OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Pokiwała subtelnie głową na jej słowa – och, zawsze były wyjątki. Ona sama podczas pewnych ran po prostu odmawiała leczenie i już, cudowny przywilej jakiego nikt nie mógł jej zabrać. Ciekawe, jak walczący odreagowują gorsze dni? Na szczęście temat śmierci pozostał niewypowiedziany.– Muszę kiedyś spróbować. – odpowiedziała lekko dodając i swoje trzy szpony do tej typowej rozmowy jak o pogodzie, jak to się potrafiło ciągnąć w nieskończoność i jak tak właściwie Lepka lubiła, bo nie trzeba było się mocno w to angażować – szczególnie, gdy i sama rozmówczyni nie pozwalała zapaść ciszy, więc wszystko tak przyjemnie się toczyło. Kto by przypuszczał, po tak skrytej Czarodziejce? A nuż to temat gór był jej tak po prostu miłym, Infamia ładnie przeleciała przez niebo i równie wdzięcznie wylądowała, tego Uzdrowicielka nie mogła jej odmówić, a pewnie ćwiczyła i bywała teraz gościem gór tak ochoczo, jak Honi czasem odwiedzała głębiny.
Oho! I już rozmowa się ożywiła.
– Tak naprawdę była to chyba ostatnia rzecz, jaką planowałam. – powiedziała całkowicie szczerze, bez żadnej udawanej skromności, wszakże się nie chwaliła, a chciała... chyba pożalić. Zwierzanie się z naprawdę męczących spraw zawsze wywoływało w samicy pewną odrazę, ani to powód do rozmów, ani coś, o czym druga strona powinna czy chciałaby wiedzieć, wszyscy mieli swoje role i pozory a jej była dana być tą słuchającą i mówiącą, ile melisy brać i kogo przeprosić aby lepiej sypiać. A jednak rozmowa doszła do tego punktu i wracać do górskiej wody... ciężko. Ziemia kontynuowała, powstrzymując się od ciężkiego westchnięcia, do sednum i idziemy dalej.
– Ale kiedy widzisz, że do roli przewodzenia stadem nad którym ty też pracowałaś jak nad niczym innym, występują dwa smoki niedojrzałe i niepewne siebie, traktujące to jako konkurs popularności... Nie wiem, chyba się przestraszyłam wyniku. – i jak Zamąconego cudnie byłoby zobaczyć uczącego się życia, wreszcie wyrobionego, choć może nie na tym stanowisku i tym bardziej nie u jej boku – tak nie poznała nigdy bliżej Hojnego i nie mogła kierować się żadnym przywiązaniem i pewnym rodzajem czułości, a jego nieufność wobec wszystkich zrodziła chyba tylko więcej nieufności i jak widać – słusznie. – I najwyraźniej ten strach dobrze mnie poprowadził. – dopiła resztę swojego kompotu duszkiem, już nie rozwodząc się nad smakiem. Za to chyba rozmówczyni posmakował, to i nie dolewała sobie, co to za gospodyni, co zaprasza gości na kompot i sama wypija?
– Jak to się mówi – ja oceniłam ich, mnie oceni historia? – i ku zapewne nieuciesze biednej Infamii, Dziewanna znów zachichotała, lekko rozbawiona tą wizją, historii kusić by nie chciała, tylko przygotować wygodne miejsce pod pisanie swojemu Zastępcy lub komukolwiek, kto się wyłoni i porwie tłum. Jak najbardziej może być okresem przejściowym pomiędzy jedną ambicją a drugą a potem wrócić do spokoju wypraw. Póki co wróciła do swojego typowego wyrazu pyska który mógł albo uspokajać, albo bardzo szybko irytować – A ty, Mahvran, planujesz coś dalej poza czarodziejstwem? – chwila, jak? Pytanie zapadło, a uśmiech drgnął na moment, jakby przerażona, że jej się wymsknęło, a że pamięć znów mogła zwodzić i pokalać miano samicy na głos. Wypatrzyła się w nią w oczekiwaniu na odpowiedź, choć bardziej na reakcję, czy przepraszać, czy dziękować łbu za objawienie.


















