A: S: 5| W: 4| Z: 1| M: 1| P: 1| A: 2
U: W,B,Pł,L,O,Śl,Skr,MP,Prs: 1| A: 2
Atuty: Regeneracja, Boski ulubieniec, Chytry przeciwnik
Zamrugał dwukrotnie, wyrywając się z natłoku własnych myśli.
Gdzie on był?
Ach, tak, miał słuchać Rairisha, który w dalszym ciągu prawił mądrościami na prawo i lewo. Wolał zostawić mu pole do popisu. Niech się wygada i czuje się wysłuchany. W końcu Rashediah słuchał, mimo swoich heretycznych poglądów, wydawał się zainteresowany boską otoczką.
Skrzywił pysk. Nie, nie zrobił tego. Obrócił się, posyłając zirytowane spojrzenie w stronę słonecznego. Czy on nie miał wstydu?
— Działa ci tam cokolwiek w tym ptasim łbie? — Syknął, drastycznie zmniejszając odległość między nim, a Jemiołuszkiem. Uderzył ogonem o ziemię, a kiełki odsłonił w nieprzyjemnym wyrazie. — Drugi raz, prosto w posąg? — Wykrzywił pysk, zadzierając go ku górze. Tak naprawdę wcale się tym nie przejął. Grał jedynie pod uszy Toshiyra, który co uderzenie serca wydawał się jedynie bardziej markotnieć na pysku.
Baranie niewychowany. Parsknął pół śmiechem, a irytacja opuściła lico, zachodząc krótkim rozbawieniem. Baranie. Ładnie, naprawdę ładnie. Choć preferował inne zwroty, które nie zdążyły jeszcze wykształcić się w lekko opóźnionym móżdżku słonecznego. Nie dane było mu ich poznać, dlatego i sam Rash nie zamierzał edukować go w zakresie słownictwa. Kiedyś sam się nauczy. Może gdy już rzeczywiście podrośnie, nie tylko umownie.
Najważniejszym jednak było, że Tosh wskazał mu drogę do poszukiwanego piedestału. Może rzeczywiście powinien spróbować się mu przedstawić. Zwłaszcza, jeśli taką propozycję podrzucił mu Świst. Resztę negatywnych słów na temat Viliara olał, całkowicie odcinając od nich swój umysł. Z resztą, zapewne gdyby je usłyszał, nie uznałby tego jako wadę. W końcu tak jak Rai mówił, były to nieodłączne elementy wojny.
Ciarki przeszły wzdłuż jego kręgosłupa, gdy dziwne, nieznajome ciepło przebiegło po plecach diabelca. Poczuł, jak futro delikatnie stroszy się w miejscu, w którym rozeszło się słoneczne muśnięcie. Zaraz, przecież żadne promienie nie miały prawa do nich dotrzeć. Obejrzał się za siebie, szukając źródła problemu, lecz jego uwaga szybko zwróciła się ku małej, różowiutkiej samiczce.
Małej, była jego wzrostu, no może trochę niższa od niego samego. Przekrzywił łeb, szukając nozdrzami odpowiedzi na to, skąd ta w ogóle się tutaj znalazła. Najdziwniejsze było jednak to, że żaden konkretny, stadny zapach nie docierał do jego zmysłów. Najwidoczniej nie tylko dla niego obca była zdziwieniem, reszta kampanii również wydawała się jej nie rozpoznawać. Więc musiała być samotnikiem. Bądź intruzem. Nie zamierzał jednak jej przeganiać. To nie byłoby w jego stylu. W końcu, była ona możliwie pierwszą rówieśniczką zaraz po Razzmie, którą mógł poznać.
— Cześć, jesteś samotnikiem? — Odwrócił się w jej kierunku, a swoje zieloniutkie ślepca przerzucił prosto na jej lico. Nie omiatał jej specjalnie spojrzeniem, nauczył się już, że bywało to... niegrzeczne i nieodpowiednie. Już wcześniej, przed przywitaniem, zdążył zrobić krótkie rozeznanie. — Masz ładne łuski — lubił różowy, był on bliski czerwonemu, który na miejscu kolorów był pierwszy u Rashediaha. Nie uważał też, że jego obojętnie wypowiedziane słowa mogły być czymś... dla jego towarzyszy dziwnym. Nigdy nikogo przy nich nie komplementował, nie miał w końcu takiej potrzeby ani zwyczaju. Choć Rairish mógł już być świadkiem jego miększej, dużo przyjemniejszej strony, gdy to Razzma skuliła się przed swoim starszym bratem. Wbrew wszystkiemu, potrafił być delikatny, zwłaszcza, gdy obchodził się z płcią przeciwną, która niezwykle go fascynowała. Bądź co bądź, wszystkie jego najmocniejsze wzorce były właśnie samicami. Bealyn,.. Eynell, czy nawet Tanka, którą niezwykle szybko zaakceptował w swoich pierwszych księżycach życia.
Mimo swojego pogodnego, choć obojętnego tonu, w środku nie opuszczał podejrzeń. Obcy byli obcymi. Miał oceniać intencje, ale nigdy nie pozwolić, aby ci dali radę go zaskoczyć. Dlatego choć delikatny słowem, gotów był w każdym momencie obronić siebie oraz mglistego, którego powoli zaczął przypisywać do swoich zdobyczy. Nie pozwoliłby w końcu, żeby ktoś inny zrobił mu krzywdę.
Sprawy identycznie miały się do Jemiołuszka. Był jego wrogiem. Tylko on miał prawo być w jego stosunku wrogi.
Dlatego, gdy dołączył do nich zielony, lekko otyły gad, zmarszczył czoło. Co to za sztuczki? Podsłuchiwał i obserwował ich przez ten cały czas, udając jeden z boskich posągów? Diabelec od razu wyskoczył do przodu, przed całą trójkę obniżając instynktownie łeb. Schował szyję wiedząc, że ta była niezwykle czułym miejscem do wymierzenia pierwszego ataku. Musiał się zabezpieczyć.
Choć nie potrafił się bronić, a co dopiero walczyć, rozstawił bojowo skrzydła, subtelnie zasłaniając nimi całą resztę. Obcy, dorosły obcy. Nie wyglądał na groźnego, ale wszyscy obcy mogli stanowić zagrożenie. Nawet ta samiczka, do której... szlag, odwrócił się tyłem. Cóż, musiał ufać swoim kompanom, że ci w razie czego ją spacyfikują.
Nawet na moment nie podejrzewał, że miał właśnie styczność z boskimi istotami.
— Kim jesteś. — Zażądał odpowiedzi, jakby to nie on był tylko małym, bezbronnym pisklęciem. Może geny pana wojny w dalszym ciągu płynęły w krwi jego potomków?
Licznik słów: 764

all you are to me is a bleak obsession
atuty
⬩ REGENERACJA ⬩
raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden (pt. 11.07)
⬩ BOSKI ULUBIENIEC ⬩
raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane
⬩ CHYTRY PRZECIWNIK ⬩
raz na walkę +2 ST do akcji przeciwnika |
.
d
J
j
j-=.#a29f97 :: #6b6960 :: #6b1a20
=–proszę odróżniać postać od użytkownika |