Bóg nawet nie spojrzał na syczącą Ziemię Przodków. Śmierć miała lepsze rzeczy do roboty niż zabawianie niestabilnych śmiertelnych.
Trel Cykad zadała mu kolejne pytanie.
– Nie mam bezpośredniego kontaktu z Lahae – bo bóg Śmierci jak widać wolał przebywać w świecie, w którym jego domena miała znaczenie – Jeśli przez długi czas nie zrozumiecie jej wskazówek, możesz sie do mnie zwrócić. Lecz nie marnuj mojego czasu. – odpowiedział chłodnym szeptem smoczycy.
Beznamiętnym, pozbawionym wyrazu spojrzeniem pustych ślepi zmierzył Strażnika.
~ Wszystko co czynisz jako Prorok, Strażniku Gwiazd, jest podyktowane strachem przed nami. I ten strach jest jedynym co Wolnym przekazujesz. Jak smoki mają w tobie widzieć przewodnika w potrzebie? ~ zimny szept przeszył umysł brązowego drzewnego.
Po tych słowach nastał długi oddech ciszy, po czym sylwetka Aterala rozpłynęła się w powietrzu wraz, ze szronem pokrywającym skały.
Remember him! I have seen you murmur that you fear his madness but all the while you forget that every breath you breathe, every step you take, comes at his forbearance.
Robert Jordan, Wheel of Time.
Atuty: Ostry węch, Parzystołuski, Twardy jak diament,
Marchew długo milczał, po prostu obserwując to, co się dzieje. Słuchał z uwagą słów proroka, jak i jednego z bogów, który zaszczycił zbiorowisko swoją obecnością. Nie odzywał się, a powaga malowała się na jego pysku przez cały czas. Wewnętrznie trawił docierające do niego słowa, mieląc je niczym wyschnięte mięso. Było to wiele, ale – chyba wiedział, co najważniejsze. Zdecydowanie nie żałował, że poczekał z odezwaniem się, aż do końca. Już nie miał pytań, na które obecne tu smoki mogły odpowiedzieć. Na jedyne... musiał odpowiedzieć sobie sam, badając tą sprawę. Nie zamierzał się nijak mieszać w sprawę Ziemnej, więc gdy większość smoków się rozeszła, przyszła i pora na niego. – Do zobaczenia w Świątyni, Strażniku. – powiedział, po czym skinął głową ku niemu, a następnie zwrócił wzrok ku Ateralowi, który... zniknął, nim odezwał się ku niemu. No cóż... pozostała tylko podróż ku świątyni.
Przysłuchiwał się temu wszystkiemu w ciszy, siedząc jeszcze długo zanim większość opuściła skały. Głowy jego hydr owijały się wokół jego szyi i ciała niczym przymilające się węże. Erja spoglądał w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu stał Ateral. Później odprowadził wzrokiem Sekcję.
Przez moment jego solidna fasada skruszyła się, a na jego pysk wtargnął kpiący uśmieszek. Postukał szponem o skałę sczerniałą od łez Mirri.
– Jak to szło? – mruknął sam do siebie. – Ah! "Obiecuję przodków i was nie zawieść i nie zmarnować tego wielkiego wkładu jaki włożyli w Stado Ziemi. Czekają nas zarówno czasy pokoju jak i czasy trudnych wyborów. Ja przeprowadzę nas przez nadchodzące burze, byśmy bezpiecznie i w jednym kawałku dostali się na drugą stronę, nie zatracając tego czym jest Ziemia." – Zacmokał i przeciął ogonem powietrze. Oj, Mirri. Nie wolno opowiadać kłamstw pod przysięgą. To przynosi pecha oraz karmę.
Cicho pogwizdując opuścił skały, wyjątkowo ciekaw dokąd zaprowadzi to jego stado. /zt
Atuty: Wytrzymały, Szczęściarz, Twardy jak diament, Utalentowany, Przezorny
Ścigająca nie myliła się.
Nie był w stanie dostrzec tego od razu.
Albo zwyczajnie mu nie zależało.
Spuścił wzrok. Nie w wyniku skarcenia, czy rozżalenia, lecz refleksji. Dlaczego nie wziął tego pod uwagę? Dlaczego tak lekkomyślnie wystawił Ziemię na pośmiewisko?
