Jakiś czas przed uzdrowicielką, na miejsce przybył Śmiały Kolec niosąc ze sobą istny skarb. Kamienie rozsypały się na boki, gdy stos zawalił się. Ktoś złapał jeden z korali i podniósł go do góry, dało się słyszeć ciche gwizdanie.
– A więc powodzenia w wielkich rzeczach, czymkolwiek one są. – wraz z pojawieniem się głosu kwarc rozbłysnął, a okazała zapłata stopniowo zaczęła znikać.
Pierwsze ćwiczenie miało wzmocnić samca. Stał na równinie, przed nim znajdowało się osiem kamieni, różnej wielkości, a więc i ich waga była różna. Ustawione w równym rzędzie, zaraz u podnóża wzgórza, na którego szczycie znajdywało się osiem dołów. Co powinien z nimi zrobić? Ano wtoczyć do odpowiednich dołów, jedynie przy użyciu fizycznej siły. Ważna tutaj była również technika, nagłe zrywy mogły spowodować usuwanie łap na trawie, może nawet omsknięcie się kamienia, którego trzeba będzie na nowo złapać. Tak więc równe tępo to podstawa. Pierwsze dwa udało się umieścić w najmniejszych dołach całkiem sprawnie, nie stawiały zbyt dużego oporu, z każdym kolejnym było jednak trudniej. Przy czwartym oraz piątym adept musiał zwolnić, przy okazji pomagając sobie pazurami, gdyż ciężar głazów zaczynał spychać go w dół. Potrzebne okazały się również niezbyt długie przystanki, by dać chwilę ciągle spiętym mięśniom łap oraz grzbietu. Sześć na osiem dołów zajętych, największy wysiłek dopiero przed nim. Zamarł się tylnymi łapami, by ruszyć w miejsca siódmy kamień. Jeden krok, drugi krok. Powoli, walcząc o każdy szpon w przód dotarłeś do połowy zbocza, gdy lewa łapa trafiła na zdradliwą, śliską kępę zarośli. Odjechała w tył, to wystarczyło, by pchany ciężar uwolnił się i tocząc się coraz szybciej w dół zbocza, zaczął Ci uciekać.
Wyglądało to na celowy zabieg, zbocze wydłużyło się, a ty miałeś ruszyć w pogoń. Musiałeś to skończyć. Puściłeś się więc biegiem, nie zważając na powstające znikąd przeszkody. Jak taran przebijałeś się przez zarośla, tratowałeś gałęzie. Krzewy również nie były Ci straszne, w akompaniamencie trzasku gałęzi stratowałeś je, by nadal biec ile sił w łapach. Te dudniły o ziemię, czasem wbijając w nią pazury, wszystko po to, by uniknąć upadku.
W końcu dobiegłeś, zasapany, wszystko Cię bolało, jednak dałeś rade i nie poddałeś się bólowi trawiącemu mięśnie, pieczeniu w płucach, które wołały o więcej tlenu. Kamień znalazłeś w gęstym, lepkim błocie, zanurzył się w nim na jakieś półtora szpona, głębiej był już stały grunt. Podjąłeś próbę wypchnięcia go, niefortunne poślizgnięcie przyczyniło się do trzasku policzka palca przy lewej, przedniej łapie. Spróbowałeś więc zaprzeć się na czterech kończynach i opierając bark o kamień, pchnąć go chociaż odrobine. Zaciśnięte zęby pomagały radzić sobie z bólem. Jeszcze jedno pchnięcie, wszystko drżało, a może to po prostu ty z wysiłku? Walczyłeś z tym długo, w końcu jednak udało się.
Wtedy też wszystko rozmyło się, wizja uleciała. Nie było już bólu, błota i kamieni. Pozostało jedynie zmęczenie i drżące jeszcze przez moment łapy.
Śmiały Kolec
– 4 x perła, 2 x agat, 4 x koral, 4 x jaspis, 4 x opal, 4 x bursztyn, 2 x ametyst, 2 x szafir, 2 x malachit
+ Siła II, III, IV
+ Wytrzymałość III
Tym razem przed kwarcem spoczęła znacznie rzadsza zapłata, w postaci kamieni szlachetnych. Aradai zawahał się przez chwilę, najpewniej uznając to za pomyłkę, pewnie wyjęła nie te co trzeba z torby.
~Na pewno chcesz się ich pozbyć? ~ upewnił się, a gdy nie było wątpliwości, zabrał uszykowane przez Odłamek Raju kamienie.
Jak poprzednio kwarc rozjaśniło światło, a wizja wpłynęła do umysłu kompana, który tym razem wiedział już czego się spodziewać
Kolejny raz rzeka, może nawet ta sama. Tutaj jednak potrzeba było znacznie więcej wysiłku, by płynąc pod prąd i nie dać się zepchnąć w tył. Właśnie na tym polegało jedno z ćwiczeń, dla stworzenia spędzającego znaczną część życia w wodzie, nie powinno być to problemem. Niewiele przed jego pyskiem pojawiło się coś połyskującego, musiał to złapać. Tajemniczy obiekt nie zmieniał swojego położenia, znacznym utrudnieniem był sam pęd rzeki, który zaczął zwiększać się stopniowo. Przekładało się to na coraz to większy wysiłek krokodyla, który musiał przyśpieszyć. Zmęczenie szybko dało o sobie znać, mięśnie powoli zaczynały piec, a nawet boleć. Opływowa sylwetka z pewnością ułatwiła utrzymanie się w miejscu. Walka z żywiołem wody trwała jakiś czas, kompan czasem oddalał się od celu, czasem przybliżał wykorzystując kolejne pokłady energii. W końcu jednak jego tępo wyrównało się, powoli przesuwał się do przodu, by w końcu zatrzasnąć szczęki na światełku. Wtedy też wszystko wróciło do normy.
Odłamek Raju
-sardonyks, fluoryt, szafir, topaz
Erben
+ Wytrzymałość II
Licznik słów: 732
Jeśli Ci się spieszy z zaakceptowaniem czegoś, coś jest niejasne, chcesz coś konkretnego na Kwarcu dla fabuły albo błąd został przeze mnie gdzieś popełniony – proszę napisz forumowe PW. Staram się wchodzić chociaż 1 raz dziennie
