OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
– Jest okej... tylko lekko boli. – wskazała pazurkiem na oko.Słowa adeptki dały Krewetce fałszywe poczucie nadziei, że nie, wcale nie ssie absolutnie w poruszaniu się na lądzie przez morską krew. Chociaż lepiej żeby pisklak o tym nie wiedział, żeby nie był zdemotywowany. Mądre.
Wraz z narastającym dystansem między nauczycielką a uczniem, coraz słabiej słychać było słowa mentorki. Cośtam o wyginaniu ciała i... zatrzymaniu. Kolejne wyzwanie!
Spróbowała zrobić jak usłyszała. Zmęczone łapki silnie stąpały po ziemi, jej tępo zwalniało. Spróbowała też zmienić ułożenie ciała w bardziej naturalne – szyja się rozluźniła i schowała, ogon bardziej opadł na ziemię, skrzydła przestały przywierać do ciała. Galop przeszedł w kłus, który przeszedł w trucht, który przeszedł w spacer. Tym razem obyło się bez spotkania z glebą, jak miło.
Zmęczona aktywnością, położyła się plackiem na trawie, napełniając płucka z dużą częstotliwością.
– Wo...dy... – pisnęła dramatycznie.
Miała nadzieję, że to już koniec nauki... Gwałtownie wstała w pozycję półleżącą, żeby spojrzeć na Zachodnią z oddali, żeby zobaczyć, jeśli będzie miała jakieś uwagi.