzruszając barkami i wstając – A po drugie musi Ci być gorąco. Ostatnio pogoda przestała sprzyjać tym przyzwyczajonym do... Trochę zimniejszych klimatów. – łowczyni miała wrażenie, że czarny wzrok przesmyknął się szybko po jej kształtnym, pokrytym futrem ciele – No, chyba, że chcesz mnie jeszcze o coś zapytać, jestem w końcu Ci to winien za te smakowitości. Albo jeżeli chciałabyś mi opowiedzieć co się działo, gdy mnie nie było... A na trochę zniknąłem po tej cholernej wojnie.
Rozgadał się. Samotność to straszliwa bestia. Prawie tak straszna jak tchórzostwo.
Jeżeli tylko Opoka nie miała niczego do dodania... Cóż, odleciał w cztery wiatry. Czas pozałatwiać kilka spraw.
Licznik słów: 551
"Na samym początku gdy nie było jeszcze niczego, ja już byłem." – podpisano Chaos.
> Szczęściarz
> Oporny Magik