Sekcja była przykładem. Zło wyrządzone potężnym siłom dotyczyło wszak wszystkich. Czy to nie prawda? Gdyby wierni z Księżyca, Ognia czy nawet Plagi utracili kontakt z bogami przez działanie jednostki, nie mieli prawa dowiedzieć się o tym oficjalnie?
Kręciło mu się w głowie. Istniało dziesiątki sposobów by przedstawić prawdę poprawnie i najwyraźniej był jedynym, który nigdy nie potrafił tego zrobić.
To nie był moment żeby się przed nimi kajać albo przepraszać. Zdarzenie miało wartość historyczną i należało zapamiętać je jako ciężkie, nawet jeśli również żałosne przy okazji. Był w stanie znieść to z dumą.
– Zwołałem was by omówić prawa. Wieść o Ziemi Przodków, którą pozyskałem niedawno, była jednak na tyle istotna by przedstawić ją na początku.
Jeśli pragniecie przetrwać, waszą siłą powinna być zdolność przyjmowania ciężkich prawd i pomimo ich treści, trzymanie w ryzach siebie nawzajem.
Ogień, Księżyc i Plaga są tak samo odbiorcami czynu waszego przewodnika, jak Ziemia jest nim pokrzywdzona.
Wierzę że będziecie zdolni to przetrwać, nawet jeśli żałuję że gwałtowność zdarzeń nie zezwoliła dziś na zmianę praw, które kształtują waszą codzienność.– Mówił nieco łagodniej, stępiony przygnębieniem, lecz wciąż towarzyszyła mu irracjonalna, nie pasująca do niczego pewność. Nawet teraz, mimo iż wypowiadane słowa pozostawiały po sobie bolesny żar na jezyku.
Ateral zaostrzył ich szpony przeciwko niemu, tego był pewien, ale byłby ślepcem gdyby nie dostrzegł, że podobnie on podjudził innych do wrogości wobec siebie. Jedno wynikało jednak z miłego kłamstwa, a drugie było okutą w gniew prawdą.
Zwrócił łeb ku Ateralowi, gdy ten odpowiedział mu na jego pytanie. Lub inaczej. Użył słów w reakcji, bowiem odpowiedzią nie można było ów postępowania nazwać.
Resztki iskry, która tliła się w jego wnętrzu na chwilę znów rozpaliła niewielki płomień irytacji.
Strachu przed nimi? Przed bytami, które mogły zmieść ich z powierzchni ziemi gdyby miały taki kaprys? Strachu przed bytami, które potrafiły zmieniać wygląd nieba, czytać myśli, mamić emocje i oceniać ich na podstawie tysięcy księżyców zmieszanych obserwacji? Strachu przed bytami, które mogły uczynić im co zechcą i nie wyciagną wobec siebie ani swoich pobratymców żadnych konsekwencji?
OH! Cóż za IRRACJONALNA reakcja Ateralu, z pewnością przyjaźniejszy dla was byłby prorok, który zwyczajnie o tym nie myśli, któremu te zależności odpowiadają!
Strach był przy nim zawsze, lecz było tak ponieważ wciąż, mimo pewnych przemian, był podgatunkiem śmiertelnika, lecz to nie on był jego motywatorem. To gniew Ateralu, na to że udajecie kogoś kim nie jesteście, a mimo upływu stuleci nie potrafiliście się zdecydować jaki powinien być wasz faktyczny odbiór.
Może dlatego nie mieli dla niego żadnych rad ani wskazówek. Może nie dało się powiedzieć nic, gdy dostrzeżone zostały pewne fakty.
Nie zamierzał się z nim zgadzać, ani wątpić w siebie, tylko dlatego że odpowiedzi udzielił mu bóg.
Mylił się w swym tonie do smoków, a choć ich ordynarność, wrogość i płochliwość nie zasługiwały na przeprosiny, rozumiał ich zarzuty.
Niedługo potem podeszła Mahvran. Nie spojrzał na nią bezpośrednio, choć kątem ślepia wyraźnie widział co czyni. Nie miał w sobie dość pary by mieć ochotę lub nawet zdolność by jakkolwiek ją teraz zrozumieć. Cierpliwie zatem czekał na jej ruch. Z bliska, mimo surowości wypisanej na pysku, mogła wyróżnić nerwowość w napięciu jego mięśni i ogonie ciasno owijającym przednie łapy.
