A: S: 1| W: 3| Z: 1| M: 1| P: 1| A: 2
U: B,L,Skr,Śl,Kż,Prs,MP: 1 | Pł,A,O: 2
Atuty: Wrodzony Talent, Szczęściarz
Wstał na widok obcego smoka. Gdy dowiedział się kim on jest natychmiast się rozluźnił, kiwając radośnie łbem.
Prędko jednak się opamiętał, przyjmując dojrzalszą pozę. Nie chciał brzmieć upaść przed wujem na jakieś przerośnięte pisklę.
Zawsze miał lekki problem z imionami. Pełne, rangowe miały w sobie pewien wyraz szacunku, na którzy wyżsi w hierarchii stad w pełni zasługiwali. Nawet jeśli pozwalali na zdrobnienia to Makaron, adepta, nie wydawał się w pozycji by ich używać. Ale skoro to rodzina, to nie chciał brzmieć zdystansowany do wuja.
Skłonił się ożywczo, widząc składany przed nim towar.
-Dzięki za dostawę, życie mi normalnie ratujesz. – Haaa, czuć było zapach pieczonego mięsa. Bogowie, nic nie może się równać z gotowanym żarciem. Znaczy, Makaron jak każdy smok nie wybrzydzi surowiznę. Można wręcz powiedzieć, że zeżre wszystko co zmieści się do pyska. Ale nic nie doprowadzi do równie silnego ślinotoku, co woń przyprawionej pieczeni. Dobrze, że inne stada nadganiały Ziemię w temacie gastronomicznym.
Otarł ślinę z pyska, wzruszając przy okazji ramionami na wzmiankę o ojcu. Nie by jakoś na nią spochmurniał.
– Ojciec i jako jakoś nie mamy specjalnego kontaktu. Nie pamiętam w sumie kiedy ostatnio z nim gadałem. – Jeśli w ogóle zamienili jakieś słowa. Trudno w sumie powiedzieć, dlaczego ich relacja wyglądała w taki sposób. Jakby nigdy do niej nie doszło, jakby coś nie pykło. Nie był nawet w stanie określić, czy było mu z tego powodu przykro czy nie. Cóż, jeśli nie czuł żalu do ojca to Hey, może to znak że ciągle jest szansa? – A, i no, Makron, obecnie zwany Agatowym Kolcem. Za niedługo wojownik. – Będzie musiał zastanowić się nad imieniem, by miało jakieś większe znaczenie niż nawiązanie do jego łusek. Nie było teraz na to czasu, skoro jest w towarzystwie wujka, ale może wieczorem się nad tym zastanowi.
Ale teraz czas na główny cel tego spotkania.
Ślinka mu aż pociekła, gdy przyjrzał się smakowite mu mięsu (4/4). Najlepsze byłoby prosto po upieczeniu, ale wciąż musiało być ciepłe. Zauważył drugą porcję, i jakoś tak miłej się zrobiło.
Wziął pierwszy kęs i aż przewrócił oczami z zachwytu.
To mięso było pyszne. No i jedzenie w towarzystwie było o tyle fajniejsze, że brakowało tego „osamotnienia”? Aka czuło się mniej niż pasożyt, kiedy drugi pysk również zaspokajał głód. Jedzenie zawsze rozluźniło wiecznie spiętego Makrona, a wspólne przypominało jakby dzielenie się pasją!
Będzie musiał kiedyś jeszcze tego spróbować.
Może następnym razem spróbuję być tylko trochę mniej łapczywy, bo pełny pysk trochę utrudniał prowadzenie rozmowy, na którą miał ochote. Miał tyle pytań. Jak jest w Wódzie? Jaką największą bestie upolowałeś? O co chodzi z tą maską? Dlaczego, skoro jesteś bratem ojca, nie jesteś w Ziemi? Jacy byli dziadkowie z ich strony. Czy dalej żyją?
Ale jakoś to wszystko wydawało się zbyt wścibskie, jakoś nie na miejscu albo za wcześnie. Cóż, może skoro wspomniał ojca to mogliby o nim porozmawiać.
