Do Naranlei
Rairish niepewnie stawiał kroki w świątyni, do której udał się po raz pierwszy sam. Wcześniej przybył tutaj ze swoim ojcem w ramach nauki o bogach, lecz teraz młody smok chciał doświadczyć tego wszystkiego na swojej własnej skórze. W jednej z łap niósł gotowy już podarek dla jednego z bogów. Był to mały, upleciony z pobliskiej roślinności wianek. Nie był on niczym zachwycającym. Wiele kwiatów nie zdążyło jeszcze przebudzić się ze swojego zimowego snu, a łapy Rairisha nie były jeszcze na tyle doświadczone, aby twór wyróżniał się na tle innych.
W końcu wężowy usiadł przed posągiem Naranlei i podniósł swój wzrok na jej pysk. Wizerunek smoczycy górował nad nim, a młodzik czuł się w jego obecności delikatnie przytłoczony. Prędko opanowała go niepewność, przez którą sam zdecydował się wbić swoje oczy w ziemię. Wpatrywanie się w kogoś nie było przecież czymś miłym.
— Em… Wiele słyszałem o tobie… — zaczął cicho, wręcz szepcząc do samego siebie.
— Jesteś boginią madarry, racja? Em… To dzięki tobie smoki mogą jej używać, tak? — kontynuował, czując, jak z każdym słowem jego niepewność się nasila. Z boku musiał wyglądać naprawdę głupio, rozmawiając z posągiem. Jego łapki zaczęły nerwowo poprawiać stworzony wcześniej wianek, jak gdyby próbując w ten sposób dać upust swoim nerwom.
— Wiesz… Ja też chcę zostać czarodziejem, ale takim bardzo silnym! Będę chronił swojego tatę i swoją siostrę w ten sposób! Tylko że… nie jestem zbyt silny. Inne smoki mają skrzydła, są gigantyczne albo posiadają nadzwyczajną krzepę, a ja jestem jak taki patyk, który wystarczy szybkim ruchem złamać… Czasami czuję się, jakbym miał urodzić się w zupełnie innym ciele, ale coś poszło bardzo nie tak… — zaczął mówić już trochę pewniej, z każdym słowem nabierając odwagi. Rozmowa, nawet jeśli była jednostronna, to przynosiła spokój Rairishowi.
— Nie chcę być dla innych ciężarem, dlatego pomimo swoich słabości chcę stać się silnym czarodziejem! W końcu madarrę może tkać każdy, bez względu na predyspozycje fizyczne. — kontynuował, aż w końcu wstał i podszedł do posągu, kładąc obok niego swój skromny wianek.
— Dlatego chciałem ci dać ten wianek! Chcę w ten sposób podziękować za tą możliwość, tak w imieniu wszystkich smoków! Nie wiem, czy tak mogę, ale… dziękuję. — stwierdził radośnie, po chwili ponownie oddalając się od posągu.
— Jak tylko zdobędę swoje skrzydła, to zacznę przynosić ci o wiele lepsze prezenty! Nie wiem, co dokładnie lubisz, ale na pewno będę różnorodny w swoich podarunkach! —
Niosący Nadzieję
- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Niosący Nadzieję
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Licznik słów: 401
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

Hektyczny Kolec
Choć posąg Naranlei pozostawał niewzruszony, a ona sama znajdowała się daleko od Wolnych, jej księżycowa aura rozświetliła przestrzeń wokół niego. Ciepła wilgoć otuliła adepta jak podeszczowa mgła.
— Siła nie tkwi w ciele, lecz w woli — powiedziała cicho w jego myślach, a jej głos był pewny, otulający. — Nie urodziłeś się w niewłaściwym ciele. Urodziłeś się takim, jakim miałeś być.
Srebro jej światła zatańczyło na delikatnie splecionych gałązkach wianka. Przyjęła dar, unosząc go niewidzialną ręką i przysuwając bliżej posągu.
— Nie musisz mi dziękować. Madarrę tka każdy na swój sposób, ale to ty nadajesz jej kształt. To twoja wytrwałość uczyni cię silnym, a nie to, co masz lub czego ci brak – zapewniła go jeszcze.
Prezent utkany drobnymi łapkami pisklęcia rozbłysnął na chwilę srebrzystym pyłem przy nadgarstku przedniej prawej łapy jej podobizny, nim ponownie przygasł, wtapiając się w posąg. Stał się jego nieodłącznym elementem.
— Siła nie tkwi w ciele, lecz w woli — powiedziała cicho w jego myślach, a jej głos był pewny, otulający. — Nie urodziłeś się w niewłaściwym ciele. Urodziłeś się takim, jakim miałeś być.
Srebro jej światła zatańczyło na delikatnie splecionych gałązkach wianka. Przyjęła dar, unosząc go niewidzialną ręką i przysuwając bliżej posągu.
— Nie musisz mi dziękować. Madarrę tka każdy na swój sposób, ale to ty nadajesz jej kształt. To twoja wytrwałość uczyni cię silnym, a nie to, co masz lub czego ci brak – zapewniła go jeszcze.
Prezent utkany drobnymi łapkami pisklęcia rozbłysnął na chwilę srebrzystym pyłem przy nadgarstku przedniej prawej łapy jej podobizny, nim ponownie przygasł, wtapiając się w posąg. Stał się jego nieodłącznym elementem.
Licznik słów: 145
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Hektyczny Kolec
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Młodzieniec był naturalnie wyjątkowo zaskoczony całym tym wydarzeniem. Lekko podskoczył w miejscu, słysząc nieznany mu głos. Nie spodziewał się żadnej reakcji ze strony bogini, a jednak ta postanowiła do niego przemówić! Jego ogon zaczął gwałtownie latać w lewo i prawo z czystej radości. Jeśli boskie spojrzenie padło również i na niego, to może jednak nie był aż tak nieznaczący, jak początkowo myślał?
Ze zdumieniem obserwował, jak jego wcześniej upleciony wianek zaczyna unosić się w powietrzu, nadal wsłuchując się w to, co do powiedzenia miała Naranlea. Jej słowa przyniosły mu dziwny spokój, którego wężowy potrzebował. Chociaż nadal nie pozbył się swojego wcześniejszego uczucia związanego z jego ciałem, to chwilowo poczuł się w tej kwestii znacznie pewniej. Może i jego ciało było słabe oraz pozbawione skrzydeł, ale to nie znaczyło, iż powinien tak łatwo się poddać. Bez względu czy było to poszukiwanie sposobu na lot, czy chęć zostania potężnym czarodziejem. To wszystko Rairish mógł osiągnąć, jeśli tylko wystarczająco by się na tym skupił.
— Dziękuję! Bardzo dziękuję za twoje słowa! Naprawdę mi pomogły! — odpowiedział, nadal wypełniony najczystszym szczęściem.
— Teraz jestem zobowiązany, by przynieść ci coś jeszcze lepszego następnym razem! — dorzucił jeszcze, odwracając się od posągu i skocznym krokiem ruszając w stronę wyjścia ze świątyni. Widocznie bogini tym jednym, prostym występem zdołała zdobyć kolejnego, oddanego wiernego.
Ze zdumieniem obserwował, jak jego wcześniej upleciony wianek zaczyna unosić się w powietrzu, nadal wsłuchując się w to, co do powiedzenia miała Naranlea. Jej słowa przyniosły mu dziwny spokój, którego wężowy potrzebował. Chociaż nadal nie pozbył się swojego wcześniejszego uczucia związanego z jego ciałem, to chwilowo poczuł się w tej kwestii znacznie pewniej. Może i jego ciało było słabe oraz pozbawione skrzydeł, ale to nie znaczyło, iż powinien tak łatwo się poddać. Bez względu czy było to poszukiwanie sposobu na lot, czy chęć zostania potężnym czarodziejem. To wszystko Rairish mógł osiągnąć, jeśli tylko wystarczająco by się na tym skupił.
— Dziękuję! Bardzo dziękuję za twoje słowa! Naprawdę mi pomogły! — odpowiedział, nadal wypełniony najczystszym szczęściem.
— Teraz jestem zobowiązany, by przynieść ci coś jeszcze lepszego następnym razem! — dorzucił jeszcze, odwracając się od posągu i skocznym krokiem ruszając w stronę wyjścia ze świątyni. Widocznie bogini tym jednym, prostym występem zdołała zdobyć kolejnego, oddanego wiernego.
Licznik słów: 216
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Hektyczny Kolec
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Do Naranlei
Młodzieniec ponownie pojawił się przed posągiem Naranlei. Na grzbiecie trzymał już skromny podarek, który chciał złożyć w ofierze bogini. Był nim mały koszy, spleciony z suchych, lecz całkiem wytrzymałych traw. Daleko mu było od dzieła kogoś doświadczonego w tworzeniu przedmiotów, lecz był w stanie spełniać funkcję przenoszenia przedmiotów. Był on jednak pusty i brakowało w nim jakichkolwiek cennych przedmiotów. Póki nie zacznie zbierać drogocennego mięsa czy kamieni szlachetnych na własną łapę, to raczej nie przyniesie tutaj żadnych kosztowności. Teraz, nawet jeśli jedno z tych dwóch przedmiotów weszło w jego posiadanie, Hektyczny wolał wydać je na samorozwój. Inwestycja w przyszłość była dla niego bardziej oczywista, niż dawanie tego, co już ma w ofierze. Gdy zostanie czarodziejem, będzie mógł przynosić tyle dobroci, ile tylko uda mu się zdobyć.
Rairish w międzyczasie nieźle się zmienił od ostatniej wizyty w świątyni. Znacznie podrósł, lecz również zdawał się znacznie mniej energiczny. Jego łapy niechętnie prowadziły go na przód, a oczom brakowało wcześniejszego błysku. Nie czuł się za dobrze fizycznie.
Delikatnie ukłonił się przed posągiem, po czym zdjął ze swoich pleców koszyk i położył go tuż przy piedestale.
— Proszę. Zrobiłem koszyk, żeby trzymał wszelkie bibeloty dane Ci w ofierze, Naranleo. — stwierdził krótko, po czym przysiadł na ziemi.
Dziś nie był taki rozgadany jak zwykle. Nie miał na to po prostu siły. Nie myślał zresztą o tym, że Bogini chciałaby ponownie się do niego odezwać. Nie liczył na to, gdyż ostatnie spotkanie zrobiło na nim już wystarczająco duże wrażenie. Dało mu dużo do myślenia i przekonało, że bogini najprawdopodobniej w jakiś sposób ma go w opiece, nawet jeśli w żaden sposób tego nie pokazuje.
— Pozwól, że chwilę tu odpocznę. — wyszeptał, pochylając delikatnie swoją głowę.
Lubił tutaj przebywać. Atmosfera świątyni i obserwacja posągu Pani Madarry w dziwny sposób wyciszały jego szalejące myśli. W głębi sercu młodzieniec najzwyczajniej panikował. Każdego dnia spał coraz więcej i więcej. Bał się, że pewnego razu po prostu nie uda mu się wybudzić i pozostanie w takim stanie aż do swojej śmierci. Obawiał się tego. Dopiero co przecież stał się adeptem. Nie miał zwyczajnie czasu na takie problemy, zamiast tego powinien dzielnie trenować i stawać się silniejszym. Przez to wszystko jedynie zostawał w tyle za swoimi rówieśnikami, którzy każdego dnia stawali się coraz to potężniejsi.
