Bardzo charakterystyczne i spokojne miejsce, w którym niemal czuje się posmak miłości w powietrzu. Smocze pary przychodzą tutaj, aby pobyć razem w romantycznej scenerii, a czasem też zaglądają tu i te bez drugiej połówki, w nadziei, że tu właśnie ją spotkają.
–[vell] ... jestem prawie pewna, że to był Immanor.[/vell] – Oświadczyła, krocząc wzdłuż strumienia. Chód miała lekki, nie śpieszyła się nigdzie. Sorcorr chyba leciał tuż obok, ewentualnie nad nią. Ciężko było to wyczuć kiedy za kompana miało się sowę o bezszelestnym locie.
– Nie, Kammanor. To bracia. Jak możesz ich mylić? – spytał spokojnie.
Zatrzymała się i zmarszczyła nozdrza. Obróciła pysk na puchacza.
–[vell] Jak ty możesz to spamiętać?[/vell] – jęknęła z rozgoryczeniem. Po co Wolnym Stadom było aż tylu bogów? Pękała jej już głowa od tej nauki! – [vell] Hmpf. Więc... więc...[/vell] – nabrała powietrza w płuca, a potem zaczęła recytować tyle, ile pamiętała. –[vell] Immanor, życie. Kammanor, siła. Nenya, zwinność. Thahar, łowy, a Tarram...[/vell] – ucięła.
Kompan wylądował na jej lewym ramieniu i odrobinę uniósł długie, pierzaste brwi.
–[vell] Uh... uh... pamięęętam....[/vell]
– Upadły. Śmierć.
–[vell] Wiedziałam![/vell]
Sorcorr wydał z siebie ciche "mhmm" i nic więcej nie dodał. Uzdrowicielka przysiadła przy strumieniu, aby zanurzyć w wodzie końcówkę ogona oraz lewą łapę. Ceremonia zakończyła się dopiero wczoraj, a jednak już czuła się nieco inaczej niż po poprzedniej. Bardziej... swojsko.
Nie pamiętał kiedy ostatnim razem był na tyle wolny, żeby nie odczuwać czyjegoś wzroku na swoim zadzie.
Przywykł, że ludzie na niego patrzą. Był obserwowany niemal w każdej chwili każdego dnia od kiedy przekroczył bramę ludzkiego miasta. Mężczyźni oceniali każdy jego krok, wyraz pyska i postawę, wiecznie wypatrywali pomyłek i nieścisłości, szukali okazji do zdemaskowania go jako szpiega lub nawet do ataku.
W trakcie ćwiczeń u nich wilkowaty uświadomił sobie, że spoczął na laurach. Błędnie uznał, że skoro ludzie nie dorastali do jego standardów, nie będą tego wymagali od niego. Próbował dopasować się do ich społeczeństwa, ale wyglądało na to, że jeśli się na tym świadomie nie skupiał, od razu zaczynał odstawać. Udawanie kogoś przez tak długi czas było nużące.
Teraz znów był... sobą. Częściowo. Ta cała misja uświadomiła mu, że powinien przyjąć jakąś konkretną rolę, albo przynajmniej zestaw zachowań i charakteru, który będzie akceptowalny przez smoki przebywające na terenach wolnych stad.
Tak, zdecydowanie smoki wolały kiedy rozmówca okazywał się poruszony ich zachowaniem w niektórych sytuacjach. Ludzie okazywali to zdecydowanie lepiej od smoków...
Khart zauważył w oddali latającego nisko ptaka, więc podążył w jego stronę. Był pewny, że znajdzie przy nim jakiegoś smoka.
Stanął na drugim brzegu strumienia w odległości kilku ogonów i poczekał spokojnie, aż zostanie zauważony. Obserwował nieznajomą smoczycę z uwagą i spokojem.
Kiedy już był pewny, ze spojrzała w jego stronę, powoli podszedł bliżej, ale nadal nie przeskoczył przez strumień na jej stronę.
– Witaj.
Rzekł krótko, ale starał się przybrać ciepłą barwę głosu. Na pysk nawet wstąpił lekki uśmiech, jakby faktycznie odczuwał zadowolenie z tego spotkania.
