OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Szelest liści, trąconych czyjąś łapą, dotarł do uszu Smoka. Choć chory i obolały, wciąż miał w sobie dość siły, by zachować choćby minimalną czujność... Choć otwarcie ślepi było straszliwym wysiłkiem. Musiał zmobilizować całą pozostałą w ciele energię, by rozkleić ciężkie powieki, powieść spojrzeniem po otoczeniu.I wtedy ją ujrzał. Serce uderzyło jakby mocniej. Była tutaj... A może po prostu bardzo pragnął ją zobaczyć, a umysł, by przynieść ukojenie wyczerpanemu ciału, obdarzył go tak cudowną halucynacją? Koniec ogona poruszył się lekko, uderzając parę razy w ziemię. Zupełnie jak u psa – bo i czy w jakimś sensie nie był psem? Zwykłym burkiem łańcuchowym, niewolnikiem, własnością. Wiernym zwierzęciem.
Nie był pewien, czy ją widzi. Ale nawet, jeśli nie była prawdziwa, czuł się znacznie lepiej, mogąc skierować udręczone ślepia na jej smukły pyszczek. Była taka piękna... Przypominała boginkę lasu, której nawet kolorowe robaczki oddają cześć.
Zdrowa z przednich łap wyciągnęła się powoli do przodu, w jej kierunku. Znalazła punkt zaczepienia, a szpony pogrążyły się w ziemi, by nieludzkim wysiłkiem, cal za calem przesunąć ciężkie, odrętwiałe ciało w jej stronę.
– Sejsej... – wyszeptał.
W jego ślepiach mogła wyczytać bezgraniczne uwielbienie, coś na kształt tego, z jakim normalne smoki spoglądały na swe bóstwa.
Kolejny, przepełniony bólem ruch. I kolejny, aż zbroczony krwią łeb dotknął jej idealnych łapek. Nie śmiał ruszać się dalej. Jedynie przytulił pysk do jej przednich łap, przymykając przekrwione ślepia.
– Przepraszam...
W jego głosie usłyszeć mogła, jak ciężko było wziąć każdy kolejny oddech. Upływ krwi wprawił samca w straszliwe zmęczenie, namawiające, by zamknąć oczy, zasnąć. Już ich nie otworzyć. Teraz, gdy była obok, nie bał się już śmierci. Jedyne, czym się przejmował, to że nie uzyska przed nią wybaczenia od tej, która jawiła mu się jako bogini, zarazem straszliwa przez swe zamiłowanie do ciemnych mocy, jak i cudowna przez czyste serce i cudowność postaci.
– Nigdy... Przez całe życie... Nie spotkałem istoty wspanialszej od ciebie... – każde słowo opuszczało krtań z trudem, zabierało cenne sekundy – Nie uważam... żebyś była gorsza... Byłem głupi... Nie chciałem... Nie chciałem cię zranić...
Nie był w stanie wydusić z siebie nic więcej. Jedynie z wysiłkiem otworzył ślepia, pragnąc po raz ostatni spojrzeć jej w oczy. Mogła dostrzec płynące ze ślepi łzy. Nie smutku jednak; radości, że dane mu było po raz ostatni ją zobaczyć.
