Teraz jednak te obawy delikatnie zanikły. Nadal pamiętał słowa Bogini, którymi zaczął się kierować. To nie jego ciało go definiowało, a jego wola. Póki nadal dzielnie walczył i dążył do swoich celów, to nie powinien się niczego obawiać.
Młodzieniec ponownie pojawił się przed posągiem Naranlei. Na grzbiecie trzymał już skromny podarek, który chciał złożyć w ofierze bogini. Był nim mały koszy, spleciony z suchych, lecz całkiem wytrzymałych traw. Daleko mu było od dzieła kogoś doświadczonego w tworzeniu przedmiotów, lecz był w stanie spełniać funkcję przenoszenia przedmiotów. Był on jednak pusty i brakowało w nim jakichkolwiek cennych przedmiotów. Póki nie zacznie zbierać drogocennego mięsa czy kamieni szlachetnych na własną łapę, to raczej nie przyniesie tutaj żadnych kosztowności. Teraz, nawet jeśli jedno z tych dwóch przedmiotów weszło w jego posiadanie, Hektyczny wolał wydać je na samorozwój. Inwestycja w przyszłość była dla niego bardziej oczywista, niż dawanie tego, co już ma w ofierze. Gdy zostanie czarodziejem, będzie mógł przynosić tyle dobroci, ile tylko uda mu się zdobyć.
Rairish w międzyczasie nieźle się zmienił od ostatniej wizyty w świątyni. Znacznie podrósł, lecz również zdawał się znacznie mniej energiczny. Jego łapy niechętnie prowadziły go na przód, a oczom brakowało wcześniejszego błysku. Nie czuł się za dobrze fizycznie.
Delikatnie ukłonił się przed posągiem, po czym zdjął ze swoich pleców koszyk i położył go tuż przy piedestale.
— Proszę. Zrobiłem koszyk, żeby trzymał wszelkie bibeloty dane Ci w ofierze, Naranleo. — stwierdził krótko, po czym przysiadł na ziemi.
Dziś nie był taki rozgadany jak zwykle. Nie miał na to po prostu siły. Nie myślał zresztą o tym, że Bogini chciałaby ponownie się do niego odezwać. Nie liczył na to, gdyż ostatnie spotkanie zrobiło na nim już wystarczająco duże wrażenie. Dało mu dużo do myślenia i przekonało, że bogini najprawdopodobniej w jakiś sposób ma go w opiece, nawet jeśli w żaden sposób tego nie pokazuje.
— Pozwól, że chwilę tu odpocznę. — wyszeptał, pochylając delikatnie swoją głowę.
Lubił tutaj przebywać. Atmosfera świątyni i obserwacja posągu Pani Madarry w dziwny sposób wyciszały jego szalejące myśli. W głębi sercu młodzieniec najzwyczajniej panikował. Każdego dnia spał coraz więcej i więcej. Bał się, że pewnego razu po prostu nie uda mu się wybudzić i pozostanie w takim stanie aż do swojej śmierci. Obawiał się tego. Dopiero co przecież stał się adeptem. Nie miał zwyczajnie czasu na takie problemy, zamiast tego powinien dzielnie trenować i stawać się silniejszym. Przez to wszystko jedynie zostawał w tyle za swoimi rówieśnikami, którzy każdego dnia stawali się coraz to potężniejsi.
Teraz jednak te obawy delikatnie zanikły. Nadal pamiętał słowa Bogini, którymi zaczął się kierować. To nie jego ciało go definiowało, a jego wola. Póki nadal dzielnie walczył i dążył do swoich celów, to nie powinien się niczego obawiać.
Licznik słów: 415
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Hektyczny Kolec
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Do Kammanora
Zaledwie kilkanaście godzin po obudzeniu się ze swojego smoczegu snu, Hektyczny powolnym i chwiejnym krokiem wszedł do środka świątyni. Był tutaj jeszcze chwilę przed spotkaniem Wasaka, kiedy to tego samego dnia zamknął swoje oczy na następne dwa księżyce. Okres niby wyjątkowo krótki, lecz skutkujący olbrzymią zmianą w zachowaniu młodego adepta. Wcześniejsza ciekawość, która nim kierowała zanikła, a dziecięcy błysk w oczach zgasł. Pomimo młodego ciała, wężowy nie czuł się już jak niewinne dziecko. Wydarzenia ze snu pozostawiły na nim nieprzyjemną skazę, która obrabowała go z ostatnich chwil dzieciństwa.
Jego zmęczony wzrok na krótką chwilę zawisnął na pustym piedestale Naranlei. To tam zawsze się kierował i to jej dziękował za niemal wszystko, co go spotykało. Tym razem jednak nie był w stanie się tam skierować. Coś odpychało go od tamtego miejsca, lecz sam nie był w stanie nazwać tego uczucia. Czy była to obojętność? Wstyd? A może po prostu zawiódł się na niej. Wolał nad tym nie myśleć, nie miał do tego zwyczajnie głowy. W jego myślach nadal dudniły słowa bytu, który towarzyszył mu w śnie: bogowie nie interesowali się losami malutkich takich jak on. Patrzyli na większy obraz, którego Hektyczny nie był w stanie pojąć swoim umysłem, pomimo tego, jak bardzo chciał. To przekonanie zasiało w nim pierwsze ziarno niepewności w jego wierze.
Jego łapy przyprowadziły go prosto do posągu Kammanora. Olbrzymia sylwetka granatowego smoka górowała nad słabym Hektycznym, który nadal nie doszedł do siebie. Pomimo tego adept ukłonił się jak, najniżej pozwalały jego zmęczone kończyny i właśnie w takiej pozie zaczął przemawiać, jak gdyby licząc, że bóstwo gdzieś tam wysłucha jego obietnicy.
— Kammanorze, panie siły. Mój własny umysł i strach stanęły przeciwko mnie, próbując podważyć moje oddanie i wiarę w bogów. W moim smoczym śnie widziałem rzeczy dziwne i złe. Wiem, że mają tylko na celu odsunąć mnie od prawidłowej drogi. — zaczął, a jego oschły głos przeszywał ciszę panującą w świątyni.
— Dlatego przysięgam, iż próbę tą przejdę, a moja wiara pozostanie niezachwiana. To właśnie w waszym istnieniu i w waszych tajemnicach widzę sens mojego istnienia. Pragnę je zgłębić i poznać, aż w końcu zrozumiem, chociaż drobny ułamek waszego rozumowania. Jeśli kiedykolwiek moja dusza odwróci się od tego celu, błagam, by piorun we mnie trafił, bym zachłysnął się wodą, ogień spopielił moje ciało, a robactwo wyżarło moje truchło. — mocne jak na zaledwie dwunasto-księżycowego smoka słowa wypadły z jego pyska. Jeszcze przez krótką chwilę adept siedział tak w głębokim ukłonie, aż w końcu pozwolił sobie na wyprostowanie się.
Jego spojrzenie powędrowało prosto na posąg Kammanora. Nie była to przecież obietnica skierowana prosto do niego, lecz obietnica, którą złożył sam sobie. Bóstwo miało być dla niego jedynie światkiem, którego reakcji nie potrzebował.
Sam jednak fakt, że takie słowa wypowiedział, tuż przy jego posągu powinny zmusić hektycznego do spełnienia swojego celu.
Zaledwie kilkanaście godzin po obudzeniu się ze swojego smoczegu snu, Hektyczny powolnym i chwiejnym krokiem wszedł do środka świątyni. Był tutaj jeszcze chwilę przed spotkaniem Wasaka, kiedy to tego samego dnia zamknął swoje oczy na następne dwa księżyce. Okres niby wyjątkowo krótki, lecz skutkujący olbrzymią zmianą w zachowaniu młodego adepta. Wcześniejsza ciekawość, która nim kierowała zanikła, a dziecięcy błysk w oczach zgasł. Pomimo młodego ciała, wężowy nie czuł się już jak niewinne dziecko. Wydarzenia ze snu pozostawiły na nim nieprzyjemną skazę, która obrabowała go z ostatnich chwil dzieciństwa.
Jego zmęczony wzrok na krótką chwilę zawisnął na pustym piedestale Naranlei. To tam zawsze się kierował i to jej dziękował za niemal wszystko, co go spotykało. Tym razem jednak nie był w stanie się tam skierować. Coś odpychało go od tamtego miejsca, lecz sam nie był w stanie nazwać tego uczucia. Czy była to obojętność? Wstyd? A może po prostu zawiódł się na niej. Wolał nad tym nie myśleć, nie miał do tego zwyczajnie głowy. W jego myślach nadal dudniły słowa bytu, który towarzyszył mu w śnie: bogowie nie interesowali się losami malutkich takich jak on. Patrzyli na większy obraz, którego Hektyczny nie był w stanie pojąć swoim umysłem, pomimo tego, jak bardzo chciał. To przekonanie zasiało w nim pierwsze ziarno niepewności w jego wierze.
Jego łapy przyprowadziły go prosto do posągu Kammanora. Olbrzymia sylwetka granatowego smoka górowała nad słabym Hektycznym, który nadal nie doszedł do siebie. Pomimo tego adept ukłonił się jak, najniżej pozwalały jego zmęczone kończyny i właśnie w takiej pozie zaczął przemawiać, jak gdyby licząc, że bóstwo gdzieś tam wysłucha jego obietnicy.
— Kammanorze, panie siły. Mój własny umysł i strach stanęły przeciwko mnie, próbując podważyć moje oddanie i wiarę w bogów. W moim smoczym śnie widziałem rzeczy dziwne i złe. Wiem, że mają tylko na celu odsunąć mnie od prawidłowej drogi. — zaczął, a jego oschły głos przeszywał ciszę panującą w świątyni.
— Dlatego przysięgam, iż próbę tą przejdę, a moja wiara pozostanie niezachwiana. To właśnie w waszym istnieniu i w waszych tajemnicach widzę sens mojego istnienia. Pragnę je zgłębić i poznać, aż w końcu zrozumiem, chociaż drobny ułamek waszego rozumowania. Jeśli kiedykolwiek moja dusza odwróci się od tego celu, błagam, by piorun we mnie trafił, bym zachłysnął się wodą, ogień spopielił moje ciało, a robactwo wyżarło moje truchło. — mocne jak na zaledwie dwunasto-księżycowego smoka słowa wypadły z jego pyska. Jeszcze przez krótką chwilę adept siedział tak w głębokim ukłonie, aż w końcu pozwolił sobie na wyprostowanie się.
Jego spojrzenie powędrowało prosto na posąg Kammanora. Nie była to przecież obietnica skierowana prosto do niego, lecz obietnica, którą złożył sam sobie. Bóstwo miało być dla niego jedynie światkiem, którego reakcji nie potrzebował.
Sam jednak fakt, że takie słowa wypowiedział, tuż przy jego posągu powinny zmusić hektycznego do spełnienia swojego celu.
Licznik słów: 464
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

Hektyczny Kolec
Tym razem na piedestale brakowało posągu, ale Hektyczny Kolec nie pozostał bez odpowiedzi. Ze sklepienia świątyni spłynęła na niego księżycowa łuna, połyskująca niczym setki rozproszonych gwiazd.
Czysta energia magiczna przesunęła kosz bliżej piedestału, akceptując podarek adepta.
Kryształowy motyl pojawił się tuż przed pyskiem wężowego samczyka i usiadł na jego nosie. Gdy uniósł skrzydełka i znów je złożył, drobinki srebrzystego pyłu osypały się na łuski Mglistego, znikając zaraz w jego ciele, jakby samo światło księżyca go przyjęło.
