OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
A na chichot... monstrum zareagowało własnym, ciężkim, tubalnym. Chichot ten był cichy, ale dosadny... niemalże na tyle, by posłać w jaskinię swoje echo. Pysk stał się łagodny i wyraz jakiegoś ucieszenia, ba, zaciekawienia rozmalował się wśród łusek samca. Jego wzrok, bezduszny acz litościwy, leniwie meandrował po nieznajomej. Obserwował wygłodniale każdy jej ruch, choć nic w nim nie sugerowało agresji. I równie łagodnie, bez słowa, pozwolił jej położyć się koło siebie. Minęła chwila nieprzejednanej ciszy nim wąż mruknął, w pełni zgadzając się na towarzystwo Słonecznej – bo również, znał on ten zapach.Ale na odpowiedź musiała poczekać.
Zdawało się, że nad słowami widniał zamiar... i nie uciekł on uwadze Mglistego. Fioletowołuski ułożył się wygodniej, rozkładając mozolnie swe łapska tak, by stykać się jak największą powierzchnią ciała. Zabierał tyle czasu, ile tylko nieznajoma mu pozwoliła, jak gdyby bawiąc się jej cierpliwością. Łuska o łuskę zachrzęsnęła, jedna za drugą, zbliżając ich na odległość ino oddechu.
Czujne, bezduszne ślepia utknęły w źrenicach adeptki.
– Wichrogłos. – Głos ten ugrzązł w gardle, ale i tak wydusił imię, zostawiając na samicy muśnięcie ciężkiego oddechu. Z ledwo co zauważalnym trudem, wąż przedstawił się i nie pozostawił miejsca – fizycznie ani psychicznie – na domysły.
Szpon musnął o szpon.
Powalająca Łuska
















