OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Otworzyła lekko pysk, jak gdyby mając mu coś do powiedzenia.Nie. Jest mój.
Ledwie zdążyła ugryźć się w język. W ostatniej sekundzie, naprawdę. Czuła się zmieszana, trzymając intensywnie wzrok, o sekundę za długo, na ślepiach Trzmielojada. Nadzwyczaj spokojnych. A może to tylko pozory? Cóż. Nie miał powodów się emocjonować, w przeciwieństwie do niej, na to wygląda. Zmusiła się do spuszczenia wzroku w bok, pozostawiając skrupulatnie pluszaka na skraju widoku. Nie odzywała się przez krótką chwilę. Poddała dłuższemu przemyśleniu jego słowa. Lecznicy. To brzmi zupełnie tak, jakby...
– Och, już wiem z czym mi się kojarzy! – wyrwało jej się, nim zdążyła przemyśleć swoje słowa. Zasłoniła sobie pysk łapą, zaskoczona. – Znaczy, nie. Nie należę. A-ale... – znów na niego zerkała, lekko od dołu, dużymi, badającymi ślepiami. Z pewnym nowym błyskiem. – Pachniesz jak moja mama – wymamrotała z pewną melancholią w głosie. I szczyptą niepewności. Czy powinno się mówić takie rzeczy drugiemu smokowi?
Jasne. Czemu nie? Jesteś zupełnie jak moja matka. Brzmiałoby o wiele lepiej, gdyby była martwa.
Co... co to w ogóle za... KTO normalny tak mówi?
Mimowolnie drgnęła. Praktycznie niedostrzegalnie.
Szybko ucięła te myśli w zarodku. Nie chciała ani źle wróżyć własnej mamie, ani porównywać Trzmielojada do swojej rodziny lub czegokolwiek lub kogokolwiek martwego. Był przecież żywy. Duży. Ciekawski. Analityczny! I przystojny. A trupy zdecydowanie takie nie były.
Znośny Ziąb





