Aura bogini była nieinwazyjna, jak delikatna wilgoć po deszczu.
– Coś się trapi, Rairishu? – zapytała bogini, choć jej głos nie szarpał w żaden sposób jego umysłu.
Czysta energia magiczna przesunęła kosz bliżej piedestału, akceptując podarek adepta.
Kryształowy motyl pojawił się tuż przed pyskiem wężowego samczyka i usiadł na jego nosie. Gdy uniósł skrzydełka i znów je złożył, drobinki srebrzystego pyłu osypały się na łuski Mglistego, znikając zaraz w jego ciele, jakby samo światło księżyca go przyjęło.
Aura bogini była nieinwazyjna, jak delikatna wilgoć po deszczu.
– Coś się trapi, Rairishu? – zapytała bogini, choć jej głos nie szarpał w żaden sposób jego umysłu.
Licznik słów: 103
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Hektyczny Kolec
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Czując obecność bogini, w Rairishu zebrały się wszystkie możliwe resztki jego energii. Jego ciało delikatnie się rozluźniło, a umysł wypełnił się dziwnym zachwytem. Chociaż już wcześniej zdążył poznać to uczucie, to nadal wzbudzało w nim wyjątkowy podziw.
Kiedy owad wylądował na jego nosie, adept zamarł niczym posąg. Spojrzał prosto na motyla, niemal delektując się jego pięknem. Był zupełnie odmienny od tych, które latały sobie spokojnie na łące. Gdyby tylko mógł, najprawdopodobniej wpatrywałby się w niego bez przerwy.
Dopiero głos bogini wyrwał go z admiracji owada.
Uszy wężowego delikatnie położyły się wzdłuż jego ciała, jakby tego ogarnęła właśnie fala wstydu. Nie spodziewał się, że Naranlea go zauważy, wręcz po części liczył na to, iż zupełnie go zignoruje. W końcu przychodził tutaj z niby tak błahego powodu.
— Cóż… — zaczął, nie wiedząc jak odpowiednio ubrać swoje zmartwienia w słowa.
— Czuje, że wkrótce spotka mnie coś złego, coś, co może mnie bardzo odmienić. — stwierdził, delikatnie opuszczając swój łeb niżej.
Czuł, jak z każdym słowem jego wstyd jedynie nabiera na sile. Inne smoki przychodziły tutaj błagać o znacznie ważniejsze rzeczy, a on dosłownie przyszedł jedynie wyżalić się bogini. Czy nie było to z jego strony egoistyczne?
— Zostałem adeptem. Tak jak obiecywałem, kształcę się na czarodzieja. Powinienem być teraz w sile wieku, wiecznie odbierać nauki od innych i każdego dnia dawać z siebie wszystko. Tak jednak nie jest. Moje własne ciało mnie zdradza, jakby działało przeciwko mnie. Każdy mój sen jest coraz dłuższy i dłuższy, a kiedy w końcu się przebudzam, nadal czuje się słaby i zmęczony. Boję się, że pewnego dnia po prostu się nie obudzę. — wytłumaczył, a jego przednie łapy odruchowo splotły się ze sobą, delikatnie przebierając szponami w miejscu.
Dopiero po krótkiej chwili ponownie odważył się otworzyć swój pyszczek, zadając bogini pewne ważne dla niego pytanie.
— Pani… Moje problemy są jednak drobne i w kontekście świata nic nieznaczące. Dlaczego więc twoja uwaga spada akurat na mnie, a nie na te smoki, które przychodzą tutaj błagać cię o jakieś błogosławieństwa? Nie jestem chyba godny… — wytłumaczył, nie wiedząc, czy pytanie bogini o takie sprawy było w ogóle na miejscu.
Kiedy owad wylądował na jego nosie, adept zamarł niczym posąg. Spojrzał prosto na motyla, niemal delektując się jego pięknem. Był zupełnie odmienny od tych, które latały sobie spokojnie na łące. Gdyby tylko mógł, najprawdopodobniej wpatrywałby się w niego bez przerwy.
Dopiero głos bogini wyrwał go z admiracji owada.
Uszy wężowego delikatnie położyły się wzdłuż jego ciała, jakby tego ogarnęła właśnie fala wstydu. Nie spodziewał się, że Naranlea go zauważy, wręcz po części liczył na to, iż zupełnie go zignoruje. W końcu przychodził tutaj z niby tak błahego powodu.
— Cóż… — zaczął, nie wiedząc jak odpowiednio ubrać swoje zmartwienia w słowa.
— Czuje, że wkrótce spotka mnie coś złego, coś, co może mnie bardzo odmienić. — stwierdził, delikatnie opuszczając swój łeb niżej.
Czuł, jak z każdym słowem jego wstyd jedynie nabiera na sile. Inne smoki przychodziły tutaj błagać o znacznie ważniejsze rzeczy, a on dosłownie przyszedł jedynie wyżalić się bogini. Czy nie było to z jego strony egoistyczne?
— Zostałem adeptem. Tak jak obiecywałem, kształcę się na czarodzieja. Powinienem być teraz w sile wieku, wiecznie odbierać nauki od innych i każdego dnia dawać z siebie wszystko. Tak jednak nie jest. Moje własne ciało mnie zdradza, jakby działało przeciwko mnie. Każdy mój sen jest coraz dłuższy i dłuższy, a kiedy w końcu się przebudzam, nadal czuje się słaby i zmęczony. Boję się, że pewnego dnia po prostu się nie obudzę. — wytłumaczył, a jego przednie łapy odruchowo splotły się ze sobą, delikatnie przebierając szponami w miejscu.
Dopiero po krótkiej chwili ponownie odważył się otworzyć swój pyszczek, zadając bogini pewne ważne dla niego pytanie.
— Pani… Moje problemy są jednak drobne i w kontekście świata nic nieznaczące. Dlaczego więc twoja uwaga spada akurat na mnie, a nie na te smoki, które przychodzą tutaj błagać cię o jakieś błogosławieństwa? Nie jestem chyba godny… — wytłumaczył, nie wiedząc, czy pytanie bogini o takie sprawy było w ogóle na miejscu.
Licznik słów: 352
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

Hektyczny Kolec
Hektyczny Kolec poczuł ledwie wyczuwalny dotyk, jakby niewidzialna dłoń złożona z czystej energii przesunęła się po jego głowie. Gest był zbyt subtelny, by mógł go naprawdę poczuć fizycznie, a jednak gdzieś głęboko w sercu niosło to ciepło.
– Wszystko co żyje ulega zmianom, Rairishu – odezwała się miękko. – Zmiany mogą budzić lęk, bo nie wiemy, kim się staniemy, ale czasem to właśnie one pozwalają stać nam się tym, kim mieliśmy być od początku.
Motyl drgnął, składając delikatnie skrzydełka.
– Sen nie jest twoim wrogiem – dodała spokojnie, pozwalając, by cisza na moment otuliła świątynię.. – Tak jak niedźwiedzie śnią w zimie, tak i niektóre smoki niosą w sobie starą pamięć natury. To nie zdrada. To część ciebie. – Zamilkła raz jeszcze, jakby się namyślając. – Tragedia... również jest częścią każdego istnienia. Właśnie dlatego życie jest tak cenne. Ciesz się każdą chwilą, bo nigdy nie wiesz, która będzie twoją ostatnią. Obawa przed końcem jest jak trucizna, powoli odbierająca ci smak życia
Jeżeli chodzi o ostatnie pytanie, cicho westchnęła.
– Skąd ta pewność? – Wszak nie miał wglądu w modlitwy innych. – Nie każda odpowiedź przychodzi w słowach. Nie każda jest natychmiastowa.
– Wszystko co żyje ulega zmianom, Rairishu – odezwała się miękko. – Zmiany mogą budzić lęk, bo nie wiemy, kim się staniemy, ale czasem to właśnie one pozwalają stać nam się tym, kim mieliśmy być od początku.
Motyl drgnął, składając delikatnie skrzydełka.
– Sen nie jest twoim wrogiem – dodała spokojnie, pozwalając, by cisza na moment otuliła świątynię.. – Tak jak niedźwiedzie śnią w zimie, tak i niektóre smoki niosą w sobie starą pamięć natury. To nie zdrada. To część ciebie. – Zamilkła raz jeszcze, jakby się namyślając. – Tragedia... również jest częścią każdego istnienia. Właśnie dlatego życie jest tak cenne. Ciesz się każdą chwilą, bo nigdy nie wiesz, która będzie twoją ostatnią. Obawa przed końcem jest jak trucizna, powoli odbierająca ci smak życia
Jeżeli chodzi o ostatnie pytanie, cicho westchnęła.
– Skąd ta pewność? – Wszak nie miał wglądu w modlitwy innych. – Nie każda odpowiedź przychodzi w słowach. Nie każda jest natychmiastowa.
Licznik słów: 191
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Hektyczny Kolec
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Przyjemne uczucie nie tyle, co go uspokoiło, ale wręcz pozbawiło wszelkich obaw, jakie jeszcze chwilę temu posiadał. Słowa bogini były w końcu takie miłe, przepełnione dziwną cierpliwością, z którą spotykał się tak rzadko.
Zmiany były przerażające, to prawda. Hektyczny nie wiedział jeszcze jaką ścieżką podąży i czy jego aktualne ja będzie zadowolone tym, na kogo wyrośnie. Może porzuci wszystkie swoje przekonania na rzecz nowych? Może pewnego dnia zapomni o bogach i ciekawością, jaka drążyła jego serce? To czy będą to zmiany na dobre, czy na gorsze jeszcze przyjdzie mu rozsądzać, a teraz mógł jedynie usiąść i na nie czekać.
— Ale reakcja wiernych już tak. Spodziewam się, że w czasie trwogi wiele smoków zastanawia się, gdzie podziali się ci dobroduszni bogowie, którzy powinni się nimi opiekować. Wiele tych, których znam, opowiada, iż widzieli się z może jednym lub dwoma bogami w czasie swojego całego życia. Spodziewałem się, że taki młody smok jak ja, ledwo co wykluty ze swojego jajka nie dostąpi zaszczytu spotkania się z tobą. Byłem tego przekonany… — stwierdził, delikatnie zakłopotany.
Dopiero po krótkiej chwili coś go olśniło.
Czy właśnie zabrzmiał, jakby narzekał na to, że bogini mu właśnie odpowiada? Momentalnie jego ciało drgnęło, przerywając spokój siedzącego na jego pysku motyla.
— Em, zmierzam do tego, że jestem po prostu bardzo wdzięczny! Głupio mi, że inni przynoszą tutaj kamienie szlachetne i zdobycz, a ja nie jestem tego w stanie robić… Następnym razem przyniosę coś wartościowego, tak! Wrócę przed twoje oblicze, gdy będę już nosił dorosłe imię, a moje oszczędności delikatnie się powiększą. Daje ci moje słowo! — lawina słów wypełzła z jego pyska, jak gdyby Hektyczny zupełnie nie wiedział, jak wyjść z całej tej sytuacji nie robiąc z siebie jeszcze większego durnia.
— Będę się już zbierał, w końcu to nie taktowne zabierać komuś jego cenny czas. — stwierdził pół żartem, na dobrą sprawę nie wiedząc nawet, w jaki sposób bóstwa odczuwają upływanie czasu.
