OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Uff! Nie mógł się doczekać, aż nadejdzie moment spotkania z samym bogiem, a teraz przyszedł tak późno! Nie ma czasu do stracenia trzeba jak najszybciej... Co? Od kiedy w tym miejscu terenów wspólnych jest morze? I dlaczego to morze składa się głównie z łusek, futer, rogów, kłów, pazurów i innych rzeczy, zwykle będących przymiotami smoków, a nie jakiejś bezkształtnej, płynnej masy, zalegającej na Skałach Pokoju.– Ile... ich tu jest! – wyszeptał pod nosem, zbliżając się do jarmarku kolorów i zapachów, spowodowanego przez ogrom i różnorodność zebranych gadów. – To! Cudowne!
Zadowolony wpadł pomiędzy wszystkich, zręcznie przemykając obok obcych. To lepsze od zebrań stada. To jest tłum, prawdziwy tłum! Takie zróżnicowanie, tyle smoków do zobaczenia... A nie będzie mógł porozmawiać nawet z jedną dziesiątą zebranych. Ohh... To takie smutne. Przynajmniej mógł podziwiać. Lustrował wzrokiem każdego mijanego gada. Pociągając też nieznacznie nosem, klasyfikując natychmiast – Życie, Ogień, Ogień, Życie, Cień... Tutaj skrzywił się nieznacznie. Taki uraz z dzieciństwa, zawdzięczany zabiegom pewnej znanej wojowniczce z najmłodszego stada. Gdy już pozbył się nieprzyjemnego wrażenie, powrócił do dalszej wędrówki. Chciał oczywiście dotrzeć tam, gdzie najbliżej do samego boga. Nie zadowoli się jakimś tam półśrodkiem i patrzeniem z odległości. O nie, nie byłby sobą.
Po drodze, wyznaczył sobie kilka celów. Po pierwsze: nie zostać stratowanym. To było łatwe. Poruszał się w tłumie zręcznie jak nigdzie indziej. Sprawiało mu to radochę. Po drugie, przywitać wszystkich znajomych. To było trudne. Szybkość z jaką wykwitały przed nim znajome pyski, była zatrważająca.
– Cześć Ulotna! Cześć Pierzasta! Witaj przywódco – lawirując między zebranymi, zwolnił lekko przed Złudzeniem. Potem ruszył dalej. Etzio Auditore był przy jego lekkich ruchach niczym reumatyczny staruszek. Swoją płynnością poruszania i celnością rzucania w bliskich powitaniami bił na głowę sławnego asasyna, który ledwo co potrafił zabić pojedynczego strażnika w niewielkim tłoku. – Hej Zapomniany. I witaj Seraficzna. Cześć Cichy. Cześć Hipnotyzująca! Witaj Pożeraczu. I... cześć Oczko!
Zdyszany, z rozbieganymi ślepiami stanął w końcu przed swoim bratem. Na pewno nikogo nie pominął? To w obecnej sytuacji byłoby banalne. A właśnie, ta samica obok jego brata...
– Cześć... Piaskowa – powiedział po chwili, gdy wygrzebał z dna pamięci jej imię.
Przez chwilę nic się nie działo, kiedy uświadomił sobie nagle coś ważnego. To jego brat! Sam na sam z jakąś samicą! Prawie odskoczył, gdy dotarła do niego ta wiadomość. I to jaką ładną... Dyskretnie, w miarę dyskretnie zlustrował Piaskową spojrzeniem. Nieco się zmieniła. Wydoroślała. Tylko pozazdrościć. Zadziorny uśmiech przemknął przez jego pysk.
Z Oczkiem znali się od urodzenia. Nie musiał mu nic mówić, ani pytać. Stanął tylko w takiej pozycji, jakby przygotowywał się do odejścia. Oczywisty powinien zrozumieć przekaz. "Mam sobie iść?" Nie poczuje się urażony. Wręcz przeciwnie. Przecież było tu tyle innych smoków, z którymi można było nawiązać kontakt.





