*Strateg Raz na pojedynek/wojnę/2 tygodnie polowania +1 akcja podczas walki przeciwko co najmniej 3 przeciwnikom/polując na co najmniej 4 sztuki zwierzyny)
Następne użycie: 03.04 *Pełny brzuch – 1/4 pożywienia do sytości; leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół *chytry przeciwnik +2 st do akcji przeciwnika raz na walkę
Następne użycie: – *Czempion + 1 sukces do akcji ataku, raz na walkę *Przezorny +2 ST dla przeciwnika kontrującego *Poświęcenie +1 Sukces w ataku kosztem rany lekkiej
Sorcorr zauważył smoka bardzo szybko, w przeciwieństwie do uzdrowicielki. Vell zawsze bujała w obłokach, żyjąc w świecie własnych myśli. Puchacz naiwnie łudził się, że w końcu smoczyca zauważy nieznajomego, ale nic z tego. Pokręcił głową, cicho westchnął, aż w końcu uprzejmie chrząknął. Nawet powitanie, którym uraczył ją [mention]Oddany Kolec[/mention] nie pomogło. Przynajmniej dzięki więzi poczuła nieprzyjemne mrowienie, jak gdyby ktoś ją szczypnął. A nie, to jednak czyiś dziób skubnął ją między łuskami na nasadzie szyi.
Uhhh?
–[vell] Co, uh, co mówiłeś? Na chwilę się zamyśli- ożesz![/vell] – Omal nie wypluła serca, kiedy jej umysł nadgonił wzrok i ni z tego ni z owego zarejestrował obecność północnego.
– Przywitał się z tobą. – Pomógł jej nadgonić, zgodnie z prawdą.
Naprawdę...? Zamrugała i przekrzywiła głowę, próbując sobie przypomnieć czy coś takiego miało miejsce. Nic. No trudno. Przywdziała najlepszy uśmiech na jaki było ją stać i posłała go w kierunku ciemnofutrego.
–[vell] Czesć. Wybacz, trochę odleciałam myślami...[/vell] – zignorowała niewerbalną sugestię kompana w której skomentował, że odleciała na inny kontynent – [vell]jestem Niravell ze Stada Ziemi. A ty?[/vell] – wyciągnęła w jego kierunku przednią łapę. Tak niektóre rasy się witały, przynajmniej tyle zaobserwowała.
Obserwował ją kiedy podchodził. Wydawała się jednak nie zauważać jego obecności, ale ptak z pewnością był jej kompanem i spoglądał w jego stronę. Czy udawała brak skupienia, chciała zobaczyć jak zareaguje? Mało prawdopodobne, aby była mistrzem podstępów, ale też nie powinien tego tak łatwo wykluczać.
Usiadł na zadzie po drugiej stronie tego śmiesznie małego strumienia, gdzie nawet pisklę miałoby problemy z utopieniem się bez pomocy z zewnątrz. Zachował odległość ogona, co raczej było stosowne przy nieznajomym smoku, który dodatkowo wydawał się nadal niezbyt świadom jego obecności. Cóż przy takiej odległości od razu wyczuł zapach stada Ziemi. Nie miał zbyt dużo do czynienia z Ziemią, nie licząc niepowodzenia przy próbie zabicia ich zdrajczyni bogów.
Jej nagły wyskok zaalarmował na tyle samca, że uniósł się nisko na łapy z przysiadu, ale zanim doszła do siebie to znów opadł na zad. Na pysku pozostał niewzruszony lekki uśmiech. Wyglądało na to, że faktycznie zaskoczył ją swoją obecnością. Łamała tyle zasad samoobrony przed nieznajomymi. Smoki popadały w bardzo głębokie przekonanie, że na tych ziemiach są bezpieczne.
Wilkowaty samiec jednak nie był tylko pokryty gęstym, granatowym futrem. Miał na łapach, piersi i udach wygarbowaną skórę, być może z kilku warstw, co być może miało częściowo zapewnić dodatkową ochronę przed ewentualnym zagrożeniem... nie krępowała jego ruchów, a smok przez nią pachniał nieco tłuszczem zwierzęcym, którym najwyraźniej nasmarował skórę, aby była elastyczna. Ponadto w jego piersi był jakiś dziwny emblemat. Jeszcze jej nie ściągnął, gdyż wrócił raptem dwa dni temu. Mógłby oczywiście szybko ją zrzucić, jednak wtedy zniszczyłby zapięcia, a tego chciał uniknąć.
– Khart, z... hm. Mgły.– Tak, sam nie do końca był przyzwyczajony do tej zmiany nazwy stada.
