A: S: 1| W: 2| Z: 3| M: 5| P: 2| A: 1
U: W,B,M,Pł,A,O,MA,MO,Śl,Kż,Skr: 1 | MP,Lecz: 2
Atuty: Mocarny, Szczęściarz
Ona jego? Jakoś w to wątpił bo-, oh, zaraz, no tak. Pewnie to też było żartem? Czasem ciężko było mu je wyłapać, zwłaszcza gdy były wypowiedziane przez takie buchające pozytywną energią smoki. On był ich przeciwieństwem. Gdyby było to możliwe, pewnie pasywnie wysysałby radość z innych. Miał raczej energochłonny charakter. Zabierał energię tym, którym zależało. Lub tym którzy udawali, że tak jest. Nie odpowiedział więc nic na to, jedynie poruszył jedną z błon na policzku, strzygąc nią minimalnie.
Zaś druga kwestia była na tyle istotna, że nie mógł jej pozostawić bez echa. Niezbyt chciał jednak o tym rozmawiać, czego nawet nie krył. Lepiej by z góry wiedziała jakich tematów unikać, mhm?
– Było mi ciężko, kiedyś. Teraz to bez znaczenia. Jest mi na pewno lżej odkąd nie przejmuję się za bardzo. I dotyczy to wszystkiego w życiu – odpowiedział oszczędnie, ale może jej to wystarczy. – Nie tryskam entuzjazmem, bo nie mam ku temu podstaw. – Dodał.
"Nawet mnie nie wyganiają". No proszę. Na to zdanie wzniósł ślepia ku niebu. Wszystkie stada były w jego oczach gorsze niż prymitywne, bo i wilki czy inne stadne drapieżniki miały lepsze wartości społeczne, lepiej sobie radziły z jednostkami problematycznymi czy niepotrzebną przemocą. Wolałby żyć wśród stada wilków, niż w stadzie baranów przebranych za smoki. A takim była Ziemia. I, jak się okazuje, nie tylko ona.
– Nazywano mnie gorzej. – Znów mało lakoniczna odpowiedź, ale poczuł się w obowiązku poinformowania jej o tym. Jeszcze by się zadręczała, a jemu to nie na łapę. Tego typu smoki wymuszały na innych współczucie, on tego nienawidził. A nie chciał jej nienawidzić, więc lepiej to zduszać w zarodku. Sam jednak nie zamierzał przepraszać za słowa wypowiedziane jakiś czas temu. Przeprosiny nie były nic warte. To wypowiadająca je osoba ma się czuć lepiej i ukoić sumienie gdy je wypowiada, nie strona skrzywdzona.
Jej reakcja na łaskotki była osobliwa. Sam ich nie miał jako łuskowy smok, a nie miał okazji dotykać smoków z futrem, więc to była jakaś nowość. Cofnął minimalnie pysk słysząc śmiech. Sama go zresztą odganiała łapami. Ale to chyba nie ból? Nie, nie wyglądało to na to.
– Nie czuję jakby mnie coś omijało... – mruknął i zerknął na niebo. – Skrzydła ciążą. Przy skradaniu, przy bieganiu, przy wszystkim. Nie bez powodu przy każdej fizycznej nauce mówi się "tylko uważaj na skrzydła". – Skrzywił się. – A tobie... zdecydowanie ładniej bez nich.
Co prawda nie miał żadnego porównania, ale nie musiał go mieć. Miał na tyle bogatą wyobraźnię by móc to widzieć jej oczami. Rude skrzydła? Błoniaste? Eh. Pierzaste? Tu trochę lepiej, ale z pewnością nie zawiesiłby na samicy spojrzenia gdyby miała te części ciała. Ich brak uznawał za coś naturalnego i za wyższość rasową, nie na odwrót. Skoro czegoś było mniej, było to więc nietypowe, rzadkie, a jednocześnie godne przekazania dalszym pokoleniom. Tak na logikę.
Na przepychanki niespecjalnie odpowiedział... znaczy, wpierw próbował się o krok odsuwać bo nie zamierzał się z tymi "łaskotkami" przy jej paszce narzucać, jednak Nivis miała inne plany. Nie oponował gdy jej łapa spoczęła na jego karku, a później go wywróciła. Mógłby pewnie od niej uciec, a w zapasach oboje byli na przegranej pozycji, jednak nie widział ku temu powodów. Poddał się temu i wylądował miękko na piasku. Cercella wymknęła się zwinniej niż on, nie dając się złapać. Bała się dotyku innego smoka. Czmychnęła do noszy, za którymi się schowała. Ta kupka ziół powinna ją uratować. Tu jej nie było widać.
Pogróżki samicy skwitował kwaśnym, nieco złośliwym uśmieszkiem.
– Śmiem twierdzić, że tkam maddarę lepiej od ciebie – zadarł brodę, przekręcając się na plecy, dla zwykłej wygody. No i nie miał specjalnie wyboru, sama go poniekąd do tego zmusiła.
Podrzucili. Mhm. Sam by tak chciał. Chociaż, czy tak właśnie nie było w jego głowie? Też rodzice go olali. Woleli młodsze rodzeństwo, potem się rozeszli (z winy debila-ojca), a on żył sam dla siebie. Nie żeby narzekał, nie musiał znosić tej całej sztuczności i pozorów opiekuńczości dookoła. Samiec w zamyśleniu wyciągnął przednią łapę w górę, poruszał naprzemiennie palcami. Nie miał między nimi błon. Ciekawe jak by wyglądał, gdyby je miał...?
Poczuł na brzuchu ciepło. Podniósł nieco łeb aby się przyjrzeć co to spowodowało. No tak, jej pysk. Nie bardzo zrozumiał zamysł tego, ale jego ciało samo mu coś próbowało podpowiadać. Poczuł nagłe zażenowanie gdy w okolicach podbrzusza zrobiło mu się minimalnie cieplej, a jego samcze walory zaczynały się uwidaczniać. O bracie, dlaczego... Miał ochotę złapać się za łeb i jęknąć. Może jednak Nivis nie spojrzy w tamtą stronę, tylko skupi się na jego pysku? Jeszcze tego brakowało by wzięła go za niewyżytego zboczeńca. Niestety, musiał znosić swoje młodzieńcze odruchy. Przejdą z wiekiem, albo gdy wreszcie sobie ulży. Póki co jednak, musiał robić dobrą minę do złej gry. Jak by tu.. o! Jak sobie zacznie myśleć o tym co go brzydzi, powinno mu się ciało uspokoić, mimo stałych bodźców od Filigranowej.
– Też mnie porzucili rodzice – skwitował baardzo oszczędnie. Teraz to kwestia utrudnienia w skupieniu, niż faktycznej chęci zatuszowania prawdy. – Ale nie tęsknię za nimi. To nawet lepiej, że nie muszę oglądać ich zdradzieckich, tchórzliwych pysków.
Ta druga część wypowiedzi nie była do końca prawdą. Niestety, musiał znosić ich obecność. To gorsze niż całkowity brak rodziny. Oglądanie ich mord było katorgą, wolał nie mieć z nimi nic wspólnego.
Licznik słów: 877
.

Now I’m livin’ in ecstasy, without this bullsh*t to shackle me
I have reined in my demons, but they are far from tame

.
⌠ szczęściarz ⌡
odwrócenie porażki akcji na 1 sukces raz na dwa tygodnie w wyprawie/misji/etapie leczenia. (dost.)
.
Cercella (kk)
S:1| W:1| Z:1| M:1| P:1| A:1
B,Pł,Kż,A,O:1
.
#724b5c
.