A: S: 3| W: 2| Z: 5| M: 3| P: 3| A: 4
U: B,Pł,O,A,W,MO,MA,MP,Kż,M: 1| L,Skr: 2| Śl: 3
Atuty: Ostry wzrok; Szczęściarz; Przyjaciel natury; Opiekun
Dzień.
Dokładnie tyle upłynęło, dla mnie, gdy całe moje dotychczasowe życie uległo kolejnej destrukcji. Ogień snu spopielił to, co znane, przeobrażając dobrze mi znany krajobraz w pogorzelisko, na którym kiełkowały pierwsze rośliny nowego.
Nie potrafiłam z łapą na sercu określić swojego stanu emocjonalnego. Najprostszym określeniem byłoby: oszołomiona i zagubiona.
To drugie uczucie było doskonale mi znane.
Nagle mój życiowy cel zniknął. Odkąd pamiętam pragnełam leczyć. Pamiętałam, jak dziś, swoją radośc gdy wywernowa ciotka zgodziła się mnie uczyć. To, jak uczyłam się dniami oraz nocami, aby pokazać, na co mnie stać. Radość i dumę, gdy w końcu dopięłam swego.
Moim życiem byli pacjenci, zioła, zapach gotowanych dekoktów. Sen jednak sprawił, że zabrakło mnie w życiu Plagi. Zawiodłam, a moje miejsce zajęła młodsza z sióstr.
Bylam z niej okropnie dumna, ale jednocześnie gorycz zatruwała tą radość. Musiałam obrać inną drogę.
Zaczęłam jednak zastanawiać się, czy to nie jest coś dobrego. Zmiany bywały dobre, zawsze były obecne, dotąd z nimi walczyłam, ale może, gdy ruszę z nurtem...
Nie mogłam jednak walczyć, nie chciałam toczyć pojedynków z innymi smokami, przeobrazić zupełnie swoją naturę, która i tak zniekształciła się przez tą dekadę.
Niestety, łowców Plaga miała pod dostatkiem, zdawałam sobie z tego sprawę, ale czułam, że to jedyna rzecz, którą mogłabym robić z pożytkiem dla Stada. Mogłabym zbierać, robić jedną rzecz, którą znałam. Tylko zabijałabym zwierzęta, ale to akurat mi nie przeszkadzało. Byłam dobra w łowach, mogłam wzbogacić skarbiec. Więc właśnie tak uargumentowałam swoją postawę, gdy odwiedziłam Kheldara, gdy tylko nabrałam sił po posiłku.
Niemalże błagałam, ale byłam pewna swego. Po dłuższym czasie udało nam się dojść do porozumienia, jego warunek nie był niemiły. Miałam poznać lepiej sztukę walki, aby móc realnie chronić Plagę. Rozumiałam to, a nawet jeżeli walka nie była mi niemiła, mogłam mieć nadzieję, że nic nam nie zagrozi. Tyle mogłam zrobić dla Stada, które pomogło mi wzrosnąć i dało drugą szansę.
Potrzebowałam rozprostować skrzydła, złączyć się z niebem, gdy tyko opuściłam legowisko Przywódcy. Nie byłam w tej konkretnej chwili gotowa, aby stanąć oko w oko z dorastającą Ha'arą, która przejęła pieczę nad zdrowiem naszych bliskich.
Dlatego też ruszyłam na tereny wspólne. Nie było mnie tak długo, byłam ciekawa, co zmieniło się poza tym, co już zdążyłam zaobserwować. Jakiejś nowe, dorastające młode, obce pyski przewijające się w obozie.
Nie, to nie był czas na asymilację, jeszcze nie.
Wzbiłam się więc w powietrze, bawiąc się w ciepłych prądach powietrza, czując, jak każda negatywna myśl opuszcza mój umysł, a napięcie ustępuje z mięśni. W końcu mogłam odetchnać pełną piersią.
Ciesząc się tą wolnością, ruchem, życiem tętniącym w żyłach, w każdym napięciu mieśnia oraz rozciągnięciu ścięgna, dostrzegłam urokliwe miejsce, usłane zwieszonymi koronami drzew – wierzb płaczących.
Zakołowałam nad rozbujanymi przez wietrzyk zasłonami, okrytymi pierwszymi pączkami zieleni, cieszącymi ślepia, a następnie opadłam na miękką, niczym futro, trawę, nurzając w niej palce. Wciągnęłam słodki zapach kwiecia oraz świeżości. Nie znałam tego świata, tak żywego, pełnego nadziei. Ruszyłam powolnym krokiem meandrami gładkich pni, muskając czasem któryś z nich palcami.
Licznik słów: 491
Atuty:
Ostry Wzrok: +1 kość do percepcji
Szczęściarz: + 1 sukces w razie porażki
Przyjaciółka natury: Drapieżnik nigdy nie atakuje pierwszy, ruch należy do smoczycy.
Inne: wywar z chmielu
Życie przemija, a wraz z nim złudzenia,
Czas pozostaje z niezmiennym obliczem,
Dla nas pędzi nieubłaganie,
Zabiera,
W zamian daje więcej,
Niż chcemy dostrzegać.
Głos Suf