Czas zdecydowanie nie był ich sprzymierzeńcem.
Och, jak Tejfe pragnąłby wrócić, podobnie jak Miękka, do tych chwil sprzed wielu, wielu ksieżycy. Do momentu ich pierwszego spotkania. Do czasu, kiedy ona – młoda adepta i on – rosnące pisklę spotkali się tamtego popołudnia, kiedy kończyła się już jesień i zaczynała zima. Chociaż po tym, co pokazał mu kiedyś Juglan i opowiedziała Sylmara wierzył, że wiosna stanie się jego sprzymierzeńcem, w tej chwili dużo bardziej pragnąłby wrócić do tych beztroskich chwil niewinności. Ale tych najwcześniejszych. Jeszcze przed tą całą wojną domową, kiedy jedynym jego problemem było to w jaki sposób chciałby być określany przez innych. Jako samczyk czy samiczka?
Teraz, gdy pomyślał o tych banalnych problemach, chciało mu się śmiać. I płakać nad tym, że już nie może mieć ich na nowo.
Bo chociaż próbował teraz zrekonstruować choć trochę przebieg ich pierwszego spotkania, susząc magią wilgotne futro przyjaciółki... tak to dalej był tylko wyraz rozpaczliwej tęsknoty za tym, co dawniej.
–
Wiem o tym.– odpowiedział także szeptem, czując, że w słowach samicy ukryta jest moc. Chyba nie było nikogo na tym świecie, na kogo mógłby liczyć w równym stopniu co na nią.
Jednak mimo przyjaźni, którą ona wciąż go darzyła. Mimo tej ich silnej, może już niemożliwej do zerwania więzi, wyczuł w Miękkiej pewną rezerwę. Nie zdradzały tego jej słowa, jej głos, jej zachowanie... ale mimo to... Może to ten początkowy strach i niepewność w jej głosie, który zauważył w chwili, gdy tu się pojawiła, sprawił, że teraz wydawało mu się, że Miękka jest niepewna ich obecnej relacji?
Chociaż właściwie to, że jest niepewna było chyba czymś naturalnym. Nie widzieli się od dawna, spotykają się po księżycach w takich, a nie innych okolicznościach.
Tejfe uderzyła teraz ta okropna, bolesna świadomość tego, że może gdyby żyli razem w jednym stadzie, ich rozłąka nie byłaby taka długa, a ich relacja nie ucierpiałaby na tym w żaden sposób.
–
Chciałbym, by wszystko było tak jak kiedyś. Jak dawniej. Chciałbym wrócić do chwili kiedy się poznaliśmy i popatrzeć jak życie układa się inaczej niż jest teraz. Przynajmniej moje. Nie chciałbym decydować za Ciebie. – Kiedy to powiedział, zduszonym głosem, skarżąc się jak dziecko, uderzyło go nagle wspomnienie jego rozmowy z Sylmarą, kiedy oboje przyznali, że wszystko co się wydarzyło w ich życiu, nieważne jak było straszne sprawiło, że są teraz tym kim są. I, że nie powinni żałować niczego.
To samo też powiedziałem Mardukowi...– pomyślał, ale jakoś nie czuł się winny temu, że teraz całkowicie zaprzecza temu wszystkiemu w co kiedyś wierzył.
–
Jeszcze nie tak dawno myślałem inaczej. Chociaż spotkało mnie w życiu zło, wierzyłem, że udało mi się przezwyciężyć skutki tego spotkania. Wierzyłem, że się pozbierałem, że odnalazłem cel w swoim życiu, że dzięki Tobie, mojej siostrze i przyjaciołom ze stada wciąż mogę być szczęśliwy. Nawet nie, że wierzyłem. Ja byłem szczęśliwy, Miękka. – usiadł, zrobił chwilę przerwy. Wziął oddech. Spojrzał na przyjaciółkę, która właśnie zdejmowała łapę z jego policzka. Wystawił swoją na moment, by ją przytrzymać, ale w końcu z tego zrezygnował. Pozwolił jej ją zabrać i obdarował ją smutnym uśmiechem, który zaraz potem zamienił się w wybuch niekontrolowanego szlochania.
–
Nie miałem pojęcia, że moje szczęście i moja wiara są takie kruche. Takie łatwe do złamania. Wystarczyło tylko, żeby ona odeszła. Ona... Eliane... Eli... Była całym moim światem. Największym źródłem mojej radości. Moją miłością największą. Zostawiła mnie bez słowa pożegnania. Tak jak kiedyś zostawiła mnie moja pierwsza matka.– głos mu się łamał. Kiedy wzywał tu Miękką, nie wiedział, że przyjdzie mu się tak przed nią obnażać. Że znowu będzie tak przed nią siedział i łkał jak ostatnie nieszczęście... Ale kiedy już zaczął, nie był w stanie skończyć.
–
Nie gratuluj mi, Miękka. Uważam, że nie ma tu nic do gratulowania. Po mojej decyzji, zrozumiałem, że wybrałem przywództwo, tylko dlatego, że jestem wielkim egoistą. Śmierć Vanory zbiegła się z odejściem mojej matki. Potrzebowałem więc jakiegoś dalszego powodu, czegoś czego mogłem się złapać, czegoś czego się wciąż teraz trzymam , by całkowicie nie zatracić sensu życia. Tylko nikła nadzieja na to, że może uda mi się coś zmienić w tym świecie na lepsze, sprawia, że wciąż tutaj jestem. – pociągnął nosem. Spróbował się uspokoić.
–
Patrzę na nas, Miękka. I widzę Ciebie, piękną, dorosłą i odpowiedzialną samicę, która od małego kojarzyła mi się z opoką i bezpieczeństwem. Zawsze taka dla mnie byłaś. Ostoją, do której mogę się zwrócić. Kimś przy kim niczego nie musiałem się bać. Kimś kto o mnie zadba i przy kim nie musiałem być odpowiedzialny. Ty byłabyś odpowiedzialna za nas oboje. Jednak... chociaż wierzę Twoim zapewnieniom, że wciąż zawsze się pojawisz i zawsze będziesz, gdy będę Cię potrzebował, wiem też, że czujesz się niepewnie myśląc o tym – kim teraz dla siebie jesteśmy. Jednak... myślisz tak z mojej winy. Tu problemem nie jest tylko to, że nasza relacja osłabła, za mało się spotykaliśmy. Tu problemem jest też to, że kiedy wreszcie proszę Cię o spotkanie po tak długim czasie... przylatujesz i spotykasz mnie w takim, a nie innym stanie. Gdybym rzeczywiście dorósł, myślę że nie byłoby teraz żadnego problemu między nami. Nasza przyjaźń dorosłaby razem z nami. Jednak teraz, tylko Ty jesteś dorosłą. Ja nim nie jestem. Ale nie jestem też już dzieckiem. Nie mogę już nim być. Skończyłem trzydzieści ksieżycy, a mimo to znowu czuję się zagubiony. I chociaż wiem na pewno, że nigdy nie przestanę Cię kochać i zawsze będę kimś ważnym dla Ciebie, tak jak i Ty czuję, że nasza przyjaźń też się gubi.
//
motyw muzyczny xd