Ponownie skinął głową i skierował się w stronę wyjścia z jaskini, tym razem znacznie żwawszym krokiem. Mimo tego gwałtownego podniesienia na duchu nadal było widać, iż coś zdążyło już wbić się prosto w serce młodego adepta i raczej tak szybko go nie puści.
Cóż, najgorsze jeszcze przed nim.
Zmiany były przerażające, to prawda. Hektyczny nie wiedział jeszcze jaką ścieżką podąży i czy jego aktualne ja będzie zadowolone tym, na kogo wyrośnie. Może porzuci wszystkie swoje przekonania na rzecz nowych? Może pewnego dnia zapomni o bogach i ciekawością, jaka drążyła jego serce? To czy będą to zmiany na dobre, czy na gorsze jeszcze przyjdzie mu rozsądzać, a teraz mógł jedynie usiąść i na nie czekać.
— Ale reakcja wiernych już tak. Spodziewam się, że w czasie trwogi wiele smoków zastanawia się, gdzie podziali się ci dobroduszni bogowie, którzy powinni się nimi opiekować. Wiele tych, których znam, opowiada, iż widzieli się z może jednym lub dwoma bogami w czasie swojego całego życia. Spodziewałem się, że taki młody smok jak ja, ledwo co wykluty ze swojego jajka nie dostąpi zaszczytu spotkania się z tobą. Byłem tego przekonany… — stwierdził, delikatnie zakłopotany.
Dopiero po krótkiej chwili coś go olśniło.
Czy właśnie zabrzmiał, jakby narzekał na to, że bogini mu właśnie odpowiada? Momentalnie jego ciało drgnęło, przerywając spokój siedzącego na jego pysku motyla.
— Em, zmierzam do tego, że jestem po prostu bardzo wdzięczny! Głupio mi, że inni przynoszą tutaj kamienie szlachetne i zdobycz, a ja nie jestem tego w stanie robić… Następnym razem przyniosę coś wartościowego, tak! Wrócę przed twoje oblicze, gdy będę już nosił dorosłe imię, a moje oszczędności delikatnie się powiększą. Daje ci moje słowo! — lawina słów wypełzła z jego pyska, jak gdyby Hektyczny zupełnie nie wiedział, jak wyjść z całej tej sytuacji nie robiąc z siebie jeszcze większego durnia.
— Będę się już zbierał, w końcu to nie taktowne zabierać komuś jego cenny czas. — stwierdził pół żartem, na dobrą sprawę nie wiedząc nawet, w jaki sposób bóstwa odczuwają upływanie czasu.
Ponownie skinął głową i skierował się w stronę wyjścia z jaskini, tym razem znacznie żwawszym krokiem. Mimo tego gwałtownego podniesienia na duchu nadal było widać, iż coś zdążyło już wbić się prosto w serce młodego adepta i raczej tak szybko go nie puści.
Cóż, najgorsze jeszcze przed nim.
Licznik słów: 364
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

Hektyczny Kolec
// Odpowiedź na modlitwe do Kammanora >klik< //
Powietrze wokół Hektycznego zawibrowało gorącą, energetyzującą aurą. Jakby siedział otulony ciepłem ogniska w środku zimnej nocy.
– Hektyczny Kolcu – zaczął Kammanor tubalnym głosem – Sny to nic więcej niż farmazony nieprzytomnych umysłów. Coś tak nieistotnego nie zmąci blasku twej duszy. – Pan Siły wyjaśnił dostojnie i pewnie. Brzmiał jak ojciec, który pokrzepiająco zapewniał swe pisklę, iż da radę na swoim pierwszym polowaniu.
– Jeśli kiedyś zwątpienie wstąpi w twoje serce, zwróć się do mnie a ci pomogę.
Hektyczny Kolec
Powietrze wokół Hektycznego zawibrowało gorącą, energetyzującą aurą. Jakby siedział otulony ciepłem ogniska w środku zimnej nocy.
– Hektyczny Kolcu – zaczął Kammanor tubalnym głosem – Sny to nic więcej niż farmazony nieprzytomnych umysłów. Coś tak nieistotnego nie zmąci blasku twej duszy. – Pan Siły wyjaśnił dostojnie i pewnie. Brzmiał jak ojciec, który pokrzepiająco zapewniał swe pisklę, iż da radę na swoim pierwszym polowaniu.
– Jeśli kiedyś zwątpienie wstąpi w twoje serce, zwróć się do mnie a ci pomogę.
Hektyczny Kolec
Licznik słów: 91
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Hektyczny Kolec
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Wężowy drgnął lekko, gdy dziwne uczucie otuliło jego ciało. Wcześniej słabe i uginające się pod nim łapy jakby uzyskały na nowo swoją siłę, pozwalając, by ten mógł się w pełni wyprostować. Nadal jednak brakowało w nim wystarczającej dumy, aby był w stanie spojrzeć prosto na posąg samego Kammanora.
Słowa bóstwa uspokoiły go, przynajmniej na chwilę obecną. Tak, to wszystko to jedynie farmazony. To, co widział i to, co czuł, nie mogło mieć nigdy miejsca w rzeczywistości, zwyczajnie sobie na to nie pozwoli. Nie był tak olbrzymim słabeuszem, aby byle sen zrujnował jego życie!
— Dziękuję ci, Panie Siły. Twoje słowa mają dla mnie wielkie znaczenie. — zwrócił się w stronę posągu, ponownie delikatnie się kłaniając, jakby w wyrazie podziękowania.
Po chwili znów stanął prosto, chcąc zadać jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie do bóstwa.
— Zabrzmię, jakby to sama kwintesencja pychy przeze mnie przemawiała, lecz czy raczyłbyś oświecić mnie i przekazać mi swą doktrynę? Jakimi zasadami powinien kierować się smok, który oddaje całe swoje życie twemu imieniu? Czy to właśnie honor powinien prowadzić go na przód? — zapytał, oczekując jakiekolwiek odpowiedzi ze strony Kammanora.
To pytanie zresztą na pewno nie zostanę zadane tylko i wyłącznie mu. Hektyczny w końcu chciał poznać poglądy każdego z bogów, aby móc je porównać, a najlepiej to i zapisać na przyszłość. W końcu to właśnie w nich mogły kryć się przeróżne prawdy.
Słowa bóstwa uspokoiły go, przynajmniej na chwilę obecną. Tak, to wszystko to jedynie farmazony. To, co widział i to, co czuł, nie mogło mieć nigdy miejsca w rzeczywistości, zwyczajnie sobie na to nie pozwoli. Nie był tak olbrzymim słabeuszem, aby byle sen zrujnował jego życie!
— Dziękuję ci, Panie Siły. Twoje słowa mają dla mnie wielkie znaczenie. — zwrócił się w stronę posągu, ponownie delikatnie się kłaniając, jakby w wyrazie podziękowania.
Po chwili znów stanął prosto, chcąc zadać jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie do bóstwa.
— Zabrzmię, jakby to sama kwintesencja pychy przeze mnie przemawiała, lecz czy raczyłbyś oświecić mnie i przekazać mi swą doktrynę? Jakimi zasadami powinien kierować się smok, który oddaje całe swoje życie twemu imieniu? Czy to właśnie honor powinien prowadzić go na przód? — zapytał, oczekując jakiekolwiek odpowiedzi ze strony Kammanora.
To pytanie zresztą na pewno nie zostanę zadane tylko i wyłącznie mu. Hektyczny w końcu chciał poznać poglądy każdego z bogów, aby móc je porównać, a najlepiej to i zapisać na przyszłość. W końcu to właśnie w nich mogły kryć się przeróżne prawdy.
Licznik słów: 226
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Hektyczny Kolec
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Do Lahae
Krok wężowego rozbrzmiał w świątyni, do której często zaglądał już jedynie po to, aby się trochę pokręcić i pozamiatać swoim ogonem parę kurzy. Od ostatniego czasu stał się znacznie bardziej flegmatyczny, jak gdyby coś wiecznie męczyło jego myśli. Jego umysł przez ostatnie księżyce skupiony był na planach na przyszłość i tym, czy powinien jednak zrezygnować z drogi czarodzieja. Chociaż pytanie to dalej męczyło jego serce, to dziś Hektyczny zdecydował się postawić pierwszy krok do normalności, w postaci częstych wizyt przed boskimi ołtarzami.
— Lahae. — imię bogini padło z jego ust, nim zdążył w pełni dotrzeć przed jej posąg.
Wężowy zdjął ze swoich pleców wcześniej stworzoną wiązankę, na którą składały się różnego rodzaju polne kwiaty. Może powinien przyjść tutaj z jakimś kamieniem szlachetnym, ale nie przepadał za bardzo za myślą o przekupywaniu bóstw błyskotkami. Jeśli ci mieli ochotę się do niego odezwać, to zrobiliby to bez względu na ofiarowane dobra.
Swój prowizoryczny twór położył tuż pod nogami posągu, po chwili cofając się o kilka kroków. Jego przednie łapy ugięły się, a całe ciało pochyliło się przed ołtarzem Lahae.
— Składam Ci hołd, Pani Snów. Racz spojrzeć na mnie jak na swego uniżonego sługę. — stwierdził beznamiętnie, chociaż jego słowa niepokryte były najmniejszą krztą nieszczerości. Lahae była w końcu córką Naranlei, przed którą Hektyczny tak chętnie się upokarzał. Może smok nie znał zbyt dobrze relacji rodzinnych między bóstwami, ale to jedno powiązanie wystarczało, aby ten od razu zaczął pałać zaufaniem w stronę pani snów.
Młodzieniec w końcu wyprostował się, nadal nie spoglądając na pysk posągu, jak gdyby miał w ten sposób urazić bóstwo. Pewne przyzwyczajenia widocznie ciężko było pokonać.
— Od młodości nawiedzają mnie mary senne, koszmary, które po wybudzeniu ledwo co pamiętam, lecz pozostawiają po mnie ślady jak szpony przejechane po skale. Każdej nocy staję oko w oko z bytem, który prawo istnieć ma jedynie w mej głowie. Nienawidzę go, lecz jednocześnie moje serce przyśpiesza na jego widok nie ze strachu, a z pokrętnej radości. — zaczął, tonem przepełnionym zarówno szczęściem, jak i obrzydzeniem.
Hektyczny jednak prędko zaczął kontynuować, jak gdyby rozumiejąc, iż jego sny zapewne niezbyt interesują tak potężne istoty.
— Ale w mych oczach to nie przekleństwo. Już dawno tak nie myślę. Teraz wizje te są niczym nadesłane mi błogosławieństwo, które każdej nocy hartuje moją duszę. — stwierdził, znów zupełnie obojętnym głosem.
Nim zdążył jednak kontynuować swoją wypowiedź, jego kończyny ponownie ugięły się w kontrolowany sposób pod jego ciałem. Znów się ukłonił, tym razem znacznie głębiej, niemalże dotykając podłogi swoim łbem. Hektyczny zacisnął delikatnie zęby, czując, jak mięśnie jego grzbietu nieprzyjemnie się napinają.
Dopiero po chwili ponownie otworzył swój pysk.
— Wiem, iż sny są tworem mojego własnego umysłu, a to, że wybudziłem się ze smoczego snu, było jedynie wybrykiem mego ciała, ale pragnę pochylić czoła przed twoją postacią, Pani zarówno snów, jak i koszmarów. — wytłumaczył, chociaż na dobrą sprawę ciężko stwierdzić, dlaczego aż tak bardzo dziękował Lahae, która na dobrą sprawę nie zrobiła dla niego zupełnie niczego.
