A: S: 1| W: 1| Z: 2| I: 4| P: 2| A: 1
U: Skr,Śl,M: 1| B,L,S,A,O,Kz: 2| W,MP: 3| MA,MO: 4
Atuty: Inteligentny; Chytry Przeciwnik; Mistyk; Wybraniec Bogów;
Przyszedł tylko poćwiczyć sobie magię. Magię obrony. Musi być lepszy.
Prosty pocisk. Lodowy. Niewielki. Szczegółów nie potrzeba. Skierowywany w jego pierś.
Wyobraził sobie tarczę. Tarcza miała trzy szpony wysokości, i też trzy szerokości. Gruba na trzy łuski. Szara z ciemnymi kreskami i białymi ciapkami by urozmaicić wygląd. Na jej krawędziach były okrągłe wypustki. Takie wypukłe na jedną łuskę, a wszystkie tworzył dosyć charakterystyczną linię wokół krawędzi tejże tarczy. Ta krawędź różniła się kolorem ponieważ była złota. Dla jeszcze większego urozmaicenia umieścił parę oczu Sombre na środku tarczy wraz z obrysem jej głowy, jako miałaby mu pomóc w obronie i przeżyciu przed czymkolwiek się bronił Tarcza była kamienna oczywiście, bo według nie go to najlepszy materiał na wszelkiego rodzaju obronę. Miała być odporna na zimno, twarda, nieprzepuszczalna, matowa, no może troszkę połyskująca w słońcu. Sama tarcza miała temperaturę pokojową, a ciężar na tyle duży by nie zachwiała się pod tym lodowym ciosem.
Tchnął maddarę. Odbił cios. Teraz w stronę jego tętnicy szyjnej leciała kryształowa piła.
Wyobraził więc sobie coś w rodzaju miski. Gdyby to była półkula to biorąc od jej płaskiej powierzchni miarę aż do punktu najgłębszego to było jakieś trzy szpony. Serednica tej miski wynosiła aż pół skrzydła. Na końcach ten twór oto posiadał , falujące małe kryształki. Całość dla koloru błękitnego, z tymi czerwonymi kryształkami na samych końcach dla wyglądu. Byłą lśniąca, o gładkiej powierzchni, pokryta w swoim rodzaju mleczkiem, lub wyciągiem z jakiejś roślinki więc wydzielała przyjemny zapach. Do tego to mleczko było bardzo klejące więc może i zatrzyma ten atak, o ile nie przetnie tego kleju. Tarcza miała być odporna na ciecia, temperatury i ogólnie niszczenie jakimiś silami fizycznymi. Dla niego siły fizyczne to przykładowo lodowy kolec, a psychiczne lub jakoś inaczej to np. ognista kula. Wracając do miski. Miała się pojawić tuż przed głową Koszmarnego, by zasłonić go na tyle, by nawet odbity pocisk który poruszał się po paraboli, takiej mocno spłaszczonej, nie trafił go w inną część ciała. Wszystko wisiało trochę takie pół ogona nad ziemią, jakoś tak. Oczywiście cały twór był z kryształu!
Czy o czymś zapomniał? Chyba nie. Tchnął maddarę i poczekał aż zadziała jego obrona.
Teraz jakiś ognisty atak. Kula magmy, którą użył przeciwko Nixlunowi. Skierowana w jego pierś.
A więc. Zbita kamienna tarcza, a dokładniej ściana. Wbita w ziemię i sięgała aż do głowy Kravsaxa, mając pół ogona szerokości, by go zasłonić. Gruba na szpon. Magma to nie przelewki. Tarcza, zielona, z delikatnymi wzorami ciemniejszej zieleni, układającymi się w kuliste wzory może trochę podobne do tych które sam autor tej tarczy miał na swoim ciele. Tarcza miała też liczne małe wypustki koloru niebieskiego, będące na zakończeniach tych zielonych wzorków. Tarcza byłą matowa, tylko te małe wypustki mogły lśnić pełne blasku a do tego trochę świeciły. Dlaczego taka wielka? Jakoś miał manię na punkcie wielkości. Ta zielona ściana, była ustawiona połowę połowy skrzydła, by odłamki z magmowej kuli go nie dosięgły i nie poraniły. Tarza miała być odporna na wielkie dodatnie temperatury, jej powierzchnia była gładka i bardzo śliska, by ten atak lepiej się rozłożył na jej powierzchni. Stał wiec zasłonięty i czekał. Ach! Tchnął szybko maddarę, o mały włos by zapomniał. Atak się obił, on szczęśliwy.
Teraz coś specjalnego. Dźwięk. Wysokie dźwięki miały go uderzyć zmiatając z powierzchni ziemi i raniąc jego uszy.
Więc wyobraził sobie piramidę. Wysoką na skrzydło, ścian miała cztery, a każda miała długość jednej czwartej skrzydła, więc to byłą dosyć duża konstrukcja. Było w tej budowli widać cegiełki, misternie żłobione rzeźby przedstawiające walczące smoki, kolorowe, nawet na jednym znalazła się Sombre z jej złotymi oczami powalająca inne smoki. Obrazki powoli się ruszały ale robiły swoje. Ściana tejże piramidy byłą gruba na półtora szpona. Dźwięk nie może wejść. Wszystkie było bardzo szczelne. Podłogę zatopiło mleczko podobne jak te wczesnej, ale pokryło całą podłogę nie dopuszczając niczego od dołu do niego, bo jednak dźwięk mógł wejść też dołem. Trochę go łaskotało w łapy. Wszystko było bardzo szczelne, wytrzymałe na uderzenia wiatru, który był razem z dźwiękiem, i nie kruszyło się, ponieważ dźwięk sprawiał drgania.
Tchnął maddarę odparł atak.
Teraz coś na szybko. Lecące w stronę jego łap pnącza.
Wyobraził więc sobie, cztery małe tarcze, kamienne, koloru jaskrawo żółtego, z ciemnymi plamami pomarańczy jak małe słońca. Każda z czterech tarcz byłą skierowana w stronę jednego z pnącz. Też każda znajdowała się przy pojedynczych łapach. Tarcze były niby niewielkie, bo na trzy na trzy szpony. Grube na trzy łuski. Były za to bardzo, ale to bardzo ciężkie, i lepkie. Miały się przykleić do pnączy ściągając je w dół do ziemi gdzie już się nie podniosą.
Tchnął maddarę. Udało się. Koniec nauki.
Licznik słów: 760
Żetoniki :3 – Złoty i Srebrny (III miejsce Konkurs X, wyróżnienie w Konkursie X), Srebrny (wygrana Popisu II)