– W sumie jaki on jest, ojciec znaczy? – On i wujem mieli już swoje lata, ale pewnie utrzymywali dalej jakiś kontakt. Pewnie Mułek musi go dobrze znać, w końcu byli braćmi! Z drugiej strony, skoro jego własny syn nie wie o nim kompletnie nic...
Cóż, miejmy nadzieję że wuj będzie w stanie jakkolwiek przybliżyć mu charakter ojca.
Swoją drogą.
Mułek to pierwszy smok z Wody, którego dane mu było spotkać. Dobra okazja by zaznajomić się z wonią nieznanego stada. Węsząc wyczuł jednak coś, co było niewyczuwalne wcześniej. Odwrócił idealnie wzrok, by ujrzeć postać obcego smoka.
Momentalnie stanął na cztery łapy. Był zbyt zaobserwowany na jedzeniu i towarzystwie. Fakt, że ktoś mógłby od tak do niego podejść nie był czymś przyjemnym. Teraz może ten obcy smok nie był zagrożeniem, ale myślę się, prawdziwy drapieżnik będzie jeszcze trudniejszy do zauważenia.
Cofnął łeb, gdy nieznany smok zaczął natrętnie się przyglądać. Zetknął na wujka z niemym „Znasz typa?”
-Możemy w czymś pomóc?
Gdy fioletowy samiec zaczął mówić, Makaron wyraźnie się uspokoił. Koleś brzmiał jak kulturka, nie jak jakieś zagrożenie. Wrócił sieć do pozycji siedzącej, sięgając łapami po leżące na ziemi mięso.
Starał się skupić na wypowiedzi obcego samca, ale jego uwaga łatwo była przykuwają całkowicie przez posiłek, który powoli znikał w jego pysku. Mimo to utrzymywał kontakt wzrokowy, by Delavir nie poczuł się zignorowany.
Po posiłku nie było specjalnie co sprzątać. Nie ważne, czy w mięsie były kości, nie ważne czy było czymś związane, Makaron zżarł wszystkie.
Błogie zadowolenie malowało się na jego pysku. Zetknął w stronę wujka, kiwając mu głową z uznaniem. Do rozmowy o ojcu wrócą kiedy indziej.
Przypominając sobie, że zostało zadane mu pytanie, więc prędko odwrócił łeb w stronę nowo przybyłego.
– Ten no, trafiłeś. Makaron z tej strony. Teraz Agatowy Kolec. A kim jest Pacyfikacja Pamięcią? – I czego ode mnie chcesz?
Cóż, o to ostatnie nie zapytał bo nie chciał być specjalnie niemiły. Teraz też, w końcu nie rozpraszany przez jedzenie mógł skupić się na drugim smoku. Był w sumie całkiem ładny, jego wzory i skrzydła szczególnie. Zawsze tylko zastanawiamy go grzywy u smoków. Wyglądały one mega dziwnie. Ciekawe w sumie jakie były w dotyku. Pewnie tak szorstkie jak zwierzęce futra.
Powęszył lekko powietrze, z lekko zmarszczonym pyskiem. Dziwne. Samiec z niczym mu się nie kojarzył. Makaron patrolował granice Ognia i Plagi, wyraźnie wciąż pamiętając ich woń. Obok siebie miał też przykład zapachu Wody, i ich też nie przypominał. Nawet jeśli był tu nowy, to musiałby należeć do jednego ze stad. Inaczej byłby intruzem, wykorzystującym obce mu tereny łowieckie.
A to byłoby nielegalne.
Nie był w stanie jednak zareagować na to jakimś niepokojem. Jedzenie zbytnio go uspokoiło, by nagle urządzać jakieś pierdołowate dochodzenie. Zapytał więc tylko, z neutralnym wyrazem pyska.
– Do którego ze stad dołączyłeś? Wybacz za pytanie, ale takie świeży że nic nie rozpoznaję.
Licznik słów: 941