OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
W czasie gdy Jeż przeżywał swoje rozterki, Omszały dalej po prostu obracał drewno w skrzydłach. Nie miał żadnego pomysłu co z nim zrobić, a okolica nie obfitowała w żadne cuda, mogące zamienić się w źródło inspiracji. Pomimo stałego rozglądania się i doszukiwania piękna wśród krajobrazu, nie mógł dopatrzeć się niczego godnego uwagi. W zasięgu wzroku były jedynie mchy, mchy i mchy, no i okazjonalnie opadłe drzewa. Nie było to coś, co przyjemnie rzeźbiłoby się w drewnie, a Tiishoyr nie czuł się jeszcze na tyle pewnie w swoim nowym hobby, żeby próbować stworzyć coś z pamięci. Na razie wolał widzieć swojego modela, a i tak dzieła wychodziły mu kanciaste, ukazując jego brak wprawy w tej dziedzinie. Westchnął, nie bardzo wiedząc co począć.W końcu jego uwagę przyciągnął szelest dobiegający zza krzaków. Omszały od razu zastrzygł uchem i skierował spojrzenie na tarninę, z początku nie mogąc dostrzec co narobiło takiego hałasu. Nawet nie przypuszczał, że mógłby to być zwykły rzucony psu patyk... a już tym bardziej nie spodziewałby się jamnika. Nie wiedział nawet, że te tu występują, bo ostatni raz widział je w ludzkich osadach, jako ich zadbane pupilki. W każdym bądź razie, nie ruszył się z miejsca, choć trzaski i szelesty po chwili się powtórzyły. Wówczas dostrzegł mgnienie czerwonego futra i pojął, że ma do czynienia ze smokiem. Obserwował więc przybysza spokojnie, kiedy ten taranował sobie przejście przez chaszcze i choć nie pochwalał bezsensownego niszczenia roślinności, to nie skomentował tego faktu. Po prostu uśmiechnął się na widok samca, zupełnie nie przejmując się tym, że czuć było od niego zapach Ziemi. Milczał też, czekając aż czerwonofutry dobierze sobie odpowiednią ekspresję, domyślając się w duchu, że dla niego mogło to nie być przyjemne spotkanie. Tiishoyrowi jednak to nie przeszkadzało. Nigdy nie lubił wszak międzystadnych konfliktów i towarzyszących temu stereotypów. Nie wychowywał się na tych ziemiach, więc nie czuł się w obowiązku, by je wyznawać. Wobec tego zamiast się krzywić, po prostu odpowiedział na przywitanie nieznajomego kiwnięciem łba.
– Jeszcze nic – przyznał cicho, niekoniecznie zadowolony z tego faktu – Ale może mógłbym... spróbować z nim? – zapytał, wskazując palcem niewielkiego pieska. Zwierzę przyciągnęło jego uwagę, bo wyglądało egzotycznie wśród dzikiej roślinności i co najważniejsze nie było kolejnym krzakiem. Omszały przyglądał się kompanowi przez dłuższą chwilę, mrużąc ślepia pod naporem niechcianych wspomnień. Pokręcił łbem, żeby je odgonić.
– Nazywam się Omszałogrzbiety. Jestem łowcą z Mgieł. I... nie mam dużego doświadczenia w rzeźbieniu. Może miałbyś dla mnie kilka rad? – zagaił Ziemnego, dostrzegając w tym przypadkowym spotkaniu okazję na doszlifowanie swoich umiejętności. W końcu skoro czerwonofutry zdradził mu że dzielą hobby, to może akurat okazałby się idealnym źródłem wiedzy dla kogoś takiego jak Tiishoyr. Dla samouka.
Jadowity Jeż