W rzeczywistości było to spowodowane dziwną więzią, którą ubzdurał sobie w głowie podczas czytania zapisków w Skalnym Gigancie. Bogini w końcu nadal nie była w posiadaniu wszystkich swych iskier, przynajmniej tak wydawało się mglistemu. Może ona również czuła się przez to w dziwny sposób… niekompletna? Może rozumiała wiecznie gryzące się ze sobą emocje, które żyły swobodnie w jego sercu. Może i ona rozumiała, jak to jest pragnąć czegoś, co zostało kiedyś zagubione?
Hektyczny głośno westchnął, ponownie prostując swoje ciało. Delikatnie rozruszał swój łeb na boki, starając się zminimalizować nieprzyjemne uczucie delikatnie drgających mięśni.
— Przeczytałem wiele na twój temat, o pani. Znam część historii twej iskry, która wielce mnie martwi. W końcu jej wszystkie fragmenty nie zostały dotąd zebrane, czyż nie? — zapytał, wracając już do w pełni zrelaksowanej postawy ciała.
Następne słowa nie padły z jego pyska przez dobre, kilka sekund. Wężowy widocznie wahał się.
— Jeśli uznasz mnie za godnego, proszę opowiedz mi, co się z nimi stało. Może jestem w stanie jakoś pomóc? Postaram się rozszyfrować wszystkie twe zagadki, bez względu na to, jak ciężkie i poplątane miałyby z pozoru być. — zapytał, chociaż w jego głowie szybko pojawiła się niepewność.
Czy pycha przysłoniła mu oczy aż tak bardzo, aby pytać się o takie rzeczy? W tej sprawie przychodzić powinien jakiś starszy albo prorok. On był jedynie oczekującym nowego imienia czarodziejem, który ledwo co zdążył poznać otaczający go świat. Dlaczego tak bardzo pchał swój nos w nie swoje sprawy.
Kiedyś w końcu źle się to dla niego skończy.
Krok wężowego rozbrzmiał w świątyni, do której często zaglądał już jedynie po to, aby się trochę pokręcić i pozamiatać swoim ogonem parę kurzy. Od ostatniego czasu stał się znacznie bardziej flegmatyczny, jak gdyby coś wiecznie męczyło jego myśli. Jego umysł przez ostatnie księżyce skupiony był na planach na przyszłość i tym, czy powinien jednak zrezygnować z drogi czarodzieja. Chociaż pytanie to dalej męczyło jego serce, to dziś Hektyczny zdecydował się postawić pierwszy krok do normalności, w postaci częstych wizyt przed boskimi ołtarzami.
— Lahae. — imię bogini padło z jego ust, nim zdążył w pełni dotrzeć przed jej posąg.
Wężowy zdjął ze swoich pleców wcześniej stworzoną wiązankę, na którą składały się różnego rodzaju polne kwiaty. Może powinien przyjść tutaj z jakimś kamieniem szlachetnym, ale nie przepadał za bardzo za myślą o przekupywaniu bóstw błyskotkami. Jeśli ci mieli ochotę się do niego odezwać, to zrobiliby to bez względu na ofiarowane dobra.
Swój prowizoryczny twór położył tuż pod nogami posągu, po chwili cofając się o kilka kroków. Jego przednie łapy ugięły się, a całe ciało pochyliło się przed ołtarzem Lahae.
— Składam Ci hołd, Pani Snów. Racz spojrzeć na mnie jak na swego uniżonego sługę. — stwierdził beznamiętnie, chociaż jego słowa niepokryte były najmniejszą krztą nieszczerości. Lahae była w końcu córką Naranlei, przed którą Hektyczny tak chętnie się upokarzał. Może smok nie znał zbyt dobrze relacji rodzinnych między bóstwami, ale to jedno powiązanie wystarczało, aby ten od razu zaczął pałać zaufaniem w stronę pani snów.
Młodzieniec w końcu wyprostował się, nadal nie spoglądając na pysk posągu, jak gdyby miał w ten sposób urazić bóstwo. Pewne przyzwyczajenia widocznie ciężko było pokonać.
— Od młodości nawiedzają mnie mary senne, koszmary, które po wybudzeniu ledwo co pamiętam, lecz pozostawiają po mnie ślady jak szpony przejechane po skale. Każdej nocy staję oko w oko z bytem, który prawo istnieć ma jedynie w mej głowie. Nienawidzę go, lecz jednocześnie moje serce przyśpiesza na jego widok nie ze strachu, a z pokrętnej radości. — zaczął, tonem przepełnionym zarówno szczęściem, jak i obrzydzeniem.
Hektyczny jednak prędko zaczął kontynuować, jak gdyby rozumiejąc, iż jego sny zapewne niezbyt interesują tak potężne istoty.
— Ale w mych oczach to nie przekleństwo. Już dawno tak nie myślę. Teraz wizje te są niczym nadesłane mi błogosławieństwo, które każdej nocy hartuje moją duszę. — stwierdził, znów zupełnie obojętnym głosem.
Nim zdążył jednak kontynuować swoją wypowiedź, jego kończyny ponownie ugięły się w kontrolowany sposób pod jego ciałem. Znów się ukłonił, tym razem znacznie głębiej, niemalże dotykając podłogi swoim łbem. Hektyczny zacisnął delikatnie zęby, czując, jak mięśnie jego grzbietu nieprzyjemnie się napinają.
Dopiero po chwili ponownie otworzył swój pysk.
— Wiem, iż sny są tworem mojego własnego umysłu, a to, że wybudziłem się ze smoczego snu, było jedynie wybrykiem mego ciała, ale pragnę pochylić czoła przed twoją postacią, Pani zarówno snów, jak i koszmarów. — wytłumaczył, chociaż na dobrą sprawę ciężko stwierdzić, dlaczego aż tak bardzo dziękował Lahae, która na dobrą sprawę nie zrobiła dla niego zupełnie niczego.
W rzeczywistości było to spowodowane dziwną więzią, którą ubzdurał sobie w głowie podczas czytania zapisków w Skalnym Gigancie. Bogini w końcu nadal nie była w posiadaniu wszystkich swych iskier, przynajmniej tak wydawało się mglistemu. Może ona również czuła się przez to w dziwny sposób… niekompletna? Może rozumiała wiecznie gryzące się ze sobą emocje, które żyły swobodnie w jego sercu. Może i ona rozumiała, jak to jest pragnąć czegoś, co zostało kiedyś zagubione?
Hektyczny głośno westchnął, ponownie prostując swoje ciało. Delikatnie rozruszał swój łeb na boki, starając się zminimalizować nieprzyjemne uczucie delikatnie drgających mięśni.
— Przeczytałem wiele na twój temat, o pani. Znam część historii twej iskry, która wielce mnie martwi. W końcu jej wszystkie fragmenty nie zostały dotąd zebrane, czyż nie? — zapytał, wracając już do w pełni zrelaksowanej postawy ciała.
Następne słowa nie padły z jego pyska przez dobre, kilka sekund. Wężowy widocznie wahał się.
— Jeśli uznasz mnie za godnego, proszę opowiedz mi, co się z nimi stało. Może jestem w stanie jakoś pomóc? Postaram się rozszyfrować wszystkie twe zagadki, bez względu na to, jak ciężkie i poplątane miałyby z pozoru być. — zapytał, chociaż w jego głowie szybko pojawiła się niepewność.
Czy pycha przysłoniła mu oczy aż tak bardzo, aby pytać się o takie rzeczy? W tej sprawie przychodzić powinien jakiś starszy albo prorok. On był jedynie oczekującym nowego imienia czarodziejem, który ledwo co zdążył poznać otaczający go świat. Dlaczego tak bardzo pchał swój nos w nie swoje sprawy.
Kiedyś w końcu źle się to dla niego skończy.
Licznik słów: 744
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Hektyczny Kolec
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Do Naranlei
Zgodnie z jego dawną obietnicą, Niosący Nadzieję krótko po uzyskaniu swojego dorosłego imienia postanowił odwiedzić ołtarz bogini magii. Ta i tak zapewne bardzo dobrze wiedziała o jego awansie, biorąc pod uwagę obecność pewnego charakterystycznego motyla w trakcie jego ceremonii. Obietnica to jednak obietnica, a wężowy nie planował rzucać swoich słów na wiatr. Zresztą spędzenie paru chwil w świątyni na pewno mu pomoże, biorąc pod uwagę, w jakich chaotycznych czasach aktualnie się znalazł. Tyle rzeczy działo się dookoła niego w zdecydowanie zbyt szybkim tempie. Czuł, jak jego umysł pomimo prób zwyczajnie nie nadąża, plątając się we własnych myślach niczym zwierzyna w pułapce. Przed pomnikiem bogini wszystkie te zmartwienia jednak malały w swej wadze.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce, Niosący bez chwili zastanowienia wyciągnął ze swojej grzywy dwa, lśniące rubiny. Prędko ułożył je przy wszystkich innych darach, które składane były bogini, następnie delikatnie się kłaniając.
— Obietnica została dotrzymana. Niech te dwa kamienie ładnie prezentują się na twym piedestale, Pani Magii. — stwierdził krótko, jeszcze raz spoglądając na parę kamieni szlachetnych.
Teraz nie miał z nich zbyt dużego pożytku. Owszem, nadal były wyjątkowo drogocenne, ale nie czuł żadnego żalu związanego z pozostawieniem ich tutaj. Były one i tak wyjątkowo skromną zapłatą za wsparcie Naranlei, której powinien był oddać całą swoją kolekcję błyskotek.
— Świat dookoła mnie zmienia się tak gwałtownie i tak szybko. Wszystko to dręczy mnie wieczorami, jakby każda chwila bezczynności była dla mnie niczym zabójcza trucizna, każdego dnia wyżerająca cząstkę mnie. — zaczął spokojnie, niemalże obojętnym tonem.
W przeciwieństwie do swoich dawnych zwyczajów tym razem Niosący wygodnie usiadł sobie przed pomnikiem bogini, owijając się swoim ogonem. Mówił, opowiadał, dzielił się swoimi przemyśleniami, jakby nie rozmawiał już z jakąś nadzwyczajnie niedostępną istotą, a kimś mu znajomym. Mimo tego jednak nie potrafił wpatrywać się prosto w posąg Naranlei. Jego spojrzenie pozostawało beznamiętnie wbite w podłogę.
— W tym wszystkim pojawił się jednak promyk nadziei, który dalej mnie motywuje. Moja siostra po wielu księżycach snu nareszcie się wybudziła, a z mojego serca spadł ciężki niczym stos kamieni bagaż. — dodał, a w jego głosie momentalnie pojawiło się przyjemne ciepło. Sama myśl na temat siostry podbudowywała go, dodając mu nadziei. Radość ta była jednak krótkotrwała, jakby chwilę po niej nadeszła w stronę serca wężowego fala nieopisanych zmartwień.
