OSTATNI POST Z POPRZEDNIEJ STRONY:
Driada przez dłuższą chwilę patrzyła brązowymi oczyma na postać adepta, nim zaczęła odpowiadać na jego pytania.– Jestem jedną z tych, które wy znacie jako driady. Moje imię to Nyota. Jest nas więcej, ale wasze pojawienie się tutaj... – urwała na chwilę, szukając właściwych słów. – ...zmusiło większość moich sióstr do odejścia w bardziej odległe lasy, tam gdzie nie sięga już Bariera. Jedynie nieliczne, najbardziej uparte pozostały na tych ziemiach. Ale ostrzegam cię, są ona znacznie bardziej dzikie i agresywne ode mnie. Nie próbuj rozmawiać z żadną z nich. Większość nienawidzi smoków, za to że wygnały nas z naszych pradawnych lasów i atakuje od razu, gdy tylko zobaczy, że ma szansę zabić jednego z was. – dodała poważnie – Nasz czas tutaj przeminął, nigdy nie wrócimy na te ziemie. Ja jestem...inna. Cieszę się łaską jednego z waszych opiekunów. Smoczycy, która dawno, dawno temu, jeszcze nim powstała bariera, zanim tu przybyliście odnalazła mnie ranną w lesie i pomogła mi, chociaż według wszelkiej logiki powinna mnie zabić. Poprzysiągłam jej wierność i służę jej do dziś, chodząc między śmiertelnikami, obserwując i słuchając z cienia, z ukrycia. Jestem jej oczyma i jej uszami, widzę i słyszę więcej, znacznie więcej niż wy, śmiertelnicy. Nie tylko to co widać na pierwszy rzut oka. Wasze umysły i emocje nie mają przede mną tajemnic. Nie mogę ci jednak zdradzić imienia Pani. – driada mówiła o swoim mocodawcy z nabożną niemal czcią.– Żyję tutaj, wędrując jeśli zajdzie taka potrzeba. Jeśli zaś chodzi o starego Czarnołuskiego... – driada uśmiechnęła się. Ale był to smutny uśmiech. – Pamiętam jeszcze czas, gdy był znacznie, znacznie milszy i mniej kąśliwy niż teraz. Zawsze miał cięty język, ale po tym czego doświadczył zmienił się, zgorzkniał. To jednak historia należąca do niego, nie do mnie. Możesz sam go o to spytać. I nie mam pojęcia co robi z tymi wszystkimi kamieniami od was. Nawet ja tego nie wiem. – dodała, wzruszając ramionami.– Zielona mgła... Zostałam wysłana, aby odnaleźć jej źródło, jej twórców. Ale nie udało mi się, zostałam przechytrzona. Zawiodłam, płacąc za to swoją cenę. – powiedziała, a maddara zawibrowała wokół jej lewej ręki, odsłaniając na chwilę blizny. Długie, po oparzeniach, ciągnące się od dłoni, przez całe ramię i kończące się dopiero przy samej szyi. Driada nagle uniosła głowę w górę, jakby coś usłyszała i westchnęła lekko. – Muszę iść. Pani mnie wzywa. Ale jeszcze zanim odejdę. Świat, Brzytwoskrzydły jest ogromny. Znacznie większy niż ci się wydaje. Nie wszędzie są równinni, nie wszędzie są twoi pobratymcy. Nie starczyłoby ci życia, bo go całego odkryć, nawet pomimo posiadania skrzydeł. Za barierą czeka wiele tajemnic, ale również i wiele trudów. Wszystko to musisz jednak odkryć sam. Od ciebie zależy, czy postanowisz zaryzykować i to zrobić, czy zadowolisz się odkrywaniem tajemnic ziem po Barierą. A tych jeszcze trochę zostało, nawet pomimo waszego wścibstwa. – dodała, uśmiechając się lekko, po czym wstała i skłoniła im się lekko. Wokół jej sylwetki zaczęły pojawiać się drobne, maddarowe światełka, z każdą chwilą więcej i więcej, otaczając ją niczym rój pszczół.– Bywajcie w zdrowiu.– usłyszeli jeszcze cichy szept, nim postać Driady w całości została pochłonięta przez ogniki, które rozwiały się jak zdmuchnięte wiatrem. Trawa, tron i ogromna ilość mocy, która szalała przed chwilą w powietrzu zniknęły nie pozostawiając wokół siebie najmniejszego śladu na białym puchu.
