Spojrzał krótko na wyciągniętą łapę i nie zawahał się, wstał i jeszcze nieco bliżej podszedł, aby w ogóle mieć możliwość chwycenia jej. Doskonale zdawał sobie sprawę, że niektóre smoki w taki sposób właśnie manifestowały swoją otwartość, a on w końcu musiał skupiać się na tym, aby nie odstawać od standardów świata zewnętrznego. Jego uścisk był zdecydowany i mocny jak na wojownika przystało. Nie miażdżył jej łapy, trzymał ją jeszcze przez pewien czas.
– Niravell. Nie jesteś stąd.– puścił ją i stwierdził ogólnikowo jakby zrzucił na zachętę, aby powiedziała coś więcej o sobie. Postanowił być miły i traktować ją jako... potencjalnego przyjaciela przynajmniej do czasu, aż każe mu zweryfikować ten pogląd.
Oczywiście mimo wszystko zachował czujność... Nawet jej ptak stanowił potencjalne zagrożenie.
[mention]Sowia Łuska[/mention]
*Strateg Raz na pojedynek/wojnę/2 tygodnie polowania +1 akcja podczas walki przeciwko co najmniej 3 przeciwnikom/polując na co najmniej 4 sztuki zwierzyny)
Następne użycie: 03.04 *Pełny brzuch – 1/4 pożywienia do sytości; leczony dostaje bonus już od min. ilości ziół *chytry przeciwnik +2 st do akcji przeciwnika raz na walkę
Następne użycie: – *Czempion + 1 sukces do akcji ataku, raz na walkę *Przezorny +2 ST dla przeciwnika kontrującego *Poświęcenie +1 Sukces w ataku kosztem rany lekkiej
Ostatni raz, kiedy miał okazję zorientować się w tutejszej florze i faunie był wiele księżyców temu. Nie będąc do końca świadomym tego, jaka posucha jest tutaj ze zwierzyną łowną, ten rumiany samiec próbował złowić ryby w którejś odnodze tutejszych rzek. I nic z tego nie wyszło.
Dziś, leżąc obok strumienia przyglądał mu się z uwagą, nie mogąc znaleźć dobrego wytłumaczenia dlaczego nic tędy nie płynie, co jest żywe. Próbując wysnuć do tego pasującą teorię, spojrzał w stronę Wyspy na jeziorze. Miał dziwne podejrzenie, że to może być źródło problemów – cokolwiek się tam znajduje (a słyszał już pogłoski o świątyni dedykowanej bogom i ich dziwnym zachowaniu), z pewnością ma wpływ na to, co dzieje się z tutejszą fauną.
Fuknął przez nos. Jeżeli każda łuska kwadratowa na ciele Zhelre mówiła, że jest ignorantem, była jedna jedyna, która odpowiadała za pewnego rodzaju ciekawość, często zahaczająca o teorie spiskowe – były to sprawy łowieckie. A że Zhelre był oddany temu fachu, musiał zagadkę rozwikłać...
Wskoczył do strumienia i zaczął płynąć w kierunku Jeziora. Przecież nie zostawi swojej teorii spiskowej nieudowodnionej...
Trahearne jej nigdy nie wybaczy, że wzięła ze sobą Rytlocka ale cóż miała poradzić. Leszy nie potrafił pływać, a nawet jeśli potrafił to świetnie udawał, że nie. Chciała zamoczyć futro, a wydra była o wiele lepszym towarzyszem.
Płynęli więc przez strumień co jakiś czas nurkując. Wtem! Rytlock zawisł w toni udając przez chwilę pół księżyc i tknął zmysłami swoją kompankę. Citialin zwróciła łeb w głębinę, kilka bąbelków powietrza uwolniło się z jej nosa którego skrzydełka przylegały do siebie gdy była pod wodą.
Zaintrygowało ją to co ujrzała.
Potwór morski? Wąż bagienny? Murena gigant? Zamrugała ślepiami.
Zanurkowali dopiero niedawno więc wciąż miała nieco powietrza w płucach. Zaczęła płynąć w dół. Oczywiście Rytlokowi nic a nic się to nie podobało, ale rozumiał, że łowczyni musiała dokładnie obejrzeć nowe "zwierzę". Zawsze tak robiła. Już za młodu przesiadywała w środku pustego drzewa i obserwowała z niego rodzinę rysi, walki byków o sarny czy gody żurawi.
Płynęła w dół machając na przemian łapami aż nie trafiła w wodorosty. Wydra zawisła zaraz obok jej lewego boku.
Citialin nie polowała w wodzie. Może i była mistrzynią kamuflażu, ale to lasy i łąki były jej domeną nie ciemna toń. Starała się jednak zachować spokój i obserwować nietypowego gościa zza zieleniny.