— W jego miejsce jednak pojawiły się kolejne niepewności i… Jeśli pani pragnie mnie wysłuchać, chciałbym się nimi podzielić, może wysłuchać jakiejś podpowiedzi, która na kierunkowała mnie w dobrym kierunku. Moje serce jest w końcu zdradzieckie, a umysł niewyostrzony przez księżyce doświadczenia. — kontynuował, czując, jak każde kolejne słowo wypada z jego pyska coraz niechętniej. Dobrze znał swoje słabości. Wiedział, iż w tej chwili na jego łbie było trochę za dużo zmartwień, które przysłaniały mu rozsądne myślenie. Działał gwałtownie, kierując się bardziej emocjami niż długimi przemyśleniami. Irytowało go. Zawsze wolał polegać na swoim umyśle, lecz ten w tej chwili go zawodził. Próby jakichkolwiek spokojnych analiz kończyły się na lawinie zmartwień, które podszeptywały mu do uszu wszystkie możliwe rezultaty jego nieudanych starań. Jeszcze przez krótką chwilę Niosący nie potrafił niczego powiedzieć, aż w końcu po głębokim westchnieniu kontynuował swoje przemówienie.
— Boję się o przyszłość moją i mojej siostry. Tutaj w stadzie mgieł nie mamy już nikogo. Nasz ojciec był zdrajcą, który zostawił nas w najcięższych dla nas chwilach. Ja ograniczany jestem już przez kodeks, który skazałby mnie na śmierć za zdradę stada. Pęta mnie niczym niewidoczne łańcuchy, których nie da się zniszczyć. Te same łańcuchy podpowiadają mi, iż nie jestem częścią tego stada. Że nie powinienem do nich należeć i że nigdy nie odnajdę w nich prawdziwego domu. — mówił dalej, a słowa z każdą kolejną chwilą nabierały coraz to mocniejszego brzmienia, jakby czarodziej wycedzał je przez swoje zębiska.
— Nie chcę, aby moją siostrę spotkało to samo. Będzie akceptować zasady naszego stada jeszcze jako młode pisklę, które nie rozumie wagi tych słów. Nie chcę myśleć o tym, jak czułaby się, podzielając mój los, żyjąc w miejscu, do którego nie czuje się żadnej przynależności. — syknął, złoszcząc się na… no właśnie, na kogo? Ciężko w tej sytuacji było znaleźć jednego winnego, na którego mógłby skierować wszystkie swoje emocje.
W końcu Niosący podniósł się, aby po chwili ponownie obniżyć swoje ciało, tym razem w delikatnym ukłonie, jakby właśnie klęczał przed boginią w błaganiu o coś.
— Powiedz mi więc, moja pani… Czy to egoistyczne z mojej strony, iż moje serce rwie się do ucieczki? Do zaginięcia gdzieś poza granicami Wolnych Stad, aby powrócić jako ktoś zupełnie inny? Ktoś, kto mógłby odratować moją siostrę od takiego losu? Ktoś, kto mógłby zacząć żyć poza granicami Mgieł, jednocześnie nie opuszczając Wolnych Stad? Czy może jednak kodeks ma rację i za takie myśli powinienem już dawno temu stracić swój łeb? — zapytał, licząc na jakąś odpowiedź i pokierowanie go w odpowiednią stronę. Bez względu na jej wypowiedź, on przecież bezgranicznie by jej zaufał. W tej chwili potrzebował tylko i wyłącznie tego.
Naranlea
// – 2x rubin
// "Ważna" sprawa, więc już wolę zostawić w tyle tamtą poprzednią modlitwę xD
Zgodnie z jego dawną obietnicą, Niosący Nadzieję krótko po uzyskaniu swojego dorosłego imienia postanowił odwiedzić ołtarz bogini magii. Ta i tak zapewne bardzo dobrze wiedziała o jego awansie, biorąc pod uwagę obecność pewnego charakterystycznego motyla w trakcie jego ceremonii. Obietnica to jednak obietnica, a wężowy nie planował rzucać swoich słów na wiatr. Zresztą spędzenie paru chwil w świątyni na pewno mu pomoże, biorąc pod uwagę, w jakich chaotycznych czasach aktualnie się znalazł. Tyle rzeczy działo się dookoła niego w zdecydowanie zbyt szybkim tempie. Czuł, jak jego umysł pomimo prób zwyczajnie nie nadąża, plątając się we własnych myślach niczym zwierzyna w pułapce. Przed pomnikiem bogini wszystkie te zmartwienia jednak malały w swej wadze.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce, Niosący bez chwili zastanowienia wyciągnął ze swojej grzywy dwa, lśniące rubiny. Prędko ułożył je przy wszystkich innych darach, które składane były bogini, następnie delikatnie się kłaniając.
— Obietnica została dotrzymana. Niech te dwa kamienie ładnie prezentują się na twym piedestale, Pani Magii. — stwierdził krótko, jeszcze raz spoglądając na parę kamieni szlachetnych.
Teraz nie miał z nich zbyt dużego pożytku. Owszem, nadal były wyjątkowo drogocenne, ale nie czuł żadnego żalu związanego z pozostawieniem ich tutaj. Były one i tak wyjątkowo skromną zapłatą za wsparcie Naranlei, której powinien był oddać całą swoją kolekcję błyskotek.
— Świat dookoła mnie zmienia się tak gwałtownie i tak szybko. Wszystko to dręczy mnie wieczorami, jakby każda chwila bezczynności była dla mnie niczym zabójcza trucizna, każdego dnia wyżerająca cząstkę mnie. — zaczął spokojnie, niemalże obojętnym tonem.
W przeciwieństwie do swoich dawnych zwyczajów tym razem Niosący wygodnie usiadł sobie przed pomnikiem bogini, owijając się swoim ogonem. Mówił, opowiadał, dzielił się swoimi przemyśleniami, jakby nie rozmawiał już z jakąś nadzwyczajnie niedostępną istotą, a kimś mu znajomym. Mimo tego jednak nie potrafił wpatrywać się prosto w posąg Naranlei. Jego spojrzenie pozostawało beznamiętnie wbite w podłogę.
— W tym wszystkim pojawił się jednak promyk nadziei, który dalej mnie motywuje. Moja siostra po wielu księżycach snu nareszcie się wybudziła, a z mojego serca spadł ciężki niczym stos kamieni bagaż. — dodał, a w jego głosie momentalnie pojawiło się przyjemne ciepło. Sama myśl na temat siostry podbudowywała go, dodając mu nadziei. Radość ta była jednak krótkotrwała, jakby chwilę po niej nadeszła w stronę serca wężowego fala nieopisanych zmartwień.
— W jego miejsce jednak pojawiły się kolejne niepewności i… Jeśli pani pragnie mnie wysłuchać, chciałbym się nimi podzielić, może wysłuchać jakiejś podpowiedzi, która na kierunkowała mnie w dobrym kierunku. Moje serce jest w końcu zdradzieckie, a umysł niewyostrzony przez księżyce doświadczenia. — kontynuował, czując, jak każde kolejne słowo wypada z jego pyska coraz niechętniej. Dobrze znał swoje słabości. Wiedział, iż w tej chwili na jego łbie było trochę za dużo zmartwień, które przysłaniały mu rozsądne myślenie. Działał gwałtownie, kierując się bardziej emocjami niż długimi przemyśleniami. Irytowało go. Zawsze wolał polegać na swoim umyśle, lecz ten w tej chwili go zawodził. Próby jakichkolwiek spokojnych analiz kończyły się na lawinie zmartwień, które podszeptywały mu do uszu wszystkie możliwe rezultaty jego nieudanych starań. Jeszcze przez krótką chwilę Niosący nie potrafił niczego powiedzieć, aż w końcu po głębokim westchnieniu kontynuował swoje przemówienie.
— Boję się o przyszłość moją i mojej siostry. Tutaj w stadzie mgieł nie mamy już nikogo. Nasz ojciec był zdrajcą, który zostawił nas w najcięższych dla nas chwilach. Ja ograniczany jestem już przez kodeks, który skazałby mnie na śmierć za zdradę stada. Pęta mnie niczym niewidoczne łańcuchy, których nie da się zniszczyć. Te same łańcuchy podpowiadają mi, iż nie jestem częścią tego stada. Że nie powinienem do nich należeć i że nigdy nie odnajdę w nich prawdziwego domu. — mówił dalej, a słowa z każdą kolejną chwilą nabierały coraz to mocniejszego brzmienia, jakby czarodziej wycedzał je przez swoje zębiska.
— Nie chcę, aby moją siostrę spotkało to samo. Będzie akceptować zasady naszego stada jeszcze jako młode pisklę, które nie rozumie wagi tych słów. Nie chcę myśleć o tym, jak czułaby się, podzielając mój los, żyjąc w miejscu, do którego nie czuje się żadnej przynależności. — syknął, złoszcząc się na… no właśnie, na kogo? Ciężko w tej sytuacji było znaleźć jednego winnego, na którego mógłby skierować wszystkie swoje emocje.
W końcu Niosący podniósł się, aby po chwili ponownie obniżyć swoje ciało, tym razem w delikatnym ukłonie, jakby właśnie klęczał przed boginią w błaganiu o coś.
— Powiedz mi więc, moja pani… Czy to egoistyczne z mojej strony, iż moje serce rwie się do ucieczki? Do zaginięcia gdzieś poza granicami Wolnych Stad, aby powrócić jako ktoś zupełnie inny? Ktoś, kto mógłby odratować moją siostrę od takiego losu? Ktoś, kto mógłby zacząć żyć poza granicami Mgieł, jednocześnie nie opuszczając Wolnych Stad? Czy może jednak kodeks ma rację i za takie myśli powinienem już dawno temu stracić swój łeb? — zapytał, licząc na jakąś odpowiedź i pokierowanie go w odpowiednią stronę. Bez względu na jej wypowiedź, on przecież bezgranicznie by jej zaufał. W tej chwili potrzebował tylko i wyłącznie tego.
Naranlea
// – 2x rubin
// "Ważna" sprawa, więc już wolę zostawić w tyle tamtą poprzednią modlitwę xD
Licznik słów: 830
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

Niosący Nadzieję
Choć piedestał pozostawał pusty, srebrzyste światło otoczyło go, gdy tylko czarodziej złożył na nim rubiny. Kryształowy motyl zleciał ze sklepienia świątyni, osiadając na jednym z kamieni. Zatrzepotał skrzydełkami, a kiedy pył z nich opadł, w myślach Rairisha przemknęła obecność bogini.
Złożyła mu już na ceremonii gratulacje, więc teraz wydała z siebie zaledwie cichy pomruk aprobaty. Motyl poruszył się, przeskakując z jednego rubinu na drugi podczas zwierzeń młodzieńca. Przez krótką chwilę panowała cisza, która nie niosła w sobie pośpiechu ani osądu, tylko ciche zachęcenie, by mówił dalej.
– Są inne drogi od ucieczki. Czasem trudniejsze, bo wymagają wytrwałości. Ale wiesz, wytrwałość to też pewien rodzaj magii – powiedziała w pierwszej kolejności.
Zapadło milczenie, nienarzucające się, pozwalające myśli dojrzewać razem z jej słuchaczem.
– Stado Mgieł zmienia się powoli – zaczęła, a jej ton przybrał bardziej rzeczowy rytm. – Jeszcze nie tak dawno temu wiele dusz dusiło się w jego granicach, zbyt łagodnych i odmiennych, by znaleźć miejsce wśród wspomnień o Cieniu. Ale doktryny mają to do siebie, że odchodzą razem z tymi, którzy je głosili. W Mgłach niestety wciąż są tacy, co próbują trzymać się przeszłości. Nie walcz z nimi z zaciętością.
Srebrny pył ponownie zawirował w powietrzu.
