OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Pustynny był bardzo szczęśliwy widząc jak samiec podnosi się z ziemi i porusza łapą nie krzywiąc się z bólu. Maddara go słuchała i nareszcie odzyskał pewność siebie. Skinął głową magicznemu tworowi i nie zdążył nic powiedzieć, gdy jego miejsce zajęła następna pacjentka.Z początku zastanawiał się co jej jest, bo na pierwszy rzut oka nic w niej nie dostrzegł. Kiedy zaś nieznajoma się skrzywiła, on zrobił to samo. Obszedł ją dookoła, a kiedy był już przy jej zadzie uderzył go w nozdrza zapach spalonego mięsa. Może mu nie przeszkadzał, ale w połączeniu z widokiem strasznej rany i świecących na biało kości, był tym wstrząśnięty.
Popatrzył na cierpiącą samicę i od razu zabrał się do pracy.
~ Rana ciężka. Samicy grozi gorączka spowodowana szokiem pourazowym i zakażenie. Ponadto może stracić władanie w ogonie jeśli martwica pójdzie dalej.
Rzekł do Esencji telepatycznie. Od razu sięgnął po chmiel zwyczajny. Wyczarował z pomocą maddary kamienną misę ze wrzątkiem i wrzucił do niego kilka (nie więcej niż cztery) szyszki chmielu. Nie bawił się w środki przeciwbólowe, ani uspokajające. Smoczycę należało od razu uśpić i działać! Gdy wywar był gotowy, ostudził go maddarą i podał samicy do wypicia. Gdy zasypiała był przy niej, aby dodać jej otuchy. To głupie, bo wiedział, że to tylko wytwór maddary, ale takie miał odruchy. Nie każdy był tak silny psychicznie i każda forma dająca choremu czy rannemu uczucie bezpieczeństwa, wpływała dobrze na organizm, który często walczy i odrzuca leki jeśli jest silnie zestresowany.
Gdy smoczyca zasnęła odetchnął głośno i spojrzał na zioła. Postanowił od razu wykorzystać macierzankę. Wziął największe z najsoczystszymi liśćmi tej rośliny gałązki i zmiażdżył je w łapach, aż wypłynął z nich sok. Uważnie ułożył je na miejscach owrzodzonych z poparzeniami. To powinno pomóc na skórę, którą jeszcze da się odratować magicznie.
Pustynny przywołał z pomocą maddary kamienną misę ze wrzącą wodą i wrzucił do niej korę z topoli czarnej. Delikatnie podniósł głowę samicy i ostudzony, gotowy wywar wlał jej powoli do gardła. Robił to ostrożnie, żeby się nie zachłysnęła. Potem powoli położył łeb nieznajomej i odwołał misę w nicość.
Na końcu swojego leczenia zastosował opatrunki ze zmiażdżonych liści babki lancetowatej. Układał je ostrożnie na zwęglone części uda i pleców, a także na zadzie. Starał się to czynić dokładnie, a jednocześnie nie ociągał się. Czas był na wagę złota.
Wszystkie zioła już powinny działać, więc czas je wspomóc swoją magią. Biały samczyk podniósł prawą łapę i położył ją na szyi samiczki. Następnie skupił się i powrócił do źródła swej maddary, którą wpuścił w ciało smoczycy.
Najpierw nakazał jej przede wszystkim usunąć całą martwą, zwęgloną tkankę i zanieczyszczenia. Jeśli znalazłyby się tam resztki po kwasie – też by je usunął. Krew, ta zakrzepła, też powinna być wydalona z ciała rannej. Dopiero teraz zająłby się mozolnym, ale wdzięcznym zajęciem jakim było odtwarzanie mięśni i ścięgien. Na początek skupił się na kręgosłupie i odsłoniętej części miednicy. Pokrył je odpowiednimi tkankami, a później mocnymi i elastycznymi mięśniami, które mogły się skurczać i rozkurczać. Nie zapomniał o uszkodzeniach na boku ogona i na zadzie. Tamte ubytki również odtworzył odpowiednimi warstwami mięśni splatając je w odpowiedni sposób i łącząc ze zdrowymi pozostałościami. Mięśnie i ścięgna miały być równe, odpowiednio grube i długie. Na połączeniach nie zostawił żadnych nierówności czy zgrubień. To niedopuszczalne! Gdy to skończył, wziął się za odtwarzanie i łączenie układu krwionośnego. Stworzył sieć małych i większych naczyń krwionośnych, którą połączył z istniejącymi już żyłami i co mniejszymi naczynkami. Połączenie miało być drożne i elastyczne, a jednocześnie wytrzymałe na zmiany ciśnienia krwi. Następnie zabrał się za skomplikowane odtwarzanie układu nerwowego. Dbał o to, żeby każdy mięsień był połączony ze wspólną siecią nerwów, które ostatecznie zmierzały ku kręgosłupowi, a tam łączyły się z głównym rdzeniem kręgowym. Nie bawił się w eksperymenty. Wszystko co odtwarzał miało być takie jak wcześniej.
Kiedy to było już skończone Pustynny kolejnym impulsem maddary odtworzył skórę, która miała być odpowiednio gruba i elastyczna. Dobrze ukrwiona i unerwiona. Połączenie ze starą skórą miało być niewidoczne i nie pozostawić po sobie żadnych blizn. Na końcu wziął się za odrost maleńkich, złotych łusek.
Wysłał swoje wyobrażenie do maddary w ciele samiczki, a gdy skończył, cofnął się do tyłu wpatrując się w zad samicy. Bynajmniej trochę go to krępowało w tej sytuacji, ale musiał to ukryć. Co w tym dziwnego? Był młody i jeszcze nie do końca panował nad swoimi odruchami. Ale najważniejsze dla niego było w tej chwili to, żeby leczenie się powiodło. Dopiero teraz na chwilę oderwał na chwilę wzrok od niej i spojrzał na Esencję. Czy i tym razem wszystko zrobił dobrze?