A: S: 2| W: 2| Z: 1| I: 2| P: 3| A: 1
U: O,A: 2| B,L,Pł,S,W,MO,MA,MP,Kż,Skr,Śl,M: 3
Cisza była spokojna, jak na nią przystało, była cicha, choć jej dusza mogłaby opowiadać dekadami. Nadal... nie podobał się jej ton delikwentki, spojrzała więc prosto na nią bladymi oczyma.
~ Nie pochodzisz stąd, jednak maddara jest w każdym z nas. Nawet w równinnych. Sparingi to ćwiczenia, równinni to wrogowie, w których są wyjątki, co okiełznały tę energię. ~ Nie uznała tego za naiwność. Raczej jako próbę udowodnienia swej mądrości. Ton zmienia absolutnie wszystko, co tylko da się w słownym przekazie. Ton Ciszy był twardawy, ale nie niechętny, pouczający, po prostu. Jednak w duchu czuła właśnie jedno. Ton, postawa samoobronna, agresja spowodowane były strachem, dlatego tak szczerze wypowiedziała tamte słowa.
Zacisnęła mocno szczęki, z siłą uderzyła płasko ogonem w ziemię wywołując głośny, nieprzyjemny dźwięk.
~ Dość. ~ Rzuciła niemal krzykiem w jej umyśle. Tym razem jej pysk stał się naprawdę... gniewny. Echo odbijało się po niedoświadczonym umyśle młodej adeptki. Niezaznajomiona z maddarą, niedoświadczona mogła poczuć jedynie dziwne zawirowania wokół siebie, fala, jakoby wody nagle z potężną siłą naparła na jej bark. Poruszyła się tak szybko, że ta nie miała czasu się zaprzeć i upadła na śnieg, na bark. Już po chwili złotołuska położyła łapę na barku samicy i spojrzała głęboko w oczy, pysk miała lekko otwarty obnażając białe kły, a bladymi oczami spojrzała w oczy Dyktatorskiej pewnym spojrzeniem. Z tak bliska widziała jej pysk doskonale. To prawo Ciszy, nie Wolnych Stad, ale prawo Ciszy nakazywało jej nie zadawać nikomu bólu. Gdyby to był inny smok, Orzeł, Jad, mogłaby zginąć. Cofnęła się o ogon, a jej oblicze na powrót złagodniało. Należy znać pewne granice. I kiedy się cofała zaczęło gasnąć echo w umyśle zielonołuskiej.
~ Nie wiesz, co mówisz, adeptko. ~ Powiedziała spokojnym tonem, bezosobowym. ~ Gdybyś faktycznie była w duszy tak podła, jak się zachowujesz, a w wewnątrz grałaby Ci nienawiść bariera nie przepuściłaby Cię. ~ Rzekła nadal kamiennie spokojnym głosem. ~ Tak jak ja nie potrafię przyzwyczaić się do blasku, tak Ty jesteś zagubiona życiem w ciągłym zagrożeniu. Jednak tutaj jesteś bezpieczna. ~ mówiła to, gdy tamta wstawała, kiedy zaś się jej to udało uniosła ogromne, pustynne skrzydło i w opiekuńczym geście okryła nim samicę ~ Możesz się rozwijać i dbać o swoje sprawy. Smocze prawo zabrania ranić słabszych, a zabicie karane jest śmiercią. Żaden ze smoków nie zabije mniej wyszkolonego adepta, jednak nie każdy powstrzyma się od zrobienia Ci krzywdy, pamiętaj o tym. ~ Szeptała opiekuńczo w jej umyśle, delikatnie. Zachowywała się tak, jak gdyby widziała zastraszone pisklę, nieufne, ale bezbronne. Jej umysł rozwijał się tutaj, przeżyła swój okres pisklęcy i adeptcki tutaj.
~ Wad wrodzonych nie można leczyć. To tak, jakbyś poprosiła uzdrowiciela, by na Twoim zadku rosły piórka, zamiast łusek. ~ Uśmiechnęła się lekko, gdy tamta mówiła o bogach oraz Uzdrowicielach. ~ Zaś nasz bóg kleryków i uzdrowicieli, Erycal mógłby przywrócić mi wzrok, jak i dać Ci piórka na zadzie. Jednak nie pójdę do niego. Nigdy. ~ Powiedziała spokojnie, cicho. Nieco, może bardziej, zamyślona. ~ Wierzę, że bogowie widzą naszą przyszłość, nasz los. Nadal mogę polować i nadal mogę się rozwijać. ~ Mówiła mimo wszystko tak, jakby coś chciała przed Dyktatorską ukryć, pewna obawa, coś, po prostu coś. Jednak nadeszły kolejne słowa, Cisza westchnęła delikatnie.
~ Nie wiem, jak to się zaczęło. Bogowie mogą zstępować na ziemię, tak jak Tarram. Stał się nad potężny. Nikt nie mógł skontaktować się z bogami, prorocy zniknęli. Nie wiem co do tego doprowadziło. Faktycznie Nieposkromione Wody Oceanu pokonał Tarrama. Jednak nie sam. Nie wiem nic więcej, musiałabyś porozmawiać z Wodami. Moja matka też walczyła, jednak niedawno padła. Wiem tylko tyle, że Tarram przesiąknięty jest złem. Uwielbia zabijać, męczyć, torturować, kocha to, jego dziećmi są trzej równinni bogowie przesiąknięci nienawiścią jak on sam. Takimi jacy są tak ich wychował. ~ Powiedziała spokojnie, jej głos był leciutko napięty, nie było to jakieś emocjonalne związanie ze sprawą, raczej trwoga wobec potęgi bogów.
Usłyszała co Dyktatorska powiedziała o swej matce. Uśmiechnęła się łagodnie, niczym matka pocieszająca swoje młode... cóż, pragnęła piskląt. Jej umysł... był na to gotowy.
~ Nie mówię tu jednak o rzeczach materialnych. Ani wspomnieniach, bo te akurat mam paskudne ~ uśmiechnęła się lekko rozbawiona ~ chodzi mi o to, co Ci dała dużo wcześniej. Ciemne oczy, zielone łuski, smukłą sylwetkę, to, w jaki sposób rosną Twoje łuski, kształt pyska. To, co możesz otrzymać jedynie od rodziców. Dar życia. ~ Szepnęła cichutko, jednak adeptka rozumieć musiała wszystko, gdyż to właśnie miał w sobie przekaz.
Licznik słów: 731