Miał piękne ciało, długie i połyskujące niczym wąż. Nie widziała zalążek łap czy skrzydeł. Miał za to dość smoczy pysk. Może to jednak morski potwór nie ryba?
< Atuty > Szczupła< 1/4 mniej pożywienia by zaspokoić głód > Okaz zdrowia< odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu > Empatia< -2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi > Przyjaciółka natury< drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze> Otoczona< możliwość walki z dodatkowym wrogiem/zwierzyną za +1 ST > Opiekun< stałe -2 ST do wszystkich akcji kompanów. Kompani mają +1 turę na polowaniu >
Morski nie miał najlepszego zmysłu wzroku, tym bardziej jak na łowcę. Kontury widziane w wodzie były często rozmazane, słaby kontrast sprawiał, że czasem ciężko było mu odróżnić ciemną sylwetkę od wodnej toni. To wszystko jednak nadrabiał jego nienaganny węch – nie tylko "wyręczał" jego oczy na lądzie, ale i był niezastąpiony pod wodą.
Z drugiej strony Zhelre miał w nawyku strzelanie językiem i dokładne badanie zapachów tylko pod wodą, co sprawiło, że nim ujrzał obcą samicę skrytą za roślinami, dopłynął do niej na całkiem bliską odległość, bo 3/4 ogona.
Zatrzymał się wtedy gwałtownie, strosząc swój grzebień i strzelając językiem tak, jakby chciał nadrobić nim wąchanie terenu z czterech godzin w kilka sekund. W pierwszym momencie chciał ostrzegawczo wrzasnąć, nim doszedł do wniosku, że ta samica... jednak nie chce go upolować. To skąd w takim razie takie łowieckie czajenie się i obserwacje?
Zamiast ryku, wydał z siebie cichszy skrzek, jednocześnie powoli płynąć łukiem obok samicy. Ni to wilk, ni to smok... Wygląda pod tym względem gorzej od Kharta. Naprawdę, smoki nie mogą wyglądać po prostu jak smoki? – Cośśśś nie tak? – zapytał sykliwie. Zdecydowanie był uprzedzony do obcych, którzy nadzwyczaj często mylili go albo z potworem morskim, albo zadawali mu mnóstwo pytań o jego brak kończyn, tego i tamtego.
Potwór zbliżył się i nawet o tym nie wiedział! Rozwiana niemal drżała nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Przyglądała się uważnie i żałowała, że nie ma jak robić notatek. Chwila... ona nigdy nie robiła notatek. Może powinna zacząć? Przecież nie codziennie widzi się coś tak dziwnie pięknego! Jego (bo to chyba był on chociaż z wężami nigdy nie wiadomo) płetwy i grzebień były stworzone z delikatniejszej i mocniejszej błony, gdzieniegdzie była poprzerywana. Kolor idealnie pasował do ciemnych łusek. Stwór był zrodzony do tego by polować w morskich odmętach. A zęby? Pewnie otwierał paszczę i czekał aż coś mu do niej w płynie by powoli ją zamknąć tworząc tak więzienie dla krylu i drobnych rybek. Czy miał miał teraz jakieś wokół siebie? Widywała duże ryby którym towarzyszyły mniejsze osobniki, zazwyczaj oczyszczały je z pasożytów. Nie zauważyła jednak żadnej. Czyżby potwór był pokryty czymś śliskim? Starała się coś dojrzeć przez wodę i wtedy okazało się, że wgapiają się w siebie.
Rozwiana zamarła z szeroko otwartymi, dwukolorowymi ślepiami i zamknęła pyska łapami by go nie otworzyć z wrażenia. Rytlock zakręcił się burząc burzę bąbelków do życia i schował się za złożonym skrzydłem samicy.
Skrzeknął! Na bogów, cóż za dziki dźwięk! Znów podobny do smoczego, ale może te stwory je udają? Hm, nie rzucił się na nią ani nie odpłynął. Czyżby taka była jego taktyka? Wydzieranie się by odstraszyć niebezpieczeństwo? Opuściła łapy i spróbowała dotknąć jaźnią jego umysłu. Była dość dobra w takie kontakty więc... może uda jej się skusić go by został jej kompanem? ~ Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy, już dobrze, chcesz jeść?
odezwała się spokojnie w jego głowie i dopiero później doszło do niej, że zapytał czy coś jest nie tak.
Co?
Zamrugała ślepiami.
Może był jak jej leszy!
CUDOWNIE! ~ Na brzegu mam jedzenie, popłyniesz ze mną?
dodała łagodnie i uśmiechnęła się ciepło.
