A: S: 2| W: 3| Z: 5| I: 3| P: 4| A: 3
U: B,L,Pł,O,M,W,MP,MA,MO: 1| A,Śl,Kż: 2| Skr: 3
Atuty: Ostry Wzrok; Pamięć Przodka; Tropiciel; Wybraniec Bogów; Magiczny Śpiew;
___Magia obronna. Niech będzie. Cienista bez zbędnego czekania zabrała się do pracy. Najpierw musiała się wyciszyć, oczyścić umysł ze wszystkich zbędnych myśli, odsunąć je na dalszy plan i skupić na obecnym zadaniu. W porządku. Nie miała nikogo, kto mógłby tworzyć ataki, więc postanowiła ot tak po prostu stworzyć kilka magicznych obron różnego rodzaju.
Najpierw coś klasycznego. Tarcza o średnicy ogona, idealnie okrągła i wypukła. Przezroczysta o idealnie gładkiej fakturze, wręcz przyjemnej w dotyku. Rzecz w tym, że dotykanie jej mogłoby się nieprzyjemnie skończyć, bowiem tarcza była pięciokrotnie zimniejsza od klasycznego lodu, wręcz widać było na niej drobniutkie kryształki lodu, może i nawet szron. Twardości jakiegoś typowego kamienia szlachetnego, dajmy na to rubinu. Miała pojawić się trzy szpony przed samicą całkowicie ją osłaniając, tak że patrząc centralnie od przodu nie można by jej dostrzec, może co najwyżej kawałek rogów i lekko odstające skrzydła, ale nic poza tym. Tarcza miała być rozwiązaniem na wszelkiego rodzaju ataki związane z ogniem – typowe kule ognia, ewentualnie kolce wypełnione magią. Krótko mówiąc wszystko co skupia się wokół tego żywiołu. Gdy miała już przygotowane wyobrażenie, sięgnęła do źródła i przeprowadziła jedną z wiązek czarno-czerwonej maddary wprost do swojego umysłu. No i proszę, chociaż na początku tarcza niepewnie zamigała, to rzeczywiście się pojawiła. Fioletowołuska mogłaby ją przetestować, ale obawiała się że dodatkowe tworzenie ataku to za dużo maddary naraz jak na kogoś, kto jest jeszcze niezbyt doświadczony w korzystaniu z magii.
Tarcza zniknęła a smoczyca zabrała się za kolejne wyobrażenie. Przypomniała sobie swoją rodzinną krainę i ubiór niektórych z tamtejszych ludzi i elfów. Tak, zrobi coś w tym rodzaju, jakby napierśnik. Miał oczywiście zasłaniać całą jej klatkę piersiową i gładko do niej przylegać, jakby był częścią samicy. Żeby nie robić znowu tego samego, postanowiła że ta obrona nie będzie gładka w dotyku, wręcz przeciwnie – miała być nieprzyjemna i chropowata, niczym nieukształtowany jeszcze przez siły natury kamień. Takiego też miał być koloru – ciemnoszary, gdzieniegdzie z jaśniejszymi przebłyskami czy małymi, białymi kropkami. Krótko mówiąc wyglądał dokładnie tak, jakby został wyżłobiony z kamienia. Zakrywał tylko klatkę piersiową, bez szyi czy przednich łap, chodziło głównie o ochronę klatki piersiowej i tamtejszych narządów. Osłona była gruba na jeden szpon, ale niezwykle wytrzymała i twarda jak diament, najtwardszy znany smokom naturalny materiał, nie wzmacniany w żaden sposób maddarą. Owa 'zbroja' miała być także odporna na działanie ognia oraz lodu i nie dała się w żaden sposób stopić czy skruszyć, bo nigdy nie wiadomo jaki atak będzie musiała powstrzymać. Upewniając się, że to wszystko samica przesłała magię w swoje wyobrażenie. No i proszę. Twarda tarcza zasłoniła jej klatkę piersiową, chociaż samica wyglądała nieco zabawnie. Usunęła maddarowy twór by zająć się teraz czymś innym.
Mediacja. Keezheekoni nie miała drugiego smoka, który mógłby tworzyć dla niej problemy do rozwiązania, ale od czego jest wyobraźnia.
– Na arenę została wezwania uzdrowicielka ze stada Życia. Walczyły na niej dwa smoki – przywódca Ognistych i wojownik z Życia. Oboje otrzymali rany, które zagrażały ich życiu. Uzdrowicielka najpierw pomogła smokowi ze swojego stada, ale w tym czasie przywódca Ognia zmarł. Ogniści byli wściekli i oskarżyli uzdrowicielkę. Zastępca Ognia oznajmił bowiem, że było to celowe działanie mające na celu zabicie przywódcy Ognia. Cóż. Uzdrowiciel ma obowiązek leczyć ranne smoki, a nie tylko smoki ze swojego stada. To, że Stado ma pierwszeństwo, owszem... Ale jeśli spojrzymy na to z szerszej perspektywy... Taka odpowiedź nie zadowoliła członków Ognia, którzy stracili swojego przywódcę. Wciąż twierdzą, ze był to zabieg celowy. Uważają, że wojownik specjalnie zadał taka ranę ich przywódcy, umawiając się z uzdrowicielem, żeby ten nie leczył Ognistego nawet w sytuacji, w której smok z Życia miałby mniej poważne rany. Uzdrowiciel z pewnością wiedział, że w przypadku śmierci przywódcy stado może wszcząć wojnę. Z ich perspektywy przywódca to ktoś ważniejszy niż wojownik. Czy nie powinien wziąć pod uwagę faktu, że w przypadku wojny ucierpi znacznie więcej smoków z jego stada, niż wtedy, gdyby pomógł przywódcy obcego stada? Nie było wcale powiedziane, ze wojownik zmarłby w takim przypadku, jak to się stało z przywódcą Ognia. Jak stado Życia powinno to dalej rozwiązać, by uniknąć wojny? Jeśli Ogień uważa, że uzdrowiciel powinien poświęcić swojego smoka w zamian za ich przywódcę, cóż, zapytajmy co oni by zrobili w takiej sytuacji. Stado przede wszystkim, reszta później. Muszą się z tym pogodzić, bo sami postępują dokładnie tak samo. Drugi problem. W czasie polowania łowca Życia przypadkowo przekroczył granicę z Cieniem w czasie ucieczki przed watahą wilków. Zrobił to zupełnie nieświadomie, ale Cieniści nie akceptują tego i oskarżają Życie o próbę szpiegostwa. Są znani z ostrych temperamentów i nie akceptują wyjaśnień i przeprosin, żądają ukarania łowcy. Powinni zrozumieć, że nie był to zabieg celowy. Łowca uciekał, wiedząc że nie ma szans w starciu z, dajmy na to, sześcioma wilkami, a pomoc nie zdołałaby przybyć do niego na czas. Ratował własną skórę i miał do tego prawo. Rzeczywiście, powinien być ostrożniejszy i patrzeć gdzie biegnie, ale to już niczego nie zmieni. Przywódca Życia powinien oczywiście w jakiś sposób ostrzec swojego łowcę na przyszłość, ewentualnie dać Cienistym coś w ramach zadośćuczynienia, chociażby kilka kamieni szlachetnych do Cienistego skarbca, jeśli ci nadal nie będą chcieli słuchać – westchnęła, mając już dość szukania na siłę dyplomatycznych rozwiązań. Jak widać brak głowy do takich spraw miała w genach. Pokręciła łbem i ruszyła w stronę Cierniowej Doliny.
Licznik słów: 873