Spojrzał niżej na ułożony przed nim przedmiot, w myślach powtarzając słowa, które skierowała do niego Infamia. Nawet wtedy nie poświęcił jej bezpośredniej uwagi, a jedynie zmrużył ślepia.
Dopiero gdy odeszła, ujął kartę a szpony, aby się jej przyjrzeć.
Twoi sojusznicy zdradzili cię.
Twoi bogowie wystawili cię.
Jednostka ci równa, wyczekuje twojego potknięcia.
Twoi słuchacze widzą w tobie wroga.
Dusisz się?
Gniew i bezradność były przecież jego żywiołem. Nic z tego nie było nowe.
Być może Ateral nie odpowiedział mu wprost ponieważ, nie znalazł wartości, która w jego ślepiach byłaby w nim cenna, ale to nie miało znaczenia. Skoro dusił się od zawsze, na tym etapie można to było nazwać zwyczajnym oddychaniem.
Niemniej wsadził kartę do swojej torby, chwilę po tym jak samica oddaliła się do swojego stada.
~ Trelu. Będę wdzięczny jeśli poinformujesz mnie o treści zebrania, bowiem choć pragnę się na nim zjawić, Świątynia powinna być teraz moim priorytetem. O ile zdążę, dołączę do was później ~ mentalnie skierował jeszcze do jednej z Ziemistych, żeby nie poczuła iż w jakiś sposób nie docenia jej prośby.
Po teoretycznie udanej obronie chwilę czasu zajęło mu pozbieranie się z powrotem na wszystkie łapy. Na szczęście żaden inny Plagus nie wpadł na taki sam pomysł, a jedynie ostali się tylko na swoje normalne już z perspektywy Błyska oskarżanie Ziemi o całe zło na świecie, i jej indywidualną odpowiedzialność. Cóż, pewne rzeczy nigdy się nie zmienią...
Nie wchodził nikomu w słowo, lecz przysłuchiwał się, jak wszyscy obrzucają się nawzajem brudem, pogrążając się tylko w nim coraz bardziej, ale i równocześnie rozkopując grunt, odsłaniając być może to, co się pod nim kryło.
Wystarczająco dużo słów poszło już w przestrzeń, więc morski pozostawił swe przemyślenia tylko i wyłącznie sobie. Dyskusja w tym miejscu i w tym czasie nic już nie przyniesie. Kto według niego miał rację, ten miał rację, i tyle. Przyglądnął się tylko dłużej widząc, jak znana mu z widzenia od dawna smoczyca z Plagi dziwnie blisko usiadła na moment przy Strażniku... hm... Potem spokojnie, jakby zaćmienia słońca i boskie interwencje były dla niego codziennością, rozejrzał się i spojrzał na Sekcję. – Damy radę. Nie takie rzeczy już się zdarzały. – powiedział cicho, w zasadzie to nie wiadomo do kogo. – Chodźmy, lepiej wszyscy, i nie wypominajmy sobie już przeszłości, na którą nikt z nas nie może wpłynąć. – Powiedział spokojnie już nieco głośniej, w stronę Przywódczyni. Nie zmieniając jednak mimiki z typowej dla niego neutralności jeszcze raz zerknął z zastanowieniem na Strażnika, wstał i poszedł razem z Tofi, oglądając się na Przywódczyni, czy jakiś plagus nie postanowi znów porwać się na życie osoby, która ze śmiertelników może dać im najwięcej wskazówek, jeśli faktycznie chce dobrze.