Rytlock modlił się na swój wydrzy sposób by samica odpuściła i by po prostu uciekli.
< Atuty > Szczupła< 1/4 mniej pożywienia by zaspokoić głód > Okaz zdrowia< odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu > Empatia< -2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi > Przyjaciółka natury< drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze> Otoczona< możliwość walki z dodatkowym wrogiem/zwierzyną za +1 ST > Opiekun< stałe -2 ST do wszystkich akcji kompanów. Kompani mają +1 turę na polowaniu >
O nie, o bogowie. Tylko nie mentalki.
O ile uważał, że to jest praktyczna metoda komunikowania się na duże odległości, tak absolutnie nie trawił korzystania z wiadomości mentalnych na krótkie dystanse, gdzie wystarczyłoby zwykłe otworzenie paszczy. Zhelre zmrużył oczy znowu czując, że świerzbi go pod czaszką i wydał z siebie przeciągły, niski, choć niezbyt głośny skrzek niezadowolenia. Potrzepał głową, jakby chciał wygonić magię samicy ze swojej głowy, zatrzymując się znów w miejscu. Na płetwala – nie dość, że mentalka, to jeszcze jakaś dziwna treść... Łowca zaczął mieć wątpliwości, czy ta smoczyca nie potrzebuje jakiegoś naparu na ból głowy... bo chyba nie czuje się zbyt dobrze.
Z przymglonym wzrokiem spojrzał na futrzastą samicę, drgając swoim grzebieniem i bioluminescencyjnymi czułkami. Jej bystre oczy mogły też dostrzec, że wokół tych czułek zaczyna gromadzić się bardzo delikatna mgła, która mieniła się delikatnie jak śnieg w słoneczny dzień. Plankton? – O co Ci-– Aghh! – i kolejna wiadomość mentalna. I znowu syk. – Przessstań!... Mów do mnie jak ssmok albo zamilcz. O cholerę Ci zresztą chodzi z tym jedzeniem. – rzucił, nie mając jeszcze pojęcia o tym, że jest postrzegany jako potencjalny kompan. Niech go bogowie mają w opiece, kiedy się o tym dowie.
Zamrugała widząc reakcję stworzenia. No tak większość stroniło od przekazów umysłem. Pamiętała jak to było z Trahearnem i Rytlockiem. Wydra zakręciła bączka za jej plecami i pacnęła ją w policzek. Tak, powinni się już chyba wynurzyć. Może będzie miała szczęście i stwór popłynie za nią? Chociaż im dłużej mu się przyglądała... pyskowi, zachowaniu i tym co do niej mówił... zaczynała przypuszczać, że to tylko kaleki smok. Cóż, nie odpychała od siebie nikogo kto chciał zagadać. ~ Popłyńmy w takim razie na brzeg. Nie umiem mówić pod wodą.
odparła szybko i spokojnie by nie drażnić nieznajomego.
Nim się zorientował ona już mknęłaby ku tafli strumienia. Nie był on bardzo głęboki ale kilkanaście machnięć łap zrobić musiała. Byli blisko jeziora, to pewnie dlatego.
Wypłynęła razem z wydrą i wyskoczyli na brzeg. Odetchnęli pełną piersią i zaczęli się otrzepywać w wody.
Citialin uśmiechnęła się widząc nieśmiałe słońce na niebie. Ależ ona za nim tęskniła! Wygrzewać się w trawie wystawiona na promienie... Ach! Siadła i zaczęła wyżymać swój ogon strosząc jednocześnie beżowe pióra skrzydeł. Rytlock w tym czasie położył się obok niej na plecach i grzał brzuch w słońcu. Jemu chłodna woda nie przeszkadzała.
Kiedy stwór wyłoniłby się z wody samica przywitałaby go kolejnym uśmiechem. – Nie sądziłam, że spotkam tak niezwykłego smoka jak ciebie. Wybacz za to.
odparła nagle spokojnie.
< Atuty > Szczupła< 1/4 mniej pożywienia by zaspokoić głód > Okaz zdrowia< odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu > Empatia< -2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi > Przyjaciółka natury< drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze> Otoczona< możliwość walki z dodatkowym wrogiem/zwierzyną za +1 ST > Opiekun< stałe -2 ST do wszystkich akcji kompanów. Kompani mają +1 turę na polowaniu >
Dlaczego to zawsze on był postrzegany jako dziwadło, coś niestworzonego przy jednoczesnym istnieniu smoków o wielu parach skrzydeł, łap i oczu? Wśród nich istniały smoki o wyglądzie takim, jakby jeszcze w jajku się chciały sklonować, ale nie zdążyły – i wykluli się z pięcioma ogonami, dziesięcioma skrzydłami i dwoma łbami. Ale niee, to on był ewenementem, bo nie miał łap... A ona miała dwie pary uszu!!
