OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Pokiwałem delikatnie łbem na znak, że teraz już wszystko rozumiem po wysłuchaniu odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie. Nigdy nie pomyślałbym, że wiatr może być tak kapryśny. Raz nam pomoże, a raz będzie robił wszytko, żeby w łapy wpadły nam mylne tropy. Jaki on może mieć w tym cel? W końcu gdyby nie miał żadnego to chyba by się tak nie starał, żeby utrudnić łowcą zadanie, albo, żeby przytaszczyć ze sobą jakieś kępki futra, które pierwotnie znajdowały się w innym miejscu. Pewnie rozmyślałbym o tym dalej gdybym nie miał teraz ważniejszych rzeczy do roboty. W końcu Pozłacany nie czekał, aż na spokojnie przeanalizuje sobie o czym może myśleć wiatr i przeszedł do kolejnego ważnego elementu śledzenia.– I tak będę musiał wytropić drapieżnika. Bez truchła gryfa nigdy nie zostanę łowcą! – powiedziałem przybierając bardziej zdeterminowaną minę. Prawdą było, że niewiele wiedziałem o śladach i samym tropieniu, a także o tym jak odnaleźć gryfa. Posiadałem jedynie nikłe informacje. Znałem wygląd tego potworka, wiedziałem, że jest niebezpieczny, no i dzięki Pozłacanemu wiedziałem, że trzeba szukać go gdzieś przy górach. Z jednej strony to mało, ale zdawało mi się, że mimo wszystko te informacje powinny mi wystarczyć. W końcu jak już zaliczę tę naukę śledzenia to wystarczy wybrać się w góry i tropić. Ale no właśnie, najpierw trzeba się tego nauczyć. Dlatego nie traciłem więcej czasu na rozmyślania o przyszłości i zająłem się teraźniejszością. Z ciekawością nachyliłem się nad wskazanym przez wodnego łowcę śladem i przyglądałem się mu chcąc wyryć w pamięci jego obraz i przypisać do konkretnego zwierzęcia, czyli dzika. Kiedy usłyszałem, że mam iść za tropem z determinacją zerwałem się z miejsca i postąpiłem kilka kroków w stronę w którą prowadził trop. Jednak po chwili do łba wpadł mi pewien nieciekawy scenariusz. Po chwili wahania postanowiłem się o niego zapytać.
– A co jeśli zgubię trop, albo ten w pewnej chwili zniknie? – zapytałem oglądając się za siebie i zawieszając wzrok na Pozłacanym. Dopiero, kiedy ten odpowiedział ruszyłem dalej.
Już na pierwszy rzut oka było widać, że jestem bardzo skupiony. Mój łeb był znacznie pochylony, a oczy wpatrzone w ziemię jakbym za wszelką cenę nie chciał zgubić tropu. I tak w istocie było. Jak na razie to były jedyne wskazówki, które mogłyby doprowadzić mnie do dzików. Doskonale wiedziałem, że jest ich kilka, bo wiele różnych tropów uparcie się ze sobą krzyżowało. Jednak to nie utrudniało mi jakoś bardzo zadania, bo szedłem za tymi odciskami, które były największe i najlepiej widoczne. Od razu zorientowałem się, że musiały należeć do matki, a te mniejsze i znajdujące się w większej rozsypce do jej dosyć licznych młodych. Na początku zadanie było proste, bo tropy prowadziły w prostej linii na północ. No niczego prostszego nie mogłem sobie wymarzyć. Wystarczyło tylko cały czas iść prosto. No, a potem doszły jeszcze ciekawsze znaleziska. Co jakiś czas ziemia była rozkopana, co dawało mi znać, że pani dzik najwyraźniej czegoś szuka, a tym czymś najpewniej było jedzenie. Te dosyć dobrze widoczne dołki tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że idę w dobrym kierunku. Szedłem tak łapa za łapą i uważnie rozglądałem się dookoła. W końcu z tego co mówił Pozłacany, to nie powinienem kierować się samymi odciskami. Oprócz tego są jeszcze połamane gałęzie krzaków, odchody czy futro. Właśnie futro! Zatrzymałem się na chwilę widząc na ziemi skłębiony kawałeczek brązowej sierści, która najwyraźniej odczepiła się od samicy dzika. Zadowolony z nowego znaleziska ruszyłem w jego kierunku, żeby go powąchać. Na szczęście woń była bardzo dobrze wyczuwalna, co jeszcze bardziej mi się spodobało. Teraz wiedząc już jak pachnie dzik będę mógł kierować się także roznoszoną przez niego wonią! No i tak też zrobiłem. Węsząc w powietrzu i zerkając na ślady udało mi się zorientować, że te już nie prowadzą prosto. Zaczęły delikatnie zakręcać i prowadzić bardziej na zachód. Nie widząc innej opcji po prostu ruszyłem dalej w kierunku wskazanym przez te wszystkie wskazówki. I szedłem tak cały czas rozglądając się za nowymi śladami i podążając za tymi już znalezionymi. Z radością zauważyłem, że im dłużej szedłem tym zapach dzika stawał się coraz wyraźniejszy. Zdając sobie sprawę, że coraz bardziej zbliżam się do tej dziczej rodzinki zacząłem wsłuchiwać się w otoczenie. Po jakimś czasie zaczęło mi się nawet zdawać, że słyszę cichutkie chrumkanie! Czyżbym był już niedaleko?



















