Tym razem, w przeciągu kilku dni naokoło tego, konkretnego kwarcu powstał niemały ruch, smoki przybywały tu w jednym, konkretnym celu. Wytrzymałość. Zwiększenie jej, najwidoczniej było dla nich bardzo ważne, o ile zapłata była odpowiednio wysoka, kwarc nikomu nie odmówił udzielenia swojej mocy. Każda z widzianych wizji, była jedynie ułamkiem nauk, jakie tutaj odbyli.
Pierwsza była Przywódczyni Ognia – Mir Płomieni. Jeden z duszków zabrał kamienie oraz owoce w momencie, w którym kwarc stopniowo rozjaśnił błysk. Do umysłu wkradła się wizja, powoli, delikatnie przejmując władzę. Czym właściwie była wytrzymałość? Pozwalała ona smoczemu ciału znieść znacznie więcej wysiłku, bólu, trudnych warunków. Jako łowca nieraz poddawała ją testom, nawet podczas całodniowego polowania, gdy łapy zaczynały już bolec, a chwilowe przerwy niewiele dawały, czy tez podczas znoszenia zdobyczy do groty, by drapieżniki nie zdołały jej ukraść. Właśnie na tym, polegać miało jej ćwiczenie, na bardzo długim spacerze.
Szłaś przed siebie, równym tempem. Najpierw przez rozległą równinę, przez pierwsze kilkanaście ogonów nie było nawet szczególnie odczuwalnych wzgórz. Te zaczynały się w końcu pojawiać, nie za strome, wpływające jednak na trudność w utrzymaniu rytmu. Minęło kilkanaście bardzo długich chwil, gdy do nozdrzy dotarła intensywna woń kwiatów. Gęsto porastały teren przed tobą, sięgając niemal do brzucha, a ty nadal parłaś na przód. Pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia mięśni łap, gdy te zaczynały odczuwać opór splątanej roślinności, przez którą dane było Ci się przedzierać. Kilka twardych źdźbeł trawy boleśnie rozcięło twoje łapy, ból dodatkowo utrudniał ruch nimi. Całe szczęście chaszcze w końcu stały się rzadsze, by po kilku krokach niemal całkowicie ustąpić. Ziemia zrobiła się znacznie bardziej miękka, wręcz przelewała między palcami. Bagno. Gęste, cuchnące bagno, w którym powoli zanurzały się łapy. Ruch kończynami stał się jeszcze bardziej męczący, nieraz natrafiały one na zatopione przeszkody, co jeszcze bardziej wzmagało wysiłek. Dodatkowo zabrudzone zranienia zaczęły piec niemiłosiernie. Ty jednak nie zatrzymałaś się. Pokonałaś trudny teren, a wtedy została ostatnia trudność do przebycia, stronę zboczę. Tutaj bolało już wszystko, łapy, zranienia, gdy napięta skóra naciągała rozcięcia. Krok, za krokiem powoli podchodziłaś pod sam szczyt, zdarzały się momenty, w którym luźny kamień poruszył się pod naciskiem, wtedy osuwałaś się nieco i na nowo ruszałaś.
Na szczycie czekała jednak polana, obietnica wypoczynku, jednocześnie koniec wizji, która rozwiała się w momencie, gdy palce zanurzyły się w miękkiej, zielonej trawie. Na swoich łuskach nie znalazłaś zabrudzeń, nie było też ran. Jedyne co odczuwałaś, to niemałe zmęczenie.
Mir Płomieni
– 2x perła, turkus, bursztyn, szafir, 4/4 owoców
+ Wytrzymałość II
Znacznie później, pod osłoną nocy, od kwarcu, do kwarcu przemknęły dwa smoki, taszcząc ze sobą na prawdę pokaźną ilość mięsa. Rzecz jasna, nikt nie był w stanie unieść takiego ciężaru, więc niesienie tego tutaj wymagało kilkukrotnego powrotu na tereny Plagi. Ot, niewielka rozgrzewka. Wymęczony Zwęglony Kolec, usiadł w końcu przed kwarcem. Naokoło zebrało się kilka duszków, najwyraźniej jednemu zabranie tak sporej zapłaty, zabrało by zbyt wiele czasu, a może zwyczajnie wolały zrobić to razem.