Tak, jak dla Dmuchawca dziwnym było nie posiadanie kończyn, tak dla Poławiacza niezrozumiałym było ich posiadanie. Wierzył, że to było coś, co utrudniało smokom życie pod wodą (bo przecież życie na lądzie nie liczyło się dla niego). Im więcej ktoś miał wyrostków na swoim ciele, zwykle tym gorszym był pływakiem, a jeszcze gorszym mieszkańcem głębin. Przybycie Zhelre do Wolnych szybko upiekło jego rasizm do pokaźnych rozmiarów.
Nawet nie wiedział do końca dlaczego zdecydował się popłynąć za tą futrzastą. Być może chciał wyjaśnić z nią kwestię jedzenia? Jeszcze nie przyszło mu do głowy, że propozycja wynikła z potraktowania go jak zwierzęcia. Prędzej przez jego myśl przeszło mu to, że... jeżeli faktycznie samica podzieli się z nim jedzeniem, zdoła je przekazać Mgłom do wspólnych zbiorów. Tak, to był całkiem pozytywny scenariusz.
Ta jej wydra też jest intrygująca... Skąd u niemorskiego gada taki towarzysz?
Poławiacz wypłynął na wierzch niedaleko futrzastej samicy, powoli wynurzając łeb dość wysoko ponad taflę wody. Z nozdrzy wydmuchał nadmiar wody, ale nie miał potrzeby brania ratującego życie haustu powietrza. Slalomując swym ciałem, zbliżył się do brzegu w miejscu którego wypłynęła samica, ale sam pozostał w wodzie. – Nie? – gdyby mógł, uniósłby łuk brwiowy. – Myślałaś, że czym jestem, jak nie smokiem?
Nie... Ona nie mogła... prawda? Nie urodziła się wczoraj, prawda??
Kiedy znajdowała się już na powierzchni, otrzepała się z wody jeszcze dwa razy i przysiadła czekając. Nie musiała czekać długo jak się okazało bo samiec już wystawiał pysk z wody. Jego szczęki były ciekawe, te zębiska... pewnie musiał szeroko otwierać paszczę by coś zjeść. No i brak rogów. Nic dziwnego, że wzięła go za morskiego węża. – Cóż w naturze spotkać można wiele nietypowych zjawisk jak na przykład węże bagienne wielkości smoka, czy żmije morskie. Albo... smoki bez kończyn czy rogów. Jesteś intrygujący, cieszę się z tego spotkania. Skoro już rozmawiamy...
przerwała na moment i schyliła lekko łba – Na imię Rozwiany Dmuchawiec, jestem łowcą stada Słońca.
odparła spokojnie i strząsnęła skrzydła. – A to Rytlock.
dodała na co wydra zerknęła na samca zza zadu siedzącej łowczyni. Nic, a nic mu nie ufał. Nie z tym wzrokiem drapieżnika i zębiskami. W dodatku chyba był poirytowany czym Citialin nie zdawała się przejmować. – Wąchasz językiem?
zapytała nagle.
< Atuty > Szczupła< 1/4 mniej pożywienia by zaspokoić głód > Okaz zdrowia< odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu > Empatia< -2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi > Przyjaciółka natury< drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze> Otoczona< możliwość walki z dodatkowym wrogiem/zwierzyną za +1 ST > Opiekun< stałe -2 ST do wszystkich akcji kompanów. Kompani mają +1 turę na polowaniu >
Zasyczał i strzelił przeciągle językiem. Więc rzeczywiście wzięła go za zwierzaka... Przysiągłby, że w żyłach krew zamieniła się we wrzącą wodę, która nadchodziła gdzieś z okolic jego jeszcze pełnego żołądka. Pomylenie go z wężem jeszcze by przełknął, ale wabienie go jedzeniem...