– Zamiast tego znajdź tych, którzy myślą jak ty. Nie bój się marzyć o zmianie, lecz nie buduj jej poza granicami. Musisz to zrobić od środka. Krok po kroku. Nieś Nadzieję, Rairishu.
Rubiny na piedestale zadrżały lekko, jakby przez skałę przeszło ciche tchnienie, nim zniknęły. Podarunek został przyjęty.
– Jeśli boisz się o przyszłość, to znaczy, że ci na niej zależy. A jeśli ci zależy, to już jesteś gotów ją współtworzyć.
Na grzbiecie Rairisha przesunęło się coś, co przypominało mu delikatny, kojący dotyk skrzydła.
– Gdyby ta droga okazała się dla ciebie za ciężka i mimo starań nie zdołasz jej przejść. – Maddara spięła się lekko, jakby gdzieś ponad nimi zadrżała ledwo powstrzymana burza. – Jest imię, którego nie nadaje stado i którego ono nie może ci odebrać ani odmówić.
Złożyła mu już na ceremonii gratulacje, więc teraz wydała z siebie zaledwie cichy pomruk aprobaty. Motyl poruszył się, przeskakując z jednego rubinu na drugi podczas zwierzeń młodzieńca. Przez krótką chwilę panowała cisza, która nie niosła w sobie pośpiechu ani osądu, tylko ciche zachęcenie, by mówił dalej.
– Są inne drogi od ucieczki. Czasem trudniejsze, bo wymagają wytrwałości. Ale wiesz, wytrwałość to też pewien rodzaj magii – powiedziała w pierwszej kolejności.
Zapadło milczenie, nienarzucające się, pozwalające myśli dojrzewać razem z jej słuchaczem.
– Stado Mgieł zmienia się powoli – zaczęła, a jej ton przybrał bardziej rzeczowy rytm. – Jeszcze nie tak dawno temu wiele dusz dusiło się w jego granicach, zbyt łagodnych i odmiennych, by znaleźć miejsce wśród wspomnień o Cieniu. Ale doktryny mają to do siebie, że odchodzą razem z tymi, którzy je głosili. W Mgłach niestety wciąż są tacy, co próbują trzymać się przeszłości. Nie walcz z nimi z zaciętością.
Srebrny pył ponownie zawirował w powietrzu.
– Zamiast tego znajdź tych, którzy myślą jak ty. Nie bój się marzyć o zmianie, lecz nie buduj jej poza granicami. Musisz to zrobić od środka. Krok po kroku. Nieś Nadzieję, Rairishu.
Rubiny na piedestale zadrżały lekko, jakby przez skałę przeszło ciche tchnienie, nim zniknęły. Podarunek został przyjęty.
– Jeśli boisz się o przyszłość, to znaczy, że ci na niej zależy. A jeśli ci zależy, to już jesteś gotów ją współtworzyć.
Na grzbiecie Rairisha przesunęło się coś, co przypominało mu delikatny, kojący dotyk skrzydła.
– Gdyby ta droga okazała się dla ciebie za ciężka i mimo starań nie zdołasz jej przejść. – Maddara spięła się lekko, jakby gdzieś ponad nimi zadrżała ledwo powstrzymana burza. – Jest imię, którego nie nadaje stado i którego ono nie może ci odebrać ani odmówić.
Licznik słów: 327
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Niosący Nadzieję
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Słowa bogini delikatnie zaniepokoiły wężowego. Niosący przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, nadal wbijając swój wzrok w podłogę i delikatnie zaciskając swoją szczękę, czując, jak nieprzyjemne uczucie irytacji powoli w nim wzrastało. Nienawidził tego, jak bezbronnie się w tej chwili czuł. Każda ze stojących przed nim opcji zdawała się niczym księżyce czystego piekła, które nigdy nie przyniosłyby mu grama szczęścia. Był ptakiem w klatce, który pragnął wydostać się ze swojego więzienia. Będąc jednak wychowanym w niewoli, nigdy nie przeżyłby w upragnionej dziczy.
— Moja pani… Moje życie nigdy nie będzie trwało wieczność. — wycedził przez zęby, jakby te słowa ledwo co mogły przejść mu przez gardło.
Zdawał sobie sprawę z tego, iż wszystko z czasem się zmieniało. Za tysiąc księżyców mgły mogły nagle otworzyć swoje terytoria, a za dwa tysiące mogły zniknąć zupełnie z powierzchni Wolnych Stad. Do tego czasu jednak nawet i jego zwłoki by się nie ostały. Dawno gniłby w ziemi, umierając z poczuciem winy. Z poczuciem nienawiści do samego siebie, iż w młodości miał okazję do zmiany życia swojego i siostry, a jednak tego nie zrobił. Jego żołądek skręcał się na samą myśl.
— Co, jeśli nie dotrwam? Co, jeśli zmiana nigdy nie nadejdzie? Nie chcę w ostatnich chwilach przeklinać samego siebie za to, iż pozostawałem obojętny. Za to, że nie próbowałem podążyć za tym, czego pragnęło moje serce. — zapytał, czując, jak jego głos mimowolnie drży.
— Znam wielu w moim wieku, którzy są mglistymi z serca i krwi. Nawet i oni ślepo wierzą z kodeks, którego historii w pełni nie znają. Geneza tych zasad jest im nieznana, a i tak układają swoje życie zgodnie z nimi. Ja… Ja jestem jedynym, który nie potrafi ich zrozumieć. — stwierdził, tym razem z o wiele większą pewnością swoich słów.
Znał przecież Lethariona, Vaelina, Wasaka czy Vunnuda. Oni, chociaż znacznie młodsi od najstarszych smoków w stadzie nadal wierzyli w kodeks, niezmiennie chcąc się nim kierować. Przez krótką chwilę również i wężowy należał do ich grona. Stado mgieł jednak pokazało mu, iż zupełnie mylił się w ich przekonaniach. Jego ojciec mógł odejść, zostawiając swoje dzieci bez żadnego wytłumaczenia, a on nie mógł przenieść się do innego stada, aby żyć w spokojniejszym i pozbawionym zbędnych kodeksów i fałszywych przysiąg miejscu? Stado miało być jego rodziną, a jednak nigdy nie wyciągnęło w jego stronę łapy po odejściu Ceba. Nikt z dorosłych się nim nie zainteresował, kiedy został sam ze śpiącą siostrą. Tak właśnie miało wyglądać stado, za które w razie niebezpieczeństwa powinien oddać swoje życie?
A jednak mimo tego nie nienawidził tego miejsca. Nie potrafił.
— Jednak to nie w moich łapach leży prawo, aby zmieniać ich poglądy. Nic nie nadałoby mi wystarczającego autorytetu, abym mógł zacząć marzyć o wprowadzaniu zmian w stadzie zbudowanym na historii i krwi przodków. Jedyna zmiana, której mam prawo dokonać to ta, która zaszłaby we mnie. — stwierdził już ciszej, czując przyjemne uczucie na swoim grzbiecie.
Problem nie leżał w mgłach. Leżał w tym, iż Niosący różnił się od ich przekonań. Stado było ich domem, a on nie miał prawa na siłę zmieniać go pod swoje własne gusta. Jeśli mgliści chcieli wierzyć w kodeks i przysięgi, to powinni móc to robić.
— Nie mogę dłużej się okłamywać… Nawet jeśli mój łeb miałby zawisnąć na palu jako przykład tego, co dzieje się ze zdrajcami stada, muszę odnaleźć jakąś drogę ucieczki. To ostatnie co chcę zrobić w trakcie okresu mojej młodocianej buntowności, nawet jeśli będzie to ostatnim, czego dokonam. — kontynuował cicho, jednocześnie składając w ten sposób cichą przysięgę, która miała pozostać między nim a boginią.
Wężowy aż delikatnie drgnął, czując, jak w okolicy szaleć zaczęła Madarra. Czyżby w jakiś sposób rozzłościł boginię? Nie… Chyba, gdyby tak było, to ta po prostu przestałaby mu odpowiadać, racja?
— Ma pani na myśli imię nadane mi przez ojca zdrajcę? Te, którym się już nie przedstawiam? Stado mogłoby je pożreć w całości, a następnie wypluć. Nie zrobiłoby mi to różnicy. W świecie setek zmiennych imion nawet i to jest mi obojętne. —
Naranlea
— Moja pani… Moje życie nigdy nie będzie trwało wieczność. — wycedził przez zęby, jakby te słowa ledwo co mogły przejść mu przez gardło.
Zdawał sobie sprawę z tego, iż wszystko z czasem się zmieniało. Za tysiąc księżyców mgły mogły nagle otworzyć swoje terytoria, a za dwa tysiące mogły zniknąć zupełnie z powierzchni Wolnych Stad. Do tego czasu jednak nawet i jego zwłoki by się nie ostały. Dawno gniłby w ziemi, umierając z poczuciem winy. Z poczuciem nienawiści do samego siebie, iż w młodości miał okazję do zmiany życia swojego i siostry, a jednak tego nie zrobił. Jego żołądek skręcał się na samą myśl.
— Co, jeśli nie dotrwam? Co, jeśli zmiana nigdy nie nadejdzie? Nie chcę w ostatnich chwilach przeklinać samego siebie za to, iż pozostawałem obojętny. Za to, że nie próbowałem podążyć za tym, czego pragnęło moje serce. — zapytał, czując, jak jego głos mimowolnie drży.
— Znam wielu w moim wieku, którzy są mglistymi z serca i krwi. Nawet i oni ślepo wierzą z kodeks, którego historii w pełni nie znają. Geneza tych zasad jest im nieznana, a i tak układają swoje życie zgodnie z nimi. Ja… Ja jestem jedynym, który nie potrafi ich zrozumieć. — stwierdził, tym razem z o wiele większą pewnością swoich słów.
Znał przecież Lethariona, Vaelina, Wasaka czy Vunnuda. Oni, chociaż znacznie młodsi od najstarszych smoków w stadzie nadal wierzyli w kodeks, niezmiennie chcąc się nim kierować. Przez krótką chwilę również i wężowy należał do ich grona. Stado mgieł jednak pokazało mu, iż zupełnie mylił się w ich przekonaniach. Jego ojciec mógł odejść, zostawiając swoje dzieci bez żadnego wytłumaczenia, a on nie mógł przenieść się do innego stada, aby żyć w spokojniejszym i pozbawionym zbędnych kodeksów i fałszywych przysiąg miejscu? Stado miało być jego rodziną, a jednak nigdy nie wyciągnęło w jego stronę łapy po odejściu Ceba. Nikt z dorosłych się nim nie zainteresował, kiedy został sam ze śpiącą siostrą. Tak właśnie miało wyglądać stado, za które w razie niebezpieczeństwa powinien oddać swoje życie?
A jednak mimo tego nie nienawidził tego miejsca. Nie potrafił.
— Jednak to nie w moich łapach leży prawo, aby zmieniać ich poglądy. Nic nie nadałoby mi wystarczającego autorytetu, abym mógł zacząć marzyć o wprowadzaniu zmian w stadzie zbudowanym na historii i krwi przodków. Jedyna zmiana, której mam prawo dokonać to ta, która zaszłaby we mnie. — stwierdził już ciszej, czując przyjemne uczucie na swoim grzbiecie.
Problem nie leżał w mgłach. Leżał w tym, iż Niosący różnił się od ich przekonań. Stado było ich domem, a on nie miał prawa na siłę zmieniać go pod swoje własne gusta. Jeśli mgliści chcieli wierzyć w kodeks i przysięgi, to powinni móc to robić.
