OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Nie spodziewał się tego.Naprawdę nie.
Najpierw jeden kupił, potem drugi… a potem kolejni. Z każdą podniesioną łapą sięgającą po błotną miseczkę jego wąsy lekko falowały, a uszy zaczynały wibrować z ekscytacji. Nari, zamiast wypić, dał mu kamień i jeszcze coś życzliwego powiedział. Ausand spojrzał na ametyst w łapce z niekłamanym zdumieniem, jakby dostał coś nie z tego świata.
– Dziękuję! Dziękuję bardzo! – promieniał, zbierając kamyczki, które położyli przed nim. Kiedy uznał, że ma już ich całkiem sporo, zaczął liczyć... niestety na głos. – Jeden… dwa… siedem? Nie, chwila. Ten się świeci, więc może za dwa? To wtedy osiem…? – Zamilkł na moment i spojrzał podejrzliwie na własne łapki, po czym uznał, że nie będzie się tym martwił. Mysz mu potem to policzy.
Potem przypomniał sobie, że miał jeszcze coś zrobić. Zajrzał do misek i podrapał się po głowie. Tylko dwie zostały. A Warkocz nie chciał swojej. Spojrzał więc na Dolinę, który wyglądał, jakby już polubił ten smak.
– Możesz wypić też jego. Skoro tak ci posmakowało. – Podsunął mu kolejną miseczkę.
Na uwagę Niosącego uniósł głowę. Nie znał się na granicach i nie wiedział, co to wszystko znaczy, ale słowo niebezpieczne znał aż za dobrze. Gryf był niebezpieczny. I dziury w ziemi. I niektóre noce.
– Jeszcze nie wiem, którędy pójdę. Bogini mi powie. – Może i jeszcze nie wiedział, jak dobrze liczyć, ale wiedział, że idzie mu całkiem nieźle.


