Wszyscy tutaj są tacy sami. 5 księżyców czy 55, korzystanie z mózgu wygląda u nich dokładnie tak samo – byle używać go jak najmniej. – Ciebie można pomylić z gryfem. A mimo to, ja Cię za takiego nie wziąłem. – obdarzył łowczynię spojrzeniem spode łba, co jednoznacznie wskazywało na niekoniecznie przyjazny ton jego odpowiedzi. – Gdybyście choć na chwilę zeszli z tego Waszego lądu i włożyli pysk do wody to wiedzielibyście, że w morzach takich smoków jak ja pływa więcej. Wtedy byłoby jedno niemiłe powitanie mniej. – syknął. wzburzając ogonem wodę wokół siebie. Ta w odpowiedzi otuliła go, okazując zrozumienie, któremu Zhelre brakowało tutaj od samego początku. – Poławiacz Szczurów. Łowca Mgieł. – odpowiedział na przedstawienie się tym samym.
A zatem Słońce, tak...? To dość ciekawe, że dotychczas na tych terenach spotykał tylko ich. Tak po prawdzie, nie znał ani jednego Ziemistego. Zupełnie, jakby nie wychodzili poza tereny swego stada... Albo to on nie miał szczęścia ich poznać.
Może okazaliby się bardziej tolerancyjni wobec niego?
Złapał spojrzenie wydry Rytlocka. Widok pyska zwierzęcia, które są częste w jego stronach sprawił, że nieco złagodniał. Nie był to podgatunek szczególnie często widywany przez Zhelre. Choć wydry na ogół były dla niego zwykłą zwierzyną do upolowania, Zhelre nigdy nie ubrudził sobie pyska ich krwią. Zwyczajnie zbyt mało mięsa jak na wysiłek, który musi podjąć by upolować wydry. Nieopłacalne. Acz nadal ciekawe – posiadać zwierzynę łowną jako kompana? – Tak. – skwitował w odpowiedzi na pytanie, czy wącha językiem. Jak rozumiał, smoczyca pytała po co tyle majta jęzorem, skoro ma nos i może nim wąchać... ale nie roztrząsał głębiej tej myśli, nie chciał tego robić. W zamian lekko kiwnął łbem w stronę Rytlocka, wskazując na niego. – Czemu masz wydrę za kompana? To zwierzyna łowna. Zapasowe jedzenie?
Zaśmiała się na jego słowa chociaż wydawał się być śmiertelnie poważny. – Byłby to komplement. Nie uważam, że smoki stoją wyżej niż inne zwierzęta. Każdy z nas ma prawo oddychać, jeść. Tylko jedni tym kierują się w swoim życiu, a inni walkami na słowa czy pięści.
rzekła spokojnie i przekrzywiła lekko łeb wsłuchując się w opowieść o podwodnym życiu. Syczał przy okazji jak rozwścieczona żmija. Nie mogła tego zignorować bo nie wiele smoków tak robiło! Czyli wszystkie morskie, bez łape smoki tak robiły? Miał rację, z chęcią zbadała by głębiny gdyby tylko jej płuca to wytrzymały. Zastanowiła się przez chwilę.
– Bliżej mi niestety do niedźwiedzia niż rekina czy orki. Mogę zanurzyć łeb pod wodą i nie umrzeć w kilka uderzeń serca, ale moje umiejętności pływackie przy twoją są raczej mierne. To chyba widać na pierwszy rzut oka. Hm... Zaciekawiłeś mnie jednak Poławiaczu z Mgieł.
podrapała się po podbródku kiedy to samiec przyglądał się Rytlockowi. Arirania natomiast słysząc pytanie obnażyła rząd ostrych zębów i cofnęła się głębiej za prawą przednią łapę Citialin. Samica pogładziła jej główkę palcem jednak teraz zwierzę było potrójnie czujne i nie zamierzało przestać obserwować Mglistego.
– Jeśli ci odpowiem to ty opowiesz mi jak to jest mieszkać w morzu z innymi podobnymi tobie? Polować na ławice, kierować się pływami morza i obserwować jak księżyc zmienia się wraz z wodą?
zapytała szczerze i spojrzała w mieniące się ślepia samca. Nie cofała się, nie drgnęła nawet gdy otwarcie zainsynuował, że trzymała przekąskę przy sobie jako towarzysza. Szczerze mówiąc nie widziała powodu by się obrazić. Poławiacz był kim był i dopóki nie chciał poderżnąć jej czy jej kompanowi gardła, nie zamierzała się oburzać jak jakieś pisklę.
