OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Miętowy kamyczek, a bardziej iluzja zaklęta w nim, patrzył na olbrzyma spowitego futrem; jego lotki odbijały światło, zaś oczy wymęczone runęły na odbicie Jeziora. A ono przypominało pryzmat, bowiem gdyby nie zmęczenie, Nezurii zauważyłby każdy skrawek białego futra na swym ryjku oraz każdą chropowatość, wyrwę czy wypustkę na rogach. Krystaliczna ciecz dawała ukojenie nie tylko spragnionemu smokowi, ale też dwóm jeleniom po drugiej stronie akwenu, które poruszały rytmicznie uszami, a rogami stykały dla rozrywki. Niemniej jednak światło podkreślające wulgarnie spięte mięśnie gada wystraszyło dwie istotki. Spojrzały na niego ze strachem w oczach, popatrzyły na siebie, to na Blizny Wiatru, aż wreszcie pokicały do lasu za nimi. I to tyle, co pozostało po tłuściutkich zwierzach.— Smoku — aksamitny mezzosopran przypominał grom z jasnego nieba albo to po prostu zbliżająca się burza, jaka sunęła od północy. — pijesz z mego miejsca. To, co tak wielbisz, jest mieszkaniem dla wielu istot, w tym mnie i mojego brata, Slardara. Eony lat temu, gdy nie byłeś nawet jajkiem, świat był otoczony naszym wodnym mieniem, lecz w pewnym wieku świat zadecydował wam dać byt, zamieniając nas w więźniów. Proszę cię, nie rób tego w mojej obecności. Nie pij.
Słowa wydostawały się z trójkątnego, miętowego skrawka flory, jaki nadal dziwacznie oddychał. Podmokła trawa nadal się enigmatycznie wiła wokół konturów stworzenia, przykuwając uwagę niejednej sroki na rozległych gałęziach. Trząsł się z każdym zdaniem, jakoby sam ruszał żuchwą i bełkotał jęzorem, którego nie miał. Gdyby nie słowiański akcent naciskający mocno na j oraz r, z łatwością można by zauważyć oczami wyobraźni morską, filigranową samiczkę o cudnych łuskach oraz wielkich ślepiach. Zawsze jest możliwość poddania się imaginacjom, aczkolwiek głos był nijak podobny do smoczego.
I nagle nastała cisza, jakby nigdy nic. Nawet słowa już ciągnęły się ze śliną, jednak znowu coś przerwało, teraz dość... niechętnie.
Wiatr nadal grał walca, a okonie niezrażone obecnością drapieżnika tańczyły bez opamiętania.
— Czekam tu na Slardara. — istotka parsknęła żałobnie, jakby śmiejąc się z własnego losu. — Obiecał, że nas uwolni. Ufam mu. Każdy mu ufa.
Nezurii zawsze mógł spojrzeć na powłokę miętowego kamienia podobnego do akwamarynu, wtem zobaczyć... ją. Zza gęstą mgłą, humanoidalną istotę o alabastrowej skórze z małymi wgłębieniami na ramionach. Jej twarz była wąska i owalna, wypełniona defetyzmem, a w jasnoniebieskich, matowych oczach lustrował się ból. Duże, różowe usteczka drgały nieśpiesznie, a nosek marszczył się z każdym oddechem. Jej klatka piersiowa była odziana w najróżniejsze glony oraz mchy wodne, zaś na szyi posiadała perłowy naszyjnik. Gładkimi, zadbanymi dłońmi w złote pasy trzymała się za grynszpanowy, rybi ogon, a do pleców przykleiły się długie, bursztynowe włosy. I gdyby tak wytężyć wzrok: pod nimi widniały skrzela.
Tylko czy spojrzy? Tylko czy dotknie? Czy będzie chciał patrzeć w głębię koralu?
Mżawka z nieba zaczęła runąć ciurkiem na ziemię.
Burza się zbliżała.
















