A: S: 1| W: 1| Z: 2| I: 2| P: 1| A: 3
U: B,Pł,S,Skr,Śl,MA,MO,M: 1| A,O: 2| Lecz,MP,W: 3
Atuty: Atrakcyjny; Chytry Przeciwnik; Zielarz; Magiczny Śpiew; Uzdolniony.
Nixlun zadrżał, kiedy zobaczył tego smoka w pisklęcej czaszę, ponaznaczanego bliznami na plecach. Był to jego brat. Tam myśl nie umniejszyła strachu i obrzydzenia jakie pałał to tego osobnika. Wynikały one z obawy czym obecnie jest jego brat, jak bardzo się zmienił przez ich czas rozłąki. Czy ciągle był tamtą miłą, ciepłą osobą? Gdzie uleciała jego radości i pogoda ducha? Co spowodowało te blizny na ciele, jak i w jego psychice? Nixlun nie miał pojęcia że to wszystko jest sprawką Dwuznacznej Aluzji, tej obok której obecnie mieszka, tej będącą przyszłą mentorką jego ukochanej siostry, o czym jeszcze nie wiedział. Miał nadzieję że Tygrysi ich nie zauważy i sobie po prostu pójdzie. Nie chciał mieć z tym czymś do czynienia, to jest... Paskudne. Ten sposób myślenia jest po prostu obrzydliwy! To był Shiro, jego ukochany brat, ten głośny, irytujący, kochany głupek! Nixlun czuł gniew i pogardę na samego siebie, za te woje wcześniejsze myśli. Jego brat jest tuż obok, ewidentnie smutny, a różowooki nie miał zamiaru pozwolić by ta rozpacz gnębiła go dalej! Wstał z posłania, delikatnie, by nie poruszyć czarnego pisklaka, po czym zszedł spod daszka chroniącym przed deszczem, i powoli zaczął iść do brata. Zatrzymał się jednak na samym początku drogi, wpadając na pewien pomysł. Pobiegł w stronę mniejszego posłania, w którym liście zostały już niestety przemoczone. Ale dało się na to zaradzić. Skupił w sobie maddarę, po czym za pomocą jej siły uniósł całą konstrukcje w powietrze. Lewitowała ona dwie łuski nad ziemią, dzięki czemu nie było szans by o coś zahaczyła. Nixlun zaczął iść do przodu, kierując konstrukcję przed sobą. Jedak szedł za szybko, na skutek czego prawie upadła ona na ziemie, przez co mogła by się popsuć. Za szczęście samcowi udało się w ostatniej chwili podtrzymać ją maddarą, dzięki czemu nic się nie stało. Teraz szedł powoli i ostrożnie, uważając by podobna sytuacja się nie powtórzyła. Kiedy doszedł już do konstrukcji w którym pozostawił Krav zdążył już cały zmoknąć. Ułożył niesione posłanie obok większego, po czym skupił energię w sobie jeszcze raz. Deszcz i wilgoć utrudniały mu trochę skupienie, ale ten wytrwale tworzył obraz tego czego chciał osiągnąć. W jego głowie mniejsza konstrukcja przyjąć miała kształt prostokąta, wpasowującego się do jednego z boków leża. Następnie przemieścił też części daszku i ścianki, rozszerzając je na nową część. Oczywiście, przez taką modyfikację całą konstrukcja stała by się bardziej krucha, bo w końcu nie przybyło materiału na te dwie rzeczy, ale Nixlun zaradził sobie z tym, nakazując drewnu użytym do produkcji sufitu by w środku było puste. W ten sposób zyskał więcej drewna to wzmocnienia ścianki, oraz zmniejszył ciężar sufitu. Następnie pozbył się wilgoci z liści, osuszając je magią. Te ciągłe używanie maddary lekko zmęczyło samca, ale to nie był koniec jego pracy, przyszedł czas na najważniejsze. Odwrócił się od leża, i spojrzał w stronę drzewa przy którym spoczął jego brat, po czym zaczął iści w jego stronę. Przez cały ten czas zmókł do suchej nitki, nie licząc wnętrza skrzydeł, które były ciągle ciasno złożone. Staną przed swym bratem, chyba pierwszy raz od dana nie nosząc swojej sztucznej, uśmiechniętej maski. Woda spływała po jego pysku, a ślepia patrzyły smutno na brata. Rozprostował jedno skrzydło, i zasłonił nim brata przed deszczem.
– Chodzi braciszku, nie moknij tutaj tak. – Nie powiedział nic więcej. Nie zadawał pytań. Chciał by bart mógł z nimi odpocząć, chociaż przez chwilę poczuć ciepło. Zawiną swój ogon w okół ogona brata.
Licznik słów: 565