— Nie mogę dłużej się okłamywać… Nawet jeśli mój łeb miałby zawisnąć na palu jako przykład tego, co dzieje się ze zdrajcami stada, muszę odnaleźć jakąś drogę ucieczki. To ostatnie co chcę zrobić w trakcie okresu mojej młodocianej buntowności, nawet jeśli będzie to ostatnim, czego dokonam. — kontynuował cicho, jednocześnie składając w ten sposób cichą przysięgę, która miała pozostać między nim a boginią.
Wężowy aż delikatnie drgnął, czując, jak w okolicy szaleć zaczęła Madarra. Czyżby w jakiś sposób rozzłościł boginię? Nie… Chyba, gdyby tak było, to ta po prostu przestałaby mu odpowiadać, racja?
— Ma pani na myśli imię nadane mi przez ojca zdrajcę? Te, którym się już nie przedstawiam? Stado mogłoby je pożreć w całości, a następnie wypluć. Nie zrobiłoby mi to różnicy. W świecie setek zmiennych imion nawet i to jest mi obojętne. —
Naranlea
Licznik słów: 660
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

Niosący Nadzieję
Przez dłuższą chwilę nic się nie zmieniło. Maddara uspokoiła się niemal niezauważalnie, lecz powietrze pozostało gęste, jakby sama świątynia wstrzymała oddech.
– Nie – odparła cicho, gdy wspomniał o swoim pisklęcym imieniu. – Nie to miałam na myśli. – Nie sprostowała jednak tego, czego młodzieniec jeszcze nie potrafił zrozumieć.
Wysłuchała go w pełni, pozwalając mu mówić. Znowu uraczyła go krótką ciszą, nim wreszcie podsumowała:
– Czy rozważałeś rozmowę ze Skazą Granatu? – zapytała. – Tylko przywódca może cię zwolnić z piętna zdrajcy. Inaczej będziesz taki jak ojciec, którego zdajesz się potępiać.
– Nie – odparła cicho, gdy wspomniał o swoim pisklęcym imieniu. – Nie to miałam na myśli. – Nie sprostowała jednak tego, czego młodzieniec jeszcze nie potrafił zrozumieć.
Wysłuchała go w pełni, pozwalając mu mówić. Znowu uraczyła go krótką ciszą, nim wreszcie podsumowała:
– Czy rozważałeś rozmowę ze Skazą Granatu? – zapytała. – Tylko przywódca może cię zwolnić z piętna zdrajcy. Inaczej będziesz taki jak ojciec, którego zdajesz się potępiać.
Licznik słów: 91
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Niosący Nadzieję
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Nie dopytywał już o kwestię imion, która aktualnie zwyczajnie mało co go interesowała. Wszystkie te nazwy przychodziły i odchodziły: taka była już kolej rzeczy. Żadne z nich i tak ostatecznie nie miało żadnej mocy sprawczej. Nawet jeśli nazwałby się potężnym czarodziejem, to nie zmieniłoby to rzeczywistości.
Jego uszy delikatnie opadły na słowa o byciu takim samym smokiem jak jego ojciec. Widocznie tylko to jedno stwierdzenie sprawiło, iż Niosący zmienił zupełnie swoje nastawienie. Znów delikatnie się zgarbił, jeszcze przez krótką chwilę nie odpowiadając. Jego myśli skupiły się zdecydowanie za bardzo na wizji bycia kimś takim jak on. Nigdy nie będzie takim samym rodzajem zdrajcy jak on, za wszelką cenę do tego nie dopuści.
— Nie, moja pani… — stwierdził niepewnie.
Nie rozmawiał jeszcze z przywódcą. Taka rozmowa była ostatecznością, do której chciał posuwać się dopiero wtedy, gdy był w pełni pewien swoich decyzji. Nie znał zresztą dobrze Skazy Granatu. Nie wiedział, jak bardzo takie uderzenie w kodeks mu się nie spodoba. W każdej chwili mógłby przecież podnieść na niego swoje szpony, a wężowy nie miał zbyt dużych szans w walce z doświadczonym wojownikiem.
— Zrobię to, gdy będę już odpowiednio przygotowany. — dodał po chwili.
Tymi słowami chciał już zakończyć. Dalsze zwierzanie się ze swoich problemów i tak nigdy by ich nie rozwiązało. Jednak to właśnie dzięki temu spotkaniu, jego plan trochę lepiej poukładał się w jego głowie.
— Jeśli pani wybaczy, chciałbym już powrócić do swoich obowiązków. — wyszeptał cicho, delikatnie się kłaniając. Nie chciał przecież wybiegać ze świątyni bez słowa, niczym poparzone pisklę.
Naranlea
Jego uszy delikatnie opadły na słowa o byciu takim samym smokiem jak jego ojciec. Widocznie tylko to jedno stwierdzenie sprawiło, iż Niosący zmienił zupełnie swoje nastawienie. Znów delikatnie się zgarbił, jeszcze przez krótką chwilę nie odpowiadając. Jego myśli skupiły się zdecydowanie za bardzo na wizji bycia kimś takim jak on. Nigdy nie będzie takim samym rodzajem zdrajcy jak on, za wszelką cenę do tego nie dopuści.
— Nie, moja pani… — stwierdził niepewnie.
Nie rozmawiał jeszcze z przywódcą. Taka rozmowa była ostatecznością, do której chciał posuwać się dopiero wtedy, gdy był w pełni pewien swoich decyzji. Nie znał zresztą dobrze Skazy Granatu. Nie wiedział, jak bardzo takie uderzenie w kodeks mu się nie spodoba. W każdej chwili mógłby przecież podnieść na niego swoje szpony, a wężowy nie miał zbyt dużych szans w walce z doświadczonym wojownikiem.
— Zrobię to, gdy będę już odpowiednio przygotowany. — dodał po chwili.
Tymi słowami chciał już zakończyć. Dalsze zwierzanie się ze swoich problemów i tak nigdy by ich nie rozwiązało. Jednak to właśnie dzięki temu spotkaniu, jego plan trochę lepiej poukładał się w jego głowie.
— Jeśli pani wybaczy, chciałbym już powrócić do swoich obowiązków. — wyszeptał cicho, delikatnie się kłaniając. Nie chciał przecież wybiegać ze świątyni bez słowa, niczym poparzone pisklę.
Naranlea
Licznik słów: 255
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

Niosący Nadzieję
Wydała z siebie ciche westchnięcie.
– W porządku – powiedziała jeszcze, aby Niosący Nadzieję otrzymał potrzebne mu potwierdzenie.
Motyl wzbił się w powietrze i zniknął znów na sklepieniu, wraz z aurą Naranlei, której wzrok skierował się w inne miejsce.
– W porządku – powiedziała jeszcze, aby Niosący Nadzieję otrzymał potrzebne mu potwierdzenie.
Motyl wzbił się w powietrze i zniknął znów na sklepieniu, wraz z aurą Naranlei, której wzrok skierował się w inne miejsce.
Licznik słów: 39
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
Niosący Nadzieję
Hektyczny poczuł na sobie spojrzenie. Nie widział oczu, żadnej sylwetki ani nawet cienia, który mógłby być tego wrażenia źródłem, a jednak wiedział doskonale: był teraz obserwowany. Tajemniczy byt, zapewne Pani Snów we własnej osobie, przeszywał smoka na wskroś, każdy jego ruch, każdą myśl, każdą łuskę z osobna.
Po czym... przeniósł spojrzenie na wianek. Na podarek.
To stało się nagle! Coś wybuchło, trzasnęło niczym pękający kamień, i dar dla Lahae stanął w płomieniach! Trwało to zaledwie dwa albo trzy mgnienia oka; jasny ogień jak zapłonął, tak zaraz zniknął, pozostawiając po sobie jedynie popiół oraz unoszący się górę dym. Nozdrza hektycznego wypełnił swąd spalenizny, nienaturalnie intensywny jak na zwyczajny wianek.
Obecność odeszła. I zapadła cisza.
// Odpowiedź na starą modlitwę do Lahae, bardzo przepraszam za opóźnienie!
Niosący Nadzieję
Po czym... przeniósł spojrzenie na wianek. Na podarek.
To stało się nagle! Coś wybuchło, trzasnęło niczym pękający kamień, i dar dla Lahae stanął w płomieniach! Trwało to zaledwie dwa albo trzy mgnienia oka; jasny ogień jak zapłonął, tak zaraz zniknął, pozostawiając po sobie jedynie popiół oraz unoszący się górę dym. Nozdrza hektycznego wypełnił swąd spalenizny, nienaturalnie intensywny jak na zwyczajny wianek.
Obecność odeszła. I zapadła cisza.
// Odpowiedź na starą modlitwę do Lahae, bardzo przepraszam za opóźnienie!
Niosący Nadzieję
Licznik słów: 126
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
- Nieme Przekleństwo
- Zastępca Mgieł
Rairish Olśniony
- Posty: 518
- Rejestracja: 12 sty 2025, 2:05
- Stado: Mgieł
- Płeć: Samiec
- Wzrost: 1,5m
- Księżyce: 44
- Rasa: Wężowy X Północny
- Opiekun: Cebalrai
- Mistrz: Hyralia | Vunnud
- Kompani

Niosący Nadzieję
A: S: 1| W: 4| Z: 3| M: 5| P: 3| A: 3
U: Prs,W,B,Pł,Skr,Śl,Kż,MP,A,O: 1| MA,MO: 2
Atuty: Regeneracja; Boski Ulubieniec; Trudny Cel; Twardy jak Diament;
Hektyczny nie uznał tego za zbyt dobrą reakcję, wręcz przeciwnie. Włosy stanęły mu dęba, a ciało odruchowo zrobiło kilka kroków do tyłu, jakby w strachu przed płonącym wiankiem. Kiedy ten jednak przygasł, z jego pyska wydobyło się ciche westchnienie, przepełnione ulgą. Przynajmniej bogini nie zesłała w jego stronę jakiegoś pioruna, bo wtedy raczej jego szanse przeżycia byłyby marne.
Nie czując już dłużej boskiej obecności, wężowy zdecydował się pomimo lęku pokłonić ponownie przed piedestałem, po chwili szybkim krokiem wychodząc z ze świątyni. Jeszcze ktoś oskarży go o próbę podpalenia jej.
Nie czując już dłużej boskiej obecności, wężowy zdecydował się pomimo lęku pokłonić ponownie przed piedestałem, po chwili szybkim krokiem wychodząc z ze świątyni. Jeszcze ktoś oskarży go o próbę podpalenia jej.
Licznik słów: 89
| Link: | |
| BBcode: | |
| Ukryj linki do postu |
• Regeneracja: •
– raz na tydzień obniżenie powagi wszystkich ran wybranego stopnia o jeden
• Boski ulubieniec: •
– raz na polowanie może wywołać losowe zdarzenie niespodziewane.
• Trudny cel: •
– +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika, drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej.
• Twardy jak diament: •
– stałe -1 ST do rzutów na Wytrzymałość.
✦•······················•✦•······················•✦
#696F85 #C8D1E3 #32BBF5

Chcesz dołączyć do gry?
Musisz mieć konto, aby pisać posty.
Rejestracja
Nie masz konta? Załóż je, aby do nas dołączyć!
Zapraszamy do wspólnej rozgrywki na naszym forum.
Rozwiń skrzydła i leć z nami!













