A: S: 1| W: 1| Z: 1| M: 3| P: 2| A: 3
U: W,B,Pł,L,Lecz,MP,Śl,Skr,Kż,Prs: 1
Atuty: Wiecznie Młody; Ostry Wzrok;
Nauka w miłym, przyjemnym towarzystwie zawsze szła dużo lepiej i przyjemniej. Nie spotkał jeszcze piastuna, którego by nie polubił, jednak Budowniczy Ruin zyskał wyjątkową sympatię rajskiego już podczas ich pierwszego spotkania. Bardzo lubił jego chęć zdobywania wiedzy, tak samo tą Toshiego. Uważał, że byli pod tym względem bardzo podobni i to jak najbardziej uważał, że ich do siebie zbliżało. Podobieństwa nie zawsze sprzyjały lepszej komunikacji, ale między tą trójką uważał, że działało jak najlepiej. Uśmiechął się ciepło do Mglistych smoków, po chwili skupiając swój wzrok głównie na starszym z nutką troski.
— Z twoim skrzydłem już lepiej? — Zapytał przypominając się o ich ostatnim spotkaniu, które nabrało nieoczekiwanego, nieprzyjemnego zwrotu. Przez cały ten czas wracał do tego myślami, mając nadzieję, że Wasak jakoś się z tego wylizał. Nauka była ważna, ale musiał zapytać, wcześniej nie miał do tego możliwości.
Ruszył zaraz wraz z rówieśnikiem za Piastunem i gdy dotarli do miejsca przebiegu nauki, usiadł sobie wygodnie i zamienił się w słuch. Wolał się nie zaczynać rozgadywać, zawsze będą mogli po skończonej nauce przysiąść do rozmowy. Bardzo na to zresztą liczył, z obojgiem uwielbiał gawędzić i wiedział, że teraz gdyby zaczął, to nieprędko by skończył, a skoro nauka mogła potrwać długo, to lepiej było pozostawić to na później
Zamienił się więc w słuch i skupił na słowach piastuna.
Magia była niesamowita, piękna i pasjonująca. Urokliwe było to, że każdy smok posiadał inny obraz, indywidualny. Niosło to oczywiście za sobą trudności w nauce, ale gdyby było to takie proste, nie byłoby tak samo niesamowite.
Uśmiechnął się pod nosem na słowa Wasaka o skupieniu się na sobie i o niewpadanie w wir ekscytacji i żywych rozmów. Zerknął to na rówieśnika, to na piastuna. Kim by był, gdyby tego nie uszanował? Poza tym ciągle miał w głowie obiecaną pogawędkę zaraz po nauce, której nawet z nimi nie ustalał, a sam nie był już malutkim pisklęciem, które nie potrafiło się uspokoić i okiełznać własnej ekscytacji.
Nie czekając dłużej, przymknął ślepia, co ogromnie pomogło w wyostrzeniu uwagi na odczucia, na świat go otaczający, to jak go odbierał resztą zmysłów. Ciepłe promienie słońca przyjemnie ogrzewające jego ciało. Jego oddech był spokojny, opanowany, równomierny, jakby skupienie przyszło mu z ogromną łatwością. Szum strumienia, liści były kojące, dawały uczucie beztroski i bezpieczeństwa. To skutecznie pozwoliło mu skupić się na swoim wnętrzu, swoich myślach i tym, co może skrywać jego cząstka magii. Nie musiał się obawiać, że coś ich zaatakuje, nie musiał wysłuchiwać zagrożenia, mógł w spokoju podążać w niemal duchową wyprawę. Nie było to jednak takie proste. Czuł, jakby błądził, a dręczące go myśli, że robi wszystko nie tak, że ciągle się gubi i nie ma żadnego punktu zaczepienia, skutecznie wyprowadzały go z równowagi. Było to iście irytujące, ale wiedział, że musi się z tym zmierzyć. Zupełnie sam.
