A: S: 1| W: 2| Z: 3| I: 2| P: 1| A: 1
U: MA,MO,Pł: 1| M,MP,W: 2| B,S,Skr,L,Śl,O,A: 3
Atuty: Zwinny; Oporny magik
Przybył na wypaloną plażę nie biegiem, jak miał w zwyczaju. Spacerował powoli rozmyślając nad niedawnymi wydarzeniami. Nigdy nie pomyślałby, że świat jest taki skomplikowany. Tajemniczy, owszem. Wszystko zawsze było tajemnicą. Lecz rozmowy z Cichym i z Kózką napawały go niepokojem. Nie bał się, ale czuł narastającą niepewność, co do swojej przyszłości. A przecież kiedyś miał jeden cel – zostać wojownikiem, bronić stada, sprawić, by ojciec był dumny. Teraz zrozumiał, że jest coś więcej. Coś, od czego nie potrafi się odwrócić. Być obojętnym.
Przystanął na Wypalonej Twarzy. Nie skupił się na otaczających go zapachacg. Nie wiedział, że niedawno była tu i Kózka i smok, którego ciało pochował na cmentarzu. Którego duszę oczyścił. Przez chwilę wpatrywał się w pomarszczoną taflę jeziora, po czym wziął się w garść.
Musiał trenować, trenować i jeszcze raz trenować. Zrobił kilka rozciągających ćwiczeń. Przysiady, skoki i kilka kółek w truchcie. Gdy poczuł się rozgrzany przyjął pozycje wyjściową do większości swoich działań. Rozstawił łapy, ugiął kolana, podniósł ogon w gotowości do skoków i przystąpił do najważniejszej części tego treningu. Wyobrażenia sobie przeciwnika.
Był to po prostu smok. Miał fioletowe łuski, ale wcale nie chciał, by kogoś przypominał. Wyobraził sobie, że przeciwnik ugina łapy. Patrzył w miejsce, w którym miały znajdywać się ślepia smoka. Wyczytywał z nich zamiary, a kątem oka obserwował ruchy mięśni. To wystarczyło mu, by przygotować się do obrony. Widząc, że fioletowołuski skacze w jego kierunku spiął mięśnie, by przygotować się do uniku. To był klasyczny atak. Przeciwnik wylądował przed nim i zamachnął się, by przeciąć pazurami jego szyję. Widząc, że podniesiona łapa szykuje się do cięcia, wykorzystał nagromadzoną siłę i odbił się do tyłu. Wykonał płaski, ale długi skok. Na tyle długi na ile umożliwiał mu to niebezpieczny kierunek. Nie widział miejsca swojego lądowania. Czując, że wszystkie łapy muskają ziemię, ugiął kolana, by zamortyzować upadek. Ślizg zahamował wbiciem pazurów w ziemię. Ogon uratował go. Pozostawał niezastąpiony przy takich manewrach. Znów był gotowy do uników i nie spuszczał wzroku z przeciwnika.
Wyimaginowany wojownik znów skoczył w jego stronę. Tym razem wylądował przy jego prawym barku i zamachnął się łapami na jego bok, a dokładnie klatkę piersiową. Przygotowane do skoku, ugięte łapy znów zebrały siłę, by odbić się od ziemi. Tym razem uciekał na lewo. Skok był krótki i wysoki. Skulił nogi, by łapa świsnęła o powietrze, a nie zahaczyła o jego kończyny. Lądując zgiął kolana, jak wcześniej. Bardzo mocno utrzymał się na nogach nie pozwalając ciału się przesunąć. Łeb wciąż był skierowany ku przeciwnikowi, a oczy lustrowały go zaciekle.