< Atuty > Szczupła< 1/4 mniej pożywienia by zaspokoić głód > Okaz zdrowia< odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu > Empatia< -2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi > Przyjaciółka natury< drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze> Otoczona< możliwość walki z dodatkowym wrogiem/zwierzyną za +1 ST > Opiekun< stałe -2 ST do wszystkich akcji kompanów. Kompani mają +1 turę na polowaniu >
Dzień spędziła dosyć pracowicie szukając i zbierając z lasu suche gałęzie na wykończenie nowego legowiska. Jednakże trudno było zrobić coś sensownego o tej porze roku. Wszystko było przykryte białą pierzyną, a w dodatku chrust, który zbierała, był skuty lodem i przez to bardzo kruchy. Niekiedy nie była nawet w stanie go oderwać od ziemi przez przymarznięcie do gruntu. z tego względu budowa ciepłego szałasu szła jej bardzo mozolnie. Mogła tylko dziękować rodzicom, którym zawdzięczała ciepłe futro które po nich odziedziczyła. Dzięki temu nie odczuwała chłodu aż tak bardzo jak jej łuskowaci kuzyni. To nie zmieniało faktu, że wolałaby nie spać pod gołym niebem, tym bardziej, że w powietrzu gęstniało od świeżych płatków śniegu.
Sceneria była urocza. Szemrzący pod lodem strumień zwabił ciemnofutrą, która podeszła do brzegu i łapami nadusiła na szklistą powierzchnię pod którą widziała falujące źródło. Pęknięcie pojawiło się dość szybko, ale nie było to spowodowane nagłym przyrostem masy lub użyciem siły mięśni. Wibrująca w powietrzu maddara ucichła i skryła się w niebycie tak szybko jak z niej wypłynęła. Szybki czar pozwolił smoczycy rozłamać lód, który jak uderzony toporem pękł na kilka mniejszych kawałków na tyle luźnych, że wybranie ich na brzeg nie było już żadnym problemem. Wyławiała więc kawałek po kawałku, a z przerębla wyciągnęła kilka rzecznych kamieni układając z nich na śniegu niewielki stosik. W prawdzie była pochłonięta wyławianiem kamieni, ale pozostawała czujna i co jakiś czas robiła pauzę, aby rozejrzeć się wokół na wszelki wypadek.
Latanie nad terenami wspólnymi było ostatnio najciekawszym zajęciem dla Yulo, który robił krótkie przeloty, aby rozgrzewać obolałe mięśnie skrzydeł. Te nadal paliły w tej chwili, ale przy zaciskaniu kłów dawał sobie radę z wysiłkiem. Dziś też usłyszał, że wujek Su i Topola ruszają na wyprawę, a więc powinien zbierać się i powiedzieć, że również wyruszy z nimi. Wyprawy były niebezpieczne, ale też nie zamierzał podróżować sam. Przeważnie stanowił raczej najsłabsze ogniwo poszukiwaczy, ale nadal jakaś wymierna siła i zajęcie jednego potencjalnego wroga było formą pomocy. Od kiedy jego brat umarł, on nie potrafił dostrzec żadnej wartości swojego istnienia, był niemalże pewny, że jest na poziomie adepta i chociaż był dorosły, chociaż walczył z łowcami smoków to nadal tłumaczył to sobie tym, iż nigdy nie był sam, a cała reszta radziła sobie świetnie i radziłaby sobie równie dobrze bez niego. Niemniej nie chciał puszczać w nieznane swoich bliskich. Może nada wartość swojemu życiu kiedy odda owe życie za kogoś bliskiego?
Przeleciał nad strumieniem wysoko, ale dostrzegł na skraju zamarzniętej rzeczki jakąś ciemną bezskrzydłą postać. Zatoczył w powietrzu koło i zniżył lot. Nie widywał zbyt wielu smoków na terenach wspólnych jakby każde stado martwiło się własnymi terenami. Niemniej jednak kawałek od spotkanego smoka widział coś na kształt usypanego szałasu. Nie zrozumiał sensu rozkładania takiego miejsca skoro raptem lot od tego miejsca były jaskinie, w których można było przespać mroźne noce.
Wylądował stosunkowo niedaleko i nie krył swojej obecności.
– Witaj...– podszedł na odległość dwóch ogonów i przysiadł. Poczuł stąd nietypową woń... żadnego stada. Dostrzegł też charakterystyczne cechy...
– Wygląda na to, że nie jesteś stąd, prawda? Nazywam się Powiernik Pieśni i jestem ze stada Słońca. Czegoś tu szukasz?
I
Boski ulubieniec Darmowy zwiad raz na miesiąc II
Trudny cel: +1 ST do ataków fizycznych przeciwnika,
drapieżniki atakujące fizycznie nigdy nie zadadzą kryta/śmiertelnej III
Tancerz stałe -1 ST do rzutów na obronę fizyczną