Wracał na początek parę razy za każdym razem przekonany, że da radę, że musi. Nie mógł siebie zawieść, jednak presja i ambicja młodziaka grała na jego niekorzyść, kiedy efekty jego pracy nie przychodziły natychmiastowo. Musiał się co kroć uspokajać i opanować burzliwe emocje. Kiedy dał sobie na to więcej czasu, okazał większą cierpliwość względem samego siebie, poskutkowało to dostrzeżeniem czegoś, był to już jakiś postęp, za którym dał się porwać. Wokół była pustka, ciemność, nicość. Ciężko mu było opisać, czym była ta nicość. Nie wydawała się ani ciepła, ani chłodna. Pośrodku jednak zauważył iskierkę światła, mieniącą się różnorakimi kolorami. Skupił się na niej, badawczo przyglądał, aż zaczął się do niej przybliżać. Ta jednak zaczęła przed nim uciekać. Nie… ona go zaprowadzała gdzieś. Nie wydawała żadnego dźwięku, była niema, ale czuł jej intencje kiedy się zbliżył nieco bardziej, zmniejszając między nimi dystans.
Sam nie wiedział, jak miało i jak mogło wyglądać jego źródło, a mimo to był zaskoczony tym, gdzie iskierka go doprowadziła. Uważał się za smoka iście spokojnego, opanowanego, wyrafinowanego! Pełnego ogłady i samokontroli.
Znajdując swoje źródło, zaczął jednak wątpić w samego siebie i własną opinię na temat swojego spokoju, bowiem jego źródło jakby wypełniało go całego. Czym to było? Ciężko było mu to opisać, jednak wiedział, że musiał, potrzebował je poznać bardzo dobrze. Bez tego nie będzie mógł tkać maddary. Nie wiedział, czy było, ale wydawało się piekielnie chaotyczne. Żywa masa rozciągająca się wzdłuż i wszerz po nim całym, z widocznymi brakami w postaci dziur, których brzegi wydawały się mieć inną teksturę niż całość. Mimo dziur całość wydawała się bardzo silna, stabilna i mocna w swojej konstrukcji. Była jednocześnie piękna, jak i przerażająca. Widział w niej wiele mieniących się kolorów, które tak samo były żywe, tętniące energią, wrażliwe i czułe na każde zbliżenie, dźwięk, jego własne emocje. Dużo spokojniej wyobrażał sobie swoje źródło, jako coś kojącego, przyjemnego, relaksującego, w końcu sam taki był, czyż nie? Tymczasem jego źródło maddary okazało się istnym chaosem pełnym skrajności, gotującym się i gotowym do natychmiastowego kontrataku, gotowym do działania i czekającym na najdrobniejszą nieprzyjemność.
Mieniące się kolory również wydawały się mieć znaczenie w jego źródle, czuł się, jakby był na zupełnie innej planecie, wszystko tutaj wydawało mu się tak… magiczne, fascynujące, budzące podziw jak i niepokój. Odczucia więc miał zupełnie sprzeczne, ale takowe również odbierał od swojego źródła.
Przybliżył się jeszcze bardziej, aby sprawdzić teksturę, chciał ją poczuć, zobaczyć, bo wydawała się jednocześnie miękka i twarda.
Zacisnął w tym samym czasie swoje ślepia, mocno marszcząc łuki brwiowe. Chwilę później otworzył oczy i jego wzrok spoczął na rozmawiającym Rairishu z Wasakiem. Nie podszedł od razu do nich, potrzebował chwili na poukładaniu myśli, co mógłby o tym wszystkim sądzić. Nadal miał sprzeczne odczucia co do tego co zobaczył. Westchnął jednak głośniej i podniósł się na proste łapy, jakby to całe rozczarowanie go zmęczyło i podszedł bliżej pozostałej dwójki.
— Wydaje mi się, że mi również udało się chyba dostrzec moje źródło. —
Budowniczy Ruin Hektyczny Kolec
Licznik słów: 950