A: S: 1| W: 2| Z: 2| I: 2| P: 1| A: 3
Krążyła zatem. Krążyła bez większego celu, starając się trzymać blisko matki, by się nie zgubić ani nic. Poza tym Figlarna Łuska zapewne byłaby zła, gdyby Dzierzba odeszła za daleko i mała doskonale sobie z tego zdawała sprawę. A z racji, że była grzeczna, to próbowała nie odejść zbyt daleko.
I o ile przez dłuższy czas naprawdę dobrze jej się to udawało, to w pewnym momencie ciekawość zwyciężyła. Oddaliła się, co i rusz wpadając na jakieś drzewo, jednakże mimo to parła dzielnie do przodu, aż w końcu zdała sobie sprawę, że... Cóż, mamy nie było. Przynajmniej nie w pobliżu. Cichy pisk przerażenia wyrwał się z jej pyszczka, jednak był na tyle cichy, że prawdopodobnie nikt go nie usłyszał. Po paru uderzeniach serca jednak uspokoiła się, co prawda z trudem, i wciągnęła mocno powietrze. Wraz z wiatrem wyczuła zapach opiekunki i to sprawiło, że stała się spokojniejsza. Wiedziała mniej więcej w którą stronę iść, toteż problem zniknął.
I już, już miała tam wracać, kiedy usłyszała, jak ktoś się zbliża. Znieruchomiała i zaczęła wsłuchiwać się w czyjeś kroki, ze zgrozą zdając sobie sprawę, że ten ktoś idzie w jej kierunku. Drgnęła, kiedy ta osoba przemówiła.
– Ćśśś – rzuciła szybko z pyszczka, nachylając się w stronę nieznajomej. Czuła lekki strach, ale też nie słyszała w głosie obcej jakiejkolwiek wrogości. Dlatego nie uciekła. – Mama... Mama śpi – dodała cicho, jakby bojąc się, że nawet z takiej odległości Figlarna Łuska je usłyszy i się obudzi. – Jest o tam, o – wskazała ogonkiem w lewą stronę, mniej więcej w tym kierunku, z którego właściwie przyszła i skąd wcześniej wiał delikatnie wiatr. – Kim jesteś? – ciągnęła dalej cichutko, nieco zbliżając się do Czerwieni Kaliny, by ta mogła ją lepiej słyszeć. – Jestem Dzierzba! – przedstawiła się i uśmiechnęła. Pyszczek miała skierowany gdzieś w bok od Kaliny i to tam posłała swój uśmiech. Nie sposób było zgadnąć, że... Cóż, mała jest ślepa.
Licznik słów: 317