Kwarc błysnął jasnym światłem, wizja zawładnęła umysłem, zaś zapłata zaczęła znikać od góry.
Wojownicy powinni świetnie znosić ból oraz samo zmęczenie, jakie nieraz pojawiało się przy dłużących się walkach. Dlatego właśnie, przed nowym nabytkiem Plagi stanęło wyzwanie równie ciężkie, co ostatnie etapy areny Viliara. Znalazłeś się na leśnej polanie, dostatecznie dużej, by móc stoczyć pojedynek. Naokoło znajdowały się wysokie oraz gęste, cierniowe zarośla, nad łbem gęste korony drzew. Przez przytłumione światło, z początku nie dostrzegłeś swojego rywala, co ten wykorzystał na udany atak. Metalowa obręcz zacisnęła się na twoi prawym kolanie, trzask kości i fala bólu nie zwiastowały niczego dobrego, po wszystkim nie byłeś w stanie ustać na rannej łapie. Przez moment przed ślepiami zatańczyły czarne mroczki, szybko jednak uporałeś się z nimi. Drapieżnik odsłonił kły, nie czekał. Kolejny atak łapą, udało Ci się sparować. Spróbowałeś oddać gryząc jej lewą łapę, niestety maddarowe pnącze zacisnęło twoje szczęki i pociągnęło ku ziemi. Kolejna rana szybko spadła na twój lewy bok, trzasnęły żebra, silny cios maddarowym kamieniem wystarczył, by na moment odebrać Ci dech. Wymiana ciosów trwała na prawdę długo, bywały momenty gdy siły opuszczały twoje ciało, zaciskałeś zęby i podejmowałeś kolejna obronę. W końcu mantykora również została trafiona, zaczął się wyścig, kogo pierwszego zwiedzie własne ciało? Ból wzmagał się przy każdym ruchu, głębszym oddechu. W końcu nadszedł przełom wyrównanego boju, uderzyłeś stwora w bok łba, zachwiał się i runął na ziemie.
Jego ciało nie zdołało zderzyć się z podłożem, gdy przed ślepiami na nowo pojawił się kwarc oraz twoi towarzysze. Na ciele nie było ran, czułeś jednak ogromne zmęczenie.
Zwęglony Kolec
– 28/4 mięsa, cytryn
+ Wytrzymałość IV
Następne były smoki Ziemi, pierwszy z nich, Szalej Jadowity chciał poprawić swoją sytuację. Choroba? Żaden z duszków nie wnikał w to, co takiego może dolegać chętnemu na ich usługi. Ktoś sprawdził zapłatę, którą z pewnością znacznie sprawniej dało się zabrać sprzed kwarcu, ten rozbłysnął i pojawiła się wizja.
