OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Adept zdołał obronić się przed ciosem, chociaż Strażnik nie widział większego sensu w wykonywaniu obrotu, który przy nieco mniejszym szczęściu mógł skończyć się fatalnie. Po podbiciu, ogon drzewnego wytracił swoją pierwotną prędkość, więc samiec wycofał go i przygotował się na atak ucznia. Mieli w prawdzie omawiać swoje strategie na głos, ale wszystko działo się tak szybko, że nie było wielu sposobności aby się do tego zastosować. Choć sam lubił szarżę, mdliło go gdy widział jej wykonanie u wywernowego, który nie miał anatomii dostosowanej do porządnego rozpędu, a zamiast zagrożenia, przypominał prędzej komiczną żabę, u której tylne kończyny zastąpiły przednie, a ona, niepomna wzroku innych, udawała że jest zupełnie normalna.Nie chciał go lekceważyć, ale jednak z pewnym opóźnieniem zabrał się za obronę, która polegała na częściowym odwróceniu się do fioletowego i pochyleniu łba w podobnych do niego geście, aby zewrzeć ich rogi. To co wieńczyło łeb drzewnego zdecydowanie pozwalało mu na takie manewry, bowiem choć było krótkie i nisko osadzone, złamanie tego byłoby dla przeciwnika prawdziwym wyczynem. Wystawiwszy tak swoją broń, poczekał aż adept będzie dostatecznie blisko, aby w ostatniej chwili przekrzywić głowę i dzięki zagiętym zakończeniom rogów, wykręcić także zdany na jego łaskę łeb adepta. Zgrzyt i głuchy odgłos zderzenia trwał zaledwie przez ułamek uderzenia serca, a następnie Strażnik wycofał się, zostawiając nienaruszone zarówno swoje rogi, jak i te przeciwnika. Następny ruch wykonał bez większego zastanowienia, korzystając z bliskości ucznia. Błyskawicznie pokierował szpony przedniej lewej łapy w stronę nasady jego szyi, wyciągając kończynę na tyle daleko, że środkowy pazur mógł spokojnie zahaczyć także o fioletowy kark i go rozerwać. Nie było teraz czasu na piruety, czy wybijanie się w powietrze.