OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Usłyszała, że zaczyna padać deszcz. Nagle lunęło. Chmura spadła. Jaki przyjemny dźwięk. A ona sucha. Tylko bawiła się małym, pomarańczowym świetlikiem. Potem coś zepsuło tę piękną scenerię! Usłyszała głośny oddech, kroki, jakby podłoże było co najmniej lodem. Jej świetlik powiększył się i ciepłe światło oblało czarną Ćmienie. Czuła zbyt wielki ból, żeby zerwać się na łapy, toteż przywarła do ziemi, a świetlik zgasł. Kiedy przez bardzo nikłe światło dostrzegła sylwetkę (którą raczej dobrała w parę z górskim, albo Czymś co może ją potencjalnie zabić) zapaliła światło. Zacisnęła powieki i białe światło... zalśniło, ale nie wybuchło blaskiem jak powinno. Zawsze tak będzie... Jej maddara nie zawsze chciała jej słuchać. Tym światłem nie mogła oślepić ni na chwilę wojownika, potem światło stało się pomarańczowe i mogła przyjrzeć się dużemu smokowi.Poczuła charakterystyczny zapach Cienia, którego tak nie cierpiała. Ale to była ich wina. Byli aroganccy! Ten miał zgoła inne podejście, chociaż przeczuwała, że jest równie arogancki i wredny co cała reszta. Chciała wstać. Nie wygnałaby go na deszcz, ale mogłaby przynajmniej się odsunąć w kąt, albo coś. Zrobiła to zbyt szybko. Niestabilna kulka światła rozbłysła bardziej w chwili, kiedy masywna Ćmienie położyła swą przechudzoną, prawą łapę na ziemi. Och tak, to była spora, szeroka i masywna w każdym miejscu bestia. Tylko prawa łapa poznaczona bliznami była wychudzona, marna, nawet futro tam było bardziej popielate, jakby zaczęła już siwieć! I kiedy odruchowo podparła się na tej łapie prawym barkiem runęła na ziemię groźnie warcząc. Kulka pomarańczowego światła zachwiała się, ale nie znikła.
Potem poczuła, że czarny samiec wtulił swe cielsko w jej aksamitne, czarne, długie futro. Nie odpowiedziała, bo nie miała co odpowiadać. Grube futro chroniło jej skórę przed wilgocią. Ale lubiła chłód. Ten chłód jednak mieszał się z ciepłem drugiego smoka i... Nie czuła tego ciepła od... dwudziestu księżycy. Nie uspokoiło ją to jednak, a nieco rozdrażniło. Przy tym Cienistym była spokojna. Ale raczej nie z wyboru. Czuła, jak jej pierś coś rozrywa. Powarkiwała cichutko, jakby mruczała. Choć spowodowane było wewnętrznymi uszkodzeniami ciała to miało, i raczej za nic innego nie mogło, uchodzić za niechęć wobec Cienia. To on wparował do tej groty, kiedy starała się odpocząć. Był jak nieproszony gość, którego z życzliwości nie chciała wywalić. Z resztą? Czy mogłaby gdyby się postawił?
















