OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Cienisty usiadł tuż obok Iskry, na tyle blisko, iż jego wijący się, kolczasty ogon muskał jej futro na tylnej łapie. Kheldar wyszczerzył kły, wodząc spojrzeniem po błękitnej, futrzastej sylwetce Czarodziejki.– Tak, zaiste, natura potrafi stworzyć wspaniałe rzeczy... – rzekł dwuznacznie, po czym zamrugał i powrócił ślepiami do pyska Iskry. Jego głos był nieprzyjemny, wiecznie zachrypnięty, gardłowy i wibrujący, co spowodowane było tym, iż gruczoł niemal bez przerwy produkował dym drapiący go w gardło i podrażniający go.
– Masz rację, musisz mi wybaczyć, ale nie mogłem się powstrzymać – oznajmił z nutą rozbawienia. Smoczyca miała rację, Szyderca miał już swoje księżyce, jednak nadal bawiły go podobne żarty. Stanowczo był Przywódca, z którego nie należało brać przykładu pod względem odpowiedzialnego zachowania. O stado dbał, jednakowoż większość czasu sobie żartując.
– W tym sęk, iż nikogo się nie spodziewałem, ale jeśli już miałbym typować, podejrzewałbym prędzej jakieś cieniste pisklę, które postanowiło mnie dla zabawy śledzić – oznajmił i uniósł łeb, by wydmuchać czarny dym pod strop jaskini. Potem znów pochylił łeb i uśmiechnął się kącikiem pyska.
– Nie pogratulowałem ci awansu, więc gratuluję, przyszła Przywódczyni – wymruczał z rozbawieniem. – Choć mówiąc szczerze twa zjawiskowa uroda budzi większy podziw niż pusta, zwykła ranga – dodał ciszej, mrukliwym głosem. W jego głosie nie było złośliwości, ale w spojrzeniu majaczyła drapieżna iskra. Taka sama, jak u drapieżnika na chwilę przed rzuceniem się na ofiarę.
















