OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Bogowie... temat niesamowicie delikatny, zwłaszcza kiedy ktoś szczebiotał o ich dobroci, którą rzekomo otaczali smoki. Wiele gadów wiodło dobre i bezpieczne życie poza barierą, ale kiedy trafiały do jej wnętrza, nagle okazywało się, iż bez stosownego błogosławieństwa nie mogą już bezpiecznie opuścić tej przytulnej bańki, chyba że zależy im na powrocie z tysiącem nieszczęść. Kara za nieopłacone opuszczenie więzienia. Nagle wszyscy byli uzależnieni od duszków, które trzymały ich twardo za gardła.Sivailr nie ufała żadnym Bogom, tak jak i nie ufała hydrom, które były wielogłowymi drapieżnikami. Kto wie czy w swoim życiu nie zdołały zasmakować smoczego mięsa? Kto wie, czy sprowokowane nagle nie postanowią zaatakować? Były wielkie i silne, górowały nie tylko nad nią, ale także nad Erją, którego mogły wgnieść w ziemię kciukiem, gdyby tylko zechciały.
– To potwory, Erja – wycedziła przez zęby, brutalnie niezadowolona z obrotu spraw. – Co zrobisz, jeśli przestaną się Ciebie słuchać? Sam właśnie powiedziałeś, że nie są zbyt bystre. Co jeśli ktoś je sprowokuje i rzucą się z zębami? Czy to w ogóle bezpieczne? – To, że ufała każdemu napotkanemu na swojej drodze smokowi nie oznaczało, że ufała każdej innej kreaturze. Odkąd tylko otworzyła oczy, matka powtarzała jej, aby wystrzegała się niebezpieczeństw. Pełnia również nie chciał, aby przez ciekawość skończyła w piachu... czy też w obecnej chwili w śniegu.
Rozejrzała się dookoła.
Tak, jedzeniem zdecydowanie mogłaby odwrócić uwagę tego czegoś, tyle tylko, że niczego przy sobie nie posiadała. Uniosła wyżej lewą brew i kątem oka uważnie przyjrzała się siedzącemu na rogach Erji lemurowi. Może by się nadał... chociaż po jego ostatnim pokazie najpewniej rozsierdziłby hydry jeszcze bardziej.
Cofnęła się o kilka kroków raz jeszcze, zwieszając szyję poniżej poziomu łopatek. Nie tyle usiadła, co przycupnęła i choć usłuchała się Erji, rozluźniając mięśnie ciała, tak twardo oparte na ziemi nogi miała spięte jak diabli, a pazury wbite w śnieg, w pełnej gotowości do odepchnięcia się od podłoża, w razie gdyby jednak musiała ratować swoje piórka, które póki co wygładziła, czy też starała się wygładzić. Zaalarmowane żyły własnym życiem, więc raz po raz podnosiły się samoistnie, a wtedy musiała znowu je kłaść.
I nie patrzyła w oczy.
Patrzyła na każdą szyję z osobna i na łapy, ale nie na pyski, oczami szeroko otwartymi, skoro nie miała ich mrużyć... aż zapomniała o tym, że powinna mrugać, ale kto by narzekał na dodatkową dekorację polanki.