Narracja: #787A6F | Dialog: #7698B5 | Mentalka: #567885 Okaz Zdrowia– odporność na choroby, brak +2 ST po 100 księżycu Adrenalina – dodatkowa kość do biegu, ataku i obrony, w przypadku niepowodzenia – rana ciężka Tancerz – stałe -1 ST do rzutów na obronę fizyczną Pierwotny Odruch – raz na walkę -2 ST do obrony Magiczny śpiew– raz na pojedynek/2 tygodnie polowania, odejmuje 2 sukcesy przeciwnika – – – – – · Błysk Przyszłości – Automatyczne powodzenie akcji/rana ciężka dla przeciwnego smoka Motywy muzyczne: Motyw Główny | Walka | Z przyjaciółmi Kalectwa: uszkodzone skrzela (+1 ST do akcji pod wodą)
Kalectwa: +2ST do W; Niezdolność mówienia, ziania, wysyłania mentalnych wiadomości i tworzenia dźwięków maddarą
Tymczasem Mackonur sobie stał i zaciągał bucha za buchem, chciał przytulić córeczkę, ale upadł na ziemię, bo w międzyczasie sobie poszła. O cholera, ile czasu minęło? Kto tu w ogóle został? Łowca z niesamowicie szczęśliwym uśmiechem twarzy podszedł do Strażnika. "Nie martw się, będzie dobrze! Masz, zaciągnij się, ale słuchaj mnie teraz. To ode mnie, od serca i od płuc." – Jako iż Prorok był przygnębiony, a Axarus jako jego NAJLEPSZY PRZYJACIEL, musiał coś z tym faktem zrobić. Przyjaciół nie zostawia się w potrzebie. Zaczął bazgrać coś na tabliczce, robiąc sobie notatki. Chyba został tutaj sam ze Strażnikiem, no to nie miał co się spieszyć. "Ale słuchaj teraz – bierzesz to, ale nie palącym do pyska. Zaciągasz się, ale tak mocno, tak od serca! I WDECH. I... trzymasz i nie puszczasz, jakby od tego zależało Twoje życie! I wtedy puszczasz z całej siły. I się odprężysz, zobaczysz! Ja to się dziwie tobie, że ty na tym stanowisku no wiesz. W każdym razie – masz trawkę zapal sobie." – Trochę wyszła z tego epopeja na kilku tabliczkach zapisana, ale może Strażnik przeczyta nawet. W każdym razie – jeden skręcić został na ostatniej tabliczce. Łowca zaś z przymrużonymi ślepiami zaczął się rozglądać. "WIDZIAŁ KTOŚ MAROSA!?" – Napisał na dużej tabliczce i zaczął pokazywać, jak jeszcze ktoś został. Gdzie on jest? Przed chwilą tu był? Maros? Axarus sprawdził za jakimś kamieniem, ale go tam nie było. Za Strażnikiem też nie. Łowca popatrzył się w górę, ale tam też nie było Marosa. "Duży taki, jak tygrys taki, ma śmieszną kitkę i smoka, który jest papugą, ale on nie jest do końca smokiem, tylko papugą. Tylko Maros mówi, że jednak smok. Znaczy, Maros nie jest papugą, tylko Plyk-Plyk nią jest, znaczy nie jest." – Wytłumaczył jeszcze, żeby rozwiązać wątpliwości. Jeżeli nikt mu nie pomógł w znalezieniu Marosa, to usiadł, podrapał się po łebku, wziął jeszcze jednego, potężnego bucha trawy i ruszył w jakimś losowym kierunku.
❖Okaz Zdrowia❖ Odporność na choroby, brak +2 ST po 110 księżycu. ❖Empatia❖ -2 ST do perswazji , -2 ST do nakładania więzi ❖Przyjaciel Natury❖ Drapieżniki nie atakują smoka jako pierwsze. ❖Opiekun❖ Stałe -2 ST do wszystkich akcji kompanów. Kompani mają +1 turę na polowaniu. ❖Znawca Terenów❖ Znalezienie 4/4 pożywienia / kamienia / 6 liści/5 korz. zioła raz na polowanie/wyprawę/2 razy na polowanie łowcy.
Kokoro nadal była w szoku. I chociaż do niczego większego na tym spotkaniu nie doszło, tak nie była pewna, czego powinna się spodziewać po następnych dobach. Ba, po przyszłych kilku godzinach. Czuła się odrealniona. Odklejona od tej całej sytuacji. Nie potrafiła ułożyć sobie myśli. Zacisnęła pazury, słuchając w milczeniu. Nie była potrzebna. Ale to nawet i lepiej. Już sama nie wiedziała komu ufać. Kiedy Ziemni zaczęli się zbierać podeszła bliżej. Potrzebowała czasu żeby sobie to wszystko poukładać. Ruszyła za innymi, bardziej na tyłach. Nie pozostało jej w końcu nic innego jak brać udział w sądzie nad Ziemią Przodków.