Nieskalany Wiatrem
O, jak dobrze że sprecyzował czego oczekuje! Kwarc błysnął, oślepiając go. Przeniósł go na plac wydeptanej ziemi. Tam już czekały na niego najróżniejsze drapieżniki, w całkiem sporej liczbie. Zadanie? Pokonać je i, no, ustać. Na pewno nie da rady bronić się przed nimi wszystkimi na raz, zresztą, nie chciał tutaj treningu magicznej obrony. W sumie, drapieżniki nawet nie czekały i rzuciły się do ataku. A były to najróżniejsze zwierzęta, z tych potężniejszych. Indrik, demon, bies, hydra i tak dalej. Ataki też był różne, część z nich była magicznymi pociskami, a część, no cóż, atakami fizycznymi. Nie miał szans z obroną, więc odpowiedział kontratakiem ze swojej strony – czy tego chciał czy nie, coś go do takiej decyzji popchnęło. Stworzył więc lodowy kolec, który posłał w łeb indrika, a demona chciał zaatakować swoim ogonem, który wyposażył w kamienną osłonę, żeby uderzyć mocniej i pewniej. Bo tak, Kwarc proponował mu również walkę hybrydową!
Krew się polała, ucierpiał zarówno on, jak i jego przeciwnicy. Zaatakował kolejny raz, tym razem stworzył dwie ogromne kule ognia, które poleciały do swojego celu.
Wraz z tym jak walka trwała, Nieskalany mógł zauważyć, że raczej nigdy od tych ran nie padnie. Owszem, zmęczeni i ból odczuwa i czuje też, że ciężej jest mu się skupić i jego twory powoli tracą na skuteczności, ale właśnie to chciał przecież trenować! Udało mu się powalić już hydrę, ale reszta drapieżników dalej była chętna walki!
A kiedy tylko wygrał tę potyczkę, został oślepiony i przed nim pojawili się zupełnie nowi przeciwnicy, chętni do dalszej walki. Ran mu nie ubywało, a wręcz przybywało!
Po, w sumie to ciężko stwierdzić jak dużej liczbie walk, Wojownik został przeniesiony z powrotem przed Kwarc. Ból pozostał, ale po ranach jak i jego zapłacie nie było już akurat śladu.
Perła Oceanu
Oj tak, nie ma przed tym ucieczki! Jasne światło znowu dopadło smoka i kompana. Tylko ten drugi akurat będzie miał wizję. A będzie ona stosunkowo nieskomplikowana, ale raczej wymagająca. Hania znalazła się na placu ubitej ziemi i miała przed sobą smoka. Takiego białego, z łuskami i bródką. Jej zadanie? Stoczyć magiczny pojedynek z tym smokiem!
Na początek musiała obronić się przed lodowym kolcem, który leciał prosto w jej łeb. Magiczna bańka z łatwością uwięziła nadlatujący pocisk. Potem wyprowadziła swój atak pod postacią pnączy z ziemi, które miały opleść się wokół łap i je zmiażdżyć. Poszło jej w sumie całkiem nieźle! Tylko, no cóż, nie wykończyło to wrogiego smoka, a nawet go podjudziło, bo tym razem w jej stronę poleciały kule ognia. Kolejna obrona, kamienna ściana.
Jak się Hania po czasie przekonała, walka miała trwać bez końca, bo z biegiem czasu zarówno ona, jak i jej przeciwnik dostawali rany, ale ani myśleli o tym żeby paść. Owszem, czuł osłabienie, nawet ewidentne, bo cóż, ból utrudniał skupianie się na tworach, ale nie czuła żeby miała walczyć o zachowanie przytomności. Bardziej o to, żeby twory nie traciły w tym przypadku na jakości, co też za łatwe nie było.
Nie wiedziała ile czasu biła się z tym smokiem, ale w końcu, wreszcie, po zadaniu którejś już rany z kolei, błysnęło jasne światło, które przeniosło kompankę z powrotem przed Kwarc. Po ranach nie było śladu, ale cóż, ból i jego wrażenie wciąż pozostały.
Nieskalany Wiatrem
– 24/4 mięsa
+ MA III
Perła Oceanu
– 3x opal i topaz
Hania
+ MA II
+ MO II
Licznik słów: 555
Jeśli Ci się spieszy z zaakceptowaniem czegoś, coś jest niejasne, chcesz coś konkretnego na Kwarcu dla fabuły albo błąd został przeze mnie gdzieś popełniony – proszę napisz forumowe PW. Staram się wchodzić chociaż 1 raz dziennie