Byłeś na jakimś wzgórzu, naokoło nie znajdowało się nic interesującego, poza czarnym krukiem. Musiałeś go złapać, nie było to jednak takie łatwe. Ptak niemal natychmiast wzbił się w powietrze, by stopniowo zwiększać wysokość lotu. Ruszyłeś za nim. Wytrzymałość nieraz potrafiła przydać się podczas takiej pogoni. Czasem równe tępo, pilnowanie miarowego oddechu i odpowiednio daleki dystans wystarczył, by ścigana ofiara sama opadła z sił i wpadła w nasze łapy. Wybiłeś się z ziemi, skrzydła zmierzyły się z oporem powietrza, wznosząc Cię wyżej i wyżej. Szybko jednak odczułeś skutki próby sprintu powietrznego, cichu głos podpowiedział co zrobić. Gdy zwolniłeś, dystans między tobą, a ściganym ptakiem zwiększył się, nie zdołał jednak umknąć. W końcu osiągnęliście maksymalny pułap, w dole przewijały się różnorakie tereny, czasem widać było stada zwierząt. Mięśnie skrzydeł dawały o sobie znać, płuca piekły domagając się większej porcji tlenu. Kruk również zaczął to odczuwać, zwolnił nieco. Spróbował jeszcze raz wyrwać do przodu, w końcu od tego zależało jego życie, ostatnie gwałtowniejsze ruchy skrzydeł, będące dobiciem, które sam przyśpieszył. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa, zmuszony został do chwilowego szybowania, potrzebował tego odpoczynku. Właśnie wtedy odległość zmniejszyła się jeszcze bardziej, przypuściłeś atak. Udany.
Powrót na ziemię okazał się nieco gwałtowny. Jeden ze szponów zahaczył o skrzydło uciekiniera, a wtedy obraz rozmył się. Przed ślepiami na nowo stał kwarc, właściwie był tutaj cały czas, nie ruszając się z miejsca. Jego blask zbladł, zapłaty już nie było, pozostały jedynie bolące mięśnie skrzydeł.
Szalej Jadowity
– 6x koral, akwamaryn
+ Wytrzymałość III
Ostatnia była Śpiewająca Łuska, swoją zróżnicowaną zapłatę ułożyła przed kwarcem, musiała nieco zaczekać, najwidoczniej zwiększony ruch sprawił, że duszki musiały się uwijać, jedocześnie nie zaniedbując obowiązków zbyt niedbałym wykonaniem.
Jak zawsze kwarc rozjaśniło światło, mające źródło gdzieś wewnątrz. Wizja rozpoczęła się od odległego szumu rzeki, Morska smoczyca stała na wąskim pniu drzewa, oba jego końce opierały się o krawędzie skał, zaś między nimi znajdowała się głęboka przepaść, na której dnie rzeka powoli drążyła swoje koryto. Jeden nieostrożny ruch wystarczył, by pień obrócił się, a sama adeptka zdołała jedynie wczepić się w niego pazurami. Gdy obrót dobiegł końca, zwisała łbem do dołu. Dlaczego po prostu nie odleciała? Naokoło nie było dość miejsca, by rozłożyć skrzydła. Pozostało trzymać się kurczowo i nie spaść. Na początku nie było w tym nic trudnego, szybko jednak w palcach odczuła narastający ból, rozlewał się on powoli w dół po spiętych mięśniach. Nawet trzymane przy bokach skrzydła, w tej pozycji, w końcu stały się uciążliwe. We łbie zaczynało szumieć, to właśnie tam gromadziło się obecnie najwięcej krwi. Śpiewająca toczyła właśnie walkę z własną wytrzymałością, z tym jak wiele bólu wytrzyma i jak bardzo zaprze się, by wytrzymać tak jak najdłużej. Ogon znajdujący się pod nienaturalnym kontem, szybko zaczął cierpnąć, a to wiązało się z dodatkowym dyskomfortem, nawet bólem. Chwile mijały, każda z nich wydawała się niemiłosiernie długa. Czasem do uszu dobiegał cichy trzask, kolejny kawałek spadał w dół, pazur osuwał się coraz niżej.
Wszystko jednak ma swój koniec, zwłaszcza wytrzymałość tak młodego i niewyćwiczonego ciała. Kończyny zaczęły omdlewać z sił, uchwyt zelżał, a ciało spadło. Wizja zakończyła się w chwili, gdy zakończył się kontakt pazurów z pniem. Wszystko wróciło do normy.
Śpiewająca Łuska
– 2/4 alg, 2/4 owoców, 2x cytryn, turkus, 2x szmaragd, akwamaryn, opal
+ Wytrzymałość IV
Licznik słów: 1329