A: S: 1| W: 2| Z: 3| I: 2| P: 1| A: 1
U: MA,MO,Pł: 1| M,MP,W: 2| B,S,Skr,L,Śl,O,A: 3
Atuty: Zwinny; Oporny magik
Seraficzna wylądowała na Bliźniaczych Skałach niestety nie po to, by spotkać kogoś nowego albo pokontemplować życie. Musiała wziąć się do roboty. Kolejną stacją trudnej, medycznej edukacji było praktykowanie magii, pełniącą jedną z dwóch ważniejszych ról w leczeniu i będącą przydatną czynnością w codziennym życiu.
Tym razem nie zamierzała tracić czasu na odpoczynek i ziewanie. Usiadła sobie wygodnie na świeżej, soczystej trawie i zaczęła wyobrażać sobie pierwszą z rzeczy.
Było to drzewko owocowe, dokładnie jabłoń. Młode i niewyrośnięte. Miało cienki konar, o dość jasnej korze powoli wchodzącej w bardzo jasny brąz. Korzenie drzewka były cienkie i mocno rozgałęzione. Sięgały w kierunku pobliskiego strumienia, z które będąc żywe pobierałyby wodę. Korzenie pokrywał drobny meszek, a wszystkie łączyły się w jedną grubą łodygę, której środek zajmował rdzeń otoczony twardzielem, bielem oraz łykiem, przez który roślina transportowała substancje odżywcze. Ten smukły i elastyczny konar rozgałęział się na mniejsze gałęzie, gdzieniegdzie zakrzywione i zniekształcające prosty tor. Każda z większych gałęzi dzieliła się na jeszcze mniejsze, z których wychodziły zielone listki i białe kwiatki, pod którymi rodziły się owoce, jeszcze nie dosyć wyrośnięte, bo przecież była wiosna i wszystkie drzewa pokrywały się kolorowymi płatkami, co oznaczało, że dopiero rozkwitały. Drzewko przedstawiało się zatem jako kwintesencja wiosny i młodości. A gdyby było prawdziwe rosło by powoli z każdym dniem odrobinę grubsze, wyższe i ciemniejsze, a na sam koniec życia Seraficznej byłoby już rosłą jabłonią dającą soczyste owoce.
Seraficzna przerwała nostalgiczną myśl i zaczerpnęła maddary, by jej wyobrażenie stało się rzeczywistością. Zawsze tworzyła rośliny. Była co do nich fanatykiem. Pachniały w końcu życiem, tak jak to drzewko, choć było tylko jej wyobrażeniem.
Na odmianę postanowiła jednak dorobić drzewku jakieś żywe stworzonko, które by poruszyło spokój roślinnego krajobrazu.
Postanowiła, że będzie to wiewiórka. Choć nie mogła wspinać się po młodym drzewku z pewnością mogła pod nim przebiec. Zwierzęta miały to do siebie, że stanowiły świetny materiał ćwiczeń do anatomii. W końcu, żeby je stworzyć należało oddać każdy szczegół żywego organizmu, podobnie jak wtedy, gdy Seraficzna uczyła Lśniącą Łuskę, albo gdy Słodycz Zbawienia uczyła ją. Wyobrażenie wiewiórki kleryczka rozpoczęła od zarysu kręgosłupa ciągnącego się od kości ogonowej przez wszystkie pojedyncze kręgi poprzecinane dyskami z rdzeniem przewodzącym impulsy nerwowe pośrodku. Kilka ostatnich kręgów pozbawionych było dysków, stanowiły czuły punkt kręgosłupa i łączyło się z czaszką okrywającą mały wiewiórczy mózg. Oczywiście cały pokryty odpowiednimi osłonami i oponami. Skoro już zaczęła od kości dopracowała cały szkielet wiewiórki. Do czaszki dołączyła żuchwę, od kręgosłupa poprowadziła łopatki połączone z kością ramienną, później łokciową i promieniową, pokrywającymi się w poziomie, na końcu śródręczem i palcami. W przypadku tylnych kończyn była to miednica, przy której kręciła się kość udowa, strzałkowa, piszczel, przegub i śródstopie. Oba zestawy po dwa, każda kość połączona za pomocą stawów i gładko się w nich poruszająca. Od górnej części kręgosłupa odchodziły oczywiście żebra zakręcające się do przodu i okrywające płuca i zawieszone między nimi serce. Od serca odchodziła cała gama naczyń krwionośnych, tętnic i żył, łącznie z najważniejszą aortą. W środku pulsowała płynna krew przewodząca tlen do każdej osobnej komórki w tkankach wypełniających i pokrywających ciało. Nie zapomniała o układzie limfatycznym i bardzo rozgałęzionym układzie nerwowym. W oczodołach czaszki umocowała oczy, do których docierało światło i obraz odbijający się od siatkówki. Tęczówka oczu miała kolor piwny. Nad żuchwą od otworu ustnego poprowadziła układ pokarmowy rozpoczynający się jamą ustną z językiem odpowiedzialnym za rozpoznawanie smaki, masą gruczołów ślinowych, zębami i otworem prowadzącym do nosa, którym tak jak otworem gębowym transportowany był tlen a w odwrotnym kierunku dwutlenek węgla. Kość nosowa stanowiła podstawę małego wiewiórczego noska, w którym znajdował się zmysł węchu. Po obu stronach jamy ustnej między żuchwą a czaszką pojawiły się miękkie, elastyczne policzki, łatwo wypełniające się powietrzem i jedzeniem. Na głowie dorobiła wiewiórce także małe uszka okręcające się we wszystkie strony i połączone trąbką z gardłem. Gardło tak samo jak i krtań okrywała błonka. A krtani znajdywały się naprężone struny głosowe. Rura układu pokarmowego prowadziła do żołądka, a dalej to długich zakręconych jelit połączonych z wątrobą. Nie zapomniała o parze nerek filtrujących płyny i o układzie wydalniczym, którym wszystkie zbędne produkty przemiany materii się wydobywały. Jej wiewiórka była płci żeńskiej, więc posiadała też okryte miednicą łono i dwa jajniki. A także gruczoły mleczowe na dolnej stronie ciała. O kości zawieszone były także mięśnie umożliwiające ruch, kurczące się i rozkurczające w zależności od sytuacji. W odpowiednich miejscach znajdywał się tłuszcz pełniący funkcję zapasową. Takie ciało pokryte było skórą, pełną odpowiednich bodźców, a co najważniejsze gęsto ułożonych brązowych włosków dających wiewiórce piękny ciemny kolor. Takie stworzenie mogło się poruszać, chwytać w palce orzeszki i miażdżyć je żabkami dla pożywienia. Nastawiać uszy, gdy coś je zaniepokoiło i uciekać ile sił w nogach w razie niebezpieczeństwa, ciągnąc za sobą puszystą kitę.
Także i w to wyobrażenie Seraficzna dała swoją maddarę, sprawiając, że wizja biegającego stworzeni spełniła się, a ona mogła popatrzeć, jak pięknie komponuje się to z otaczającą ją naturą. Popatrzyła jeszcze chwilkę na drzewko i biegającą wiewiórkę, i odwróciwszy się, odłączyła od wyobrażeń swój umysł. Wiedziała, że wszystko zniknęło, ale nie chciała patrzeć na ulotność myśli. Ruszyła z powrotem w kierunku obozu z zadowoleniem na pysku.
Licznik słów: 841