A: S: 1| W: 4| Z: 4| I: 1| P: 2| A: 1
U: L, Śl, Skr, Kż, B, S, P, W, M, MA, MO, MP: 3| O, A: 6
Atuty: Zwinna; Chytry przeciwnik; Nieugięta; Wybraniec bogów; Utalentowana;
Kolejny dzień, równie chłodny i nieprzyjemny jak ten poprzedni. Ale to nie przeszkadza w treningu obrony. Samica nie miała zamiaru czekać. Przyszła w to samo miejsce co poprzedniego dnia. Wciąż widniały tutaj pamiątki po jej wizycie. Cztery poczwórne cięcia na drzewie, rozplątanie liany i podrapany kamień. Piękny krajobraz.
Ponieważ nie było tutaj żywych istot, musiała użyć swojej wyobraźni. Nie chciało jej się używać magii. Wyobraziła więc sobie, iż jest teraz na arenie, a w odległości ogona przed nią stoi wielki, czarny, kolczasty smok. Miał to być jej udawany przeciwnik. Zapewne może to wyglądać dziwnie. Samotna smoczyca wykonująca dziwne uniki. Ale szczerze mówiąc średnio ją obchodziło to, co inni mogliby sobie na ten temat pomyśleć.
Wyobraziła więc sobie, jak czarny smok kieruje w kierunku jej łba strumień ognia. Wzięła przed tym kilka głębokich wdechów i lubieżnie oblizała swoje gadzie wargi. Przyjęła pozycję do skoku. Ugięte i rozstawione łapy, skrzydła przy ciele, głowa pochylona. Czując przyjemnie ciepło rozlewające się po jej ciele była gotowa, więc wybiła się silnie tylnymi łapami, do których po chwili dołączyły przednie, i nieznacznie pochyliła się w lewo, chcąc odskoczyć w bok. Ogonem balansowała w powietrzu, by pod żadnym pozorem nie stracić niezwykle cennej równowagi. Unikając tym samym wyimaginowanego strumienia ognia miękko wylądowała na nieco ugiętych łapach. Syknęła drapieżnie i w głowie wyobraziła sobie, jak jej wymyślony przeciwnik skacze w jej kierunku chcąc zacisnąć szczęki na jej szyi i dosłownie wyrwać jej tchnienie z żył. Żałowała, że to nie jest prawdziwy pojedynek, pełen wybryków Szczęścia i Pecha. Brakowało jej tego od dawna.
Skupiła się jednak na obronie. Postanowiła tym razem się odturlać. Kolejne głębokie wdechy, mające przynieść to znajome Ciepło Potęgi, tak pożądane i potężne. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, w cichym duecie z płucami tejże bestii. Ugięła łapy znacznie mocniej, pochylając łeb i ogon. Była niemal na poziomie ziemi, zupełnie jakby chciała się zwinąć w kłębek. A przynajmniej prawie, bo ciało miała wyprostowane, a nie wygięte. Następnie gwałtownie pochyliła się w prawo, robiąc kilka obrotów na chłodnym podłożu. Zamknęła przy tym złote ślepia, nie chcąc by trawa i ziemia powpadała jej do oczu. Cała ta akcja trwała zaledwie kilka krótkich, błyskawicznych wręcz sekund, gdy smoczyca wstała na równe nogi, unikając wymyślonego ataku. Tym razem chciała uniknąć wyimaginowanego, kolczastego ogona, mającego zbić ją z łap. Teraz chciała wykorzystać możliwość lotu, więc szybko stanęła na dwóch, tylnych oczywiście łapach, utrzymując równowagę ogonem i zaczęła machać energicznie skrzydłami. Nie mogła tego robić normalnie stojąc na czterech łapach, przecież uderzałaby narzędziami lotu o ziemię przy każdym ruchu. W końcu zaczęła czuć, jak odrywa się od podłoża, zaczęła machać nimi jeszcze mocniej, szybko się wznosząc. Przyjemne ciepło rozniosło się po jej smukłym ciele, co pozwoliło smoczycy w ostatniej sekundzie uniknąć owego niegroźnego dla niej ataku – w końcu wyobraźnią nic sobie nie zrobi, a przynajmniej teoretycznie. Zresztą nie używała przy tym magii, lecz tylko i wyłącznie własnego umysłu – więc ogon i tak nie mógł jej wyrządzić krzywdy. Teraz ostatnia próba tej nauki, najcięższa tym razem. W jej łbie pojawił się drugi, identyczny smok, również czarny i potężny, dokładnie za nią. Miała teraz dwóch wrogów. Oba smoki skoczyły w jej kierunku, chcąc porożem na łbie trafić w nią. Jeden z przodu, drugi z tyłu. Samica tym razem nie zamierzała niczego przekombinować. Nie miała zamiaru robić jakiegoś pokazu akrobatycznego, tylko zwyczajnie uniknąć ciosów. W tym celu przyjęła szybko pozycję do skoku. Aby jej ruchy były sprężyste i gibkie, ugięła i rozstawiła nieznacznie łapy. Łeb pochyliła, ogon wyprostowała, ale utrzymywała luźno, a skrzydła docisnęła jeszcze mocniej do ciała. Następnie wzięła ostatni, najgłębszy tego dnia wdech, modląc się by ten ostatni unik poszedł jej wystarczająco dobrze. Oczywiście i tak nic by się nie stało. Ale jednak dobrze by było wszystko zrobić możliwie jak najlepiej. Wybiła się więc z impetem z tylnych łap pochylając się nieznacznie w prawo. Wtedy też w jej wyobraźni dwa czarne smoki zamiast trafić łbami w nią – zderzyły się same ze sobą. Nie był to jednak koniec. Ostatnim atakiem do uniknięcia było natarcie dwóch smoków jednocześnie, tak jak poprzednio, lecz tym razem jeden zionął ogniem w jej pierś, a drugi będący z tyłu – splunął kwasem w kierunku jej lewego skrzydła, a właściwie błony. Znowu postanowiła się odturlać, więc szybko ugięła łapy, złożyła skrzydła i przycisnęła łeb do ziemi, a następnie przechyliła się silnie w prawo, kierując się szybkością ale również precyzją. Czułą jak mięśnie się rozgrzały, a ona sama była zmęczona. Odturlała się i szybko wstała, w ostatniej chwili unikając ataku. To tyle.
Licznik słów: 745