OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Tak, Khuran był chodzącym rozczarowaniem, nie tylko dla Iskry ale przede wszystkim dla samego siebie. Ambicje młodego smoka były wielkie, a sukcesy do tej pory żadne. Jego wielka duma była strzaskana i wdeptana w ziemię. Jedyne co mu pozostało to stado które zwiódł i rodzina poza nim. Teraz ta druga dawała mu jasno do zrozumienia co o nim myśli. Problem tutaj jednak leżał nie w tym co zostało powiedziane ale w tym jak to wszystko odbierał Tropiciel.Czarnołuski nie mógł usłyszeć nic gorszego z jej pyska, nie pasowało mu to na wiele różnych sposobów. Najpierw usłyszał historię o tym jak jego matka poznała i zachwyciła się jego ojcem. Ubodło go to dotkliwie. Dla niego ojciec był zawsze figurą, która mimo tego że nieoczekiwanie zniknęła z jego życia gdy tak bardzo jego stado i przede wszystkim on sam tak jej potrzebował, była niczym wzór do naśladowania. Stanowczy, silny, posiadał wolę tak silną by doprowadzić wszystko to takiego końca jaki oczekiwał, a przynajmniej tak go widział łowca. Był kimś za którym oglądały się takie samice jak jego matka: dzikie, trudne do okiełznania, silne. Mimo swojej wspaniałości Maestria nie miała nic z silnej asertywności Iskry, a on i tak nie był w stanie podołać. Czuł że nie było w nim nic z jego ojca, czuł że nie jest w stanie osiągnąć absolutnie nic. Wyszczerzył kły w złości i zacisnął szpony na ziemi pod jego przednią łapą. Ciągle siedział odwrócony grzbietem w kierunku matki, więc nic z tego nie dotarło do jej ślepi.
Z kolei następna kwestia wywołała u niego werbalną reakcję. Mimo swojego ponurego nastroju który na niego spłonął gdy wściekłość znalazł już ujście, młody smok zaśmiał się cicho, choć przypominało to cichy charkot połączony z warczeniem.
-No, to naprawdę niewiele było trzeba byś zrezygnowała -skomentował krótko. Doprawdy w jego ślepiach tak tak błahy był powód rezygnacji z tak ważnej funkcji, zwłaszcza gdy było się tak cenionym przywódcą. Ale teraz nie obchodziła go zbyt bardzo ta decyzja. Pytanie zadał w gniewie, niewiele myślał je zadając.
Kolejne słowa wywoływały różne emocje. Od przygnębienia po Szydercze rozbawienie. Teraz przyszła kolej na powrót gniewu. Cały wachlarz emocji mienił się w skotłowanym umyśle młodzika, niemal go rozsadzając. Obrócił łeb w kierunku łowczyni, a ta mogła zobaczyć jak w jego niebieskich ślepiach tańczy ponownie gniew.
-A kto ci powiedział że w twojej mocy jest narzucać na mnie JAKIEKOLWIEK więzy? Od tego jest dla ciebie rodzina? By kontrolować innych? Czy ty masz jakiś problem?!? -powiedział znowu podniesionym głosem będącym niczym zwiastun burzy która lada moment mogła powrócić. Jego złość znalazła ujście chwilę temu, jednak kilka minut pastwienia się nad biednym drzewkiem nie mogło stanowić odpowiednio dużego wentylu dla całej frustracji która przykrywała jego serce czarną kurtyną, kompletnie zasłaniając co naprawdę czuł. Khuran wstał i ponownie zwrócił się przodem w kierunku matki. Jego łeb był wysoko uniesiony, a skrzydła rozchylone. Stojąc tak wysłuchał jej ostatnich już słów. Gdy mówiła na jego pysku wymalowane na jego pysku szyderstwo zaczęło przechodzić w wyraz pełen pogardy dla jej słów. Co ona myślała? ze władze obejmuje się brutalną siłą i to w dodatku nie swoją, a innych, a zwłaszcza SPOZA STADA? To byłby najczarniejszy scenariusz dla Cienia i hańba której nie mógłby znieść. Zniknął on jednak całkowicie gdy nie mając czasu jej odpowiedzieć, łowczyni odwróciła się od niego i zaczęła odchodzić.
-Doskonale! Idź! Jeśli myślisz że ta rada jest coś warta, to tym bardziej! CAŁA MOJA RODZINA I TAK JEST W CIENIU! -wydarł się na jej odchodzący między drzewa zad Iskry. nikt go nie traktował poważnie, nawet ona, a ona zawsze go rozumiała. A teraz potraktowała go jak debila i utrapienie od którego chciała uciec. Przynajmniej on tak to widział. Bardzo go to bolało. Oczywiście że nie chciał by odeszła ale nawet on sam o tym nie wiedział. Jeszcze.
Ze ślepia samca o kolorze ściemniającego się, nieskazitelnego nieba po raz pierwszy w jego życiu wypłynęła pojedyncza łza powoli spływając po drobnych łuskach na pysku łowcy, teraz wykrzywionych w grymasie gniewu. Nawet jej nie poczuł.


