Teraz przeciwnik uniósł się na swoich skrzydłach i wykonał manewr, który pokazała mu wcześniej Pawiooka. Zmylił go robiąc kilka kółek w powietrzu, a potem zapikował w kierunku jego karku. Nie wiadomo czy chciał go zadrapać czy przygwoździć do ziemi. Postanowił użyć sprawdzonego uniku. Zadarł łeb i obserwował spokojnie nadlatującego samca. Leciał szybko, a to dawało przewagę Finezyjnemu. Ugiął kolana zbierając siły, a gdy smok znalazł się kilkanaście szponów nad nim skoczył czy też rzucił się na prawo. Uderzył bokiem o ziemię. Było to nieprzyjemne, ale bezpieczne. Siła skoku pozwoliła mu odrzucić łapy i przeturlać się o ogon dalej. Gdy moc odrzucenia osłabła stanął na łapach, które akurat dotykały ziemi i natychmiast rozszerzył łapy, by być gotowym do obrony. Ogon podniósł się z ziemi, a skrzydła poprawiły się na swojej pozycji przyciśnięcia do boków. Odszukał wzrokiem przeciwnika.
Ten wylądował i natychmiast ruszył na niego biegiem. Po drodze złożył skrzydła i wysunął łeb daleko do przodu. W blasku słońca zalśniły jego rogi. Szarżował na niego, jak oszalały byk. Zamierzał wbić się w bok jego szyi i wyrządzić poważne szkody. Finezyjny stracił kontakt wzrokowy, więc wpatrywał się w rogi – główny cel ataku, kontrolując kątem oka ruchy biegnącego smoka i jego łapy, które mogły okazać się drugorzędnym zaskoczeniem.
Odwrócił się też w jego stronę znów gotowy do skoku. Nie odskakiwał jednak. Wpatrzony w swojego przeciwnika wyglądał, jakby zamierzał zaraz schylić się i zablokować go własnymi, granatowymi rogami. Ale tak nie zrobił. Gdy przeciwnik znalazł się blisko, odbił się od ziemi, jak najwyżej do góry. Skulił nogi pozwalając, by przeciwnik zanurkował pod niego. Gdyby nie walczył z własnym wyobrażeniem wylądowałby na jego grzbiecie i przygwoździł na chwilę do ziemi. Ale musiał wspomóc się skrzydłami. Rozłożył je udając, że się od czegoś odbija i zrobił ostry obrót, uginając lewe skrzydło. Ogon powędrował w lewo pozwalając mu znaleźć się znów przodem do przeciwnika. Powoli wylądował na ziemi i złożył skrzydła. Od razu rozłożył łapy i ugiął kolana. Nie było czasu na rozmyślenia. Przeciwnik odwrócił się wściekły i skoczył w jego kierunku. Rozwarł szczękę i było wiadomo, że decyduje się na najgorszy z ataków. Piekielny oddech. Z jego rozwartej gęby wydobył się najpierw żar. Finezyjny, wpuszczony w wir wyimaginowanej walki, instynktownie podniósł zaciśniętą w pięść łapę i wycelował ją w szczękę fioletowołuskiego. Odrzuciło go na bok. Szczęka zabolała, a żar został stłumiony. Adept wiedział, że nie był to dla niego najlepszy sposób na obronę. Może właśnie dlatego dał przeciwnikowi kolejną szansę. Ten wyprostował się i znów wziął wdech oznaczający niechybne spalenie Finezyjnego pyska.
Tym razem wykorzystał swoją zwinność. Ugiął kolana i szybko zebrał siłę potrzebną do skoku. Odskoczył na prawo, bo przeciwnik celował nieznacznie bardziej w lewą stronę. Był to unik najprostszy z możliwych. Nie skakał daleko, by nie stracić przeciwnika z oczu. Patrzył jak płomienie zjadają trawę, a potem znikają. Przy lądowania ugiął kolana jak i tysiąc razy przedtem.
Odetchnął i rozluźnił się. Przeciwnik z jego myśli zniknął. Po tym pojedynku pozostały tylko wgniecenia na piasku po jego skokach i nic więcej. Spojrzał jeszcze raz na Zimne Jezioro i ruszył spacerem dalej.